Kategoria: Red Sox

**ISQ WYWIAD: 15 pytań do Strca**

Kolejnym uczestnikiem nowego cyklu wywiadów jest Strc, zawodnik Red Sox.

1. Jak zaczęła się Twoja przygoda z Internet Speedway Quiz?

  • Indywidualne Mistrzostwa Gorzowa, organizowane na forum kibiców Stali Gorzów… Okolice 2007/08 roku? Zgłosiłem się spróbować i chyba poszło mi nawet całkiem nieźle bo zdobyłem 6 albo 7 punktów, nie mając wcześniej pojęcia czy styczności z ISQ.

2. Jaki był Twój pierwszy klub w głównej lidze ISQ i jak wspominasz tamte początki?

  • Moim pierwszym klubem w tzw. polskiej lidze było Champions Team. Coś tam się człowiek pokazał w lidze rosyjskiej, wtedy jeszcze organizowanej z szatnami na PolChacie, od słowa do słowa z Aszotkiem i padło na CT. W pierwszym sezonie pojechałem 13 biegów będąc rezerwowym i ucząc się ISQ, ale początki jak i cała przygoda z ISQ to bardzo pozytywny okres i dużo miłych wspomnień.

3. Czy masz jakieś konkretne cele w swojej karierze w ISQ?

  • Nie. Nigdy indywidualnie nie stawiałem przed sobą jakiegoś większego celu. Może na poczatku przygody kiedy człowiek był młodszy i miał jakieś ciśnienie na „bycie kimś”. Teraz dużo bardziej cieszą mnie starty drużynowe i dobre wyniki w lidze moje i drużyny niż pchanie palców między drzwi, a futrynę.

4. Który moment w Twojej dotychczasowej karierze uważasz za najbardziej ekscytujący?

  • Myślę, że słodko-gorzki triumf w DMP z Bad Company w sezonie 12, po którym z resztą padło ISQ na wiele lat. Więcej chyba komentować nie trzeba i z racji na drużynę i to co wydarzyło się po powrocie quizu, jak i sam upadek quizu. Ciekawy okres.

5. Jaki jest Twój największy sukces w quizowej karierze?

  • Myślę, że wspomniane już złoto DMP z BAD, aczkolwiek brąz DMP z RS czy też CT wspominam równie dobrze. Moim największym sukcesem będzie zdobycie medalu DMP w tym sezonie z Red Sox.

6. Jakie wyzwania napotykasz podczas rywalizacji w Internet Speedway Quiz?

  • Głównie umysłowe i dziury w głowie kiedy zdarza się dostać pytanie o zawodników typu Grzegorz Ajnbacher i machnąć luźne trzy punkty, po czym zrobić piękne, okrągłe zero na Tomaszu Gollobie. Ot urok quizu.

7. Czy istnieje jakiś zawodnik w ISQ, który dla Ciebie jest wzorem do naśladowania?

  • Jeden zawodnik chyba nie, aczkolwiek ze względu na ogrom wiedzy, niezmienny wysoki poziom od lat – w moim quizowym Mount Rushmore znaleźliby się (kolejność przypadkowa) – Kasper, Daniel, Cysu i myślę, że vanpraag. 

8. Jakie aspekty quizu najbardziej Cię fascynują i dlaczego?

  • Każdy aspekt quizu jest lub może być ciekawy. Zależy kto, czego szuka. Dla jednego fascynujący jest fakt posiadania wiedzy na temat żużlowców, którzy poza treningiem nie wyjechali na tor (pozdrawiam Cię Jessup gorąco), dla drugiego każda nowinka i coś nowego do wiedzy czy z przeszłości czy z obecnych lat. Dla mnie będzie to wypadkowa obu – ale w granicach rozsądku… Szczególnie z tym pierwszym.

9. Czy udział w ISQ wpłynął w jakiś sposób na Twoją wiedzę?

  • Zdecydowanie. Startować w quizie i posiadać ten sam poziom wiedzy co na początku to byłby chyba swojego rodzaju dramat. Quiz choćby przez pisanie pytań poszerza Twoją wiedzę, więc biorąc pod uwagę 13 letniego mnie i wiedzę z tamtego okresu, a obecnie 29 letniego konia to w przypadku wiedzy nie ma porównania.

10. Opisz krótko swoją strategię przygotowań do zawodów w ISQ.

  • Co do meczów to nie mam żadnego rytuału, czy też przesądów. Lubię przed meczem wbić sobie na jakąś stronę, gdzie trzeba spisywać bez błędów lub przepisywać jakiś tekst aby rozgrzać trochę palce i wyczulić głowę na literówki.

11. Gdzie widzisz siebie w kolejnym sezonie w świecie Internet Speedway Quiz?

  • Mam nadzieję, że będzie to aktywniejszy powrót w działanie quizu choćby poprzez zaangażowanie się w prowadzenie RA, które w tym roku z różnych powodów musiałem oddać Witkowi, a klubowo mam nadzieję, że dalej w Red Sox.

12. Co uważasz za najbardziej nietypowe pytanie, jakie kiedykolwiek pojawiło się w ISQ?

  • Wszelakie pytania Jessupa, o ludzi którzy sami o sobie nie wiedzą tyle co on wie o nich. To jest zdecydowanie „truskawka na torcie” w quizie.

13. Czy uczestniczenie w ISQ wpłynęło na Twoją codzienną rutynę?

  • Szczerze mówiąc to niezbyt. Jedyna większa zmiana to może, zwracanie uwagi na składy, newsy i nazwiska w nich zawarte jeśli chodzi o transfery zawodników, zawody indywidualne etc., bo „a może akurat pojawi się pytanie o IM Lamezji z Grudnia 2023”, ale poza tym raczej nie.

14. Czy są jakieś zmiany, jakie chciałbyś wprowadzić w formule ISQ?

  • Na chwilę obecną nie.

15. Jakie rady miałbyś dla nowych zawodników, którzy dopiero zaczynają swoją przygodę z ISQ?

  • Nie poddawać się i nie zrażać jak trafi się pytanie o jakiegoś Romana Choińskiego, Wacława Otto czy o inną żużlową prehistorię. I takie pytanie się trafi prędzej czy później, więc nie ma co się załamywać. Z drugiej strony zachęcałbym również do większej aktywności na forum i rekrutowania nowych zawodników. Jesteśmy już wystarczajaco hermetycznym gronem, w którym przydałby się dopływ świeżej krwi.

1 liga: Dobre Duszki – Red Sox 52:37

Dobre Duszki okazały się lepsze w czwartej kolejce, quizowej 1 ligi. Podopieczni Wojtasa nie pozostawili złudzeń Czerwonym Skarpetkom i wygrały pewnie, 52:37. Najlepszym zawodnikiem gospodarzy był Speed, który na swoim koncie zapisał 11 punktów. Honoru Red Sox bronił Jessup, który zanotował także 11 „oczek”, ale w sześciu startach.

Dla zespołu Witka to nietypowa sytuacja, ponieważ w tym sezonie nie odnieśli jeszcze ani jednego zwycięstwa i okupują ostatnie miejsce w tabeli. Jeżeli Skarpetki chcą liczyć się w walce o play-off to w kolejnym meczu muszą już wygrać.

Dobre Duszki – 52:
9. mmmaciekk (G) 3+1 (1,-,1,1*,-)
10. Magik 8+1 (1*,0,3,1,3)
11. Speed 11 (3,2,3,3,0)
12. Wojtas 4+2 (1,1*,-,-,2*)
13. Boski 7 (w,2,1,3,1)
14. Lowigus 9 (2,3,3,0,1)
15. Kasper 10+1 (3,2*,2,3)
16. Eryk (G) ns

Red Sox – 37:
1. Kwiti 6 (2,w,2,0,2)
2. Strc 3+2 (2*,w,d,1*,w)
3. Jessup 11 (0,3,0,3,2,3)
4. Vaikai 3 (0,0,2,-,1)
5. mk 4+1 (3,1*,0,0,0)
6. Witek 10+1 (3,2,1,2,2*)
7. Igor (G) ns

Sędzia: Slayu (White Sox)
Technik: Wojtas

Niesamowity powrót Champions Team

Po dziesięciu biegach Red Sox prowadziło 33:27, ale ostatecznie przegrało z Champions Team 42:47. Do zwycięstwa zespół CT poprowadził PeeR – 11. Z kolei w zespole RS najlepszy był mk – 12.

Red Sox – 42:
9. Jessup 11+1 (3,3,3,2*,0)
10. Vaikai 2 (2,0,0,-,w)
11. Kwiti 4 (1,0,1,0,2)
12. Artas 7 (0,1,3,3,d)
13. mk 12 (3,3,3,1,2)
14. Witek 6+1 (0,0,2*,1,3)
15. Igor (G) 0 (0)

Champions Team – 47:
1. Aszotek 4+1 (0,-,1*,0,3)
2. Osvald 10+1 (1*,2,2,3,2)
3. PeeR 11 (2,3,0,3,3)
4. MasTereK 5+1 (1,2*,1,1,w)
5. Igła 9+1 (2,2,2,2*,1)
6. Speedi 7+2 (3,1*,0,2*,1)
7. Eric 1+1 (1*)

Bieg po biegu:
1. Jessup, PeeR, Kwiti, Aszotek ……..4:2
2. mk, Igła, Osvald, Artas ……..3:3 (7:5)
3. Speedi , Vaikai, MasTereK, Witek ……..2:4 (9:9)
4. PeeR, MasTereK, Artas, Kwiti ……..1:5 (10:14)
5. mk, Osvald, Eric, Witek ……..3:3 (13:17)
6. Jessup, Igła, Speedi , Vaikai ……..3:3 (16:20)
7. mk, Witek, MasTereK, PeeR ……..5:1 (21:21)
8. Jessup, Osvald, Aszotek, Vaikai ……..3:3 (24:24)
9. Artas, Igła, Kwiti, Speedi ……..4:2 (28:26)
10. Artas, Jessup, MasTereK, Aszotek ……..5:1 (33:27)
11. Osvald, Speedi , Witek, Kwiti ……..1:5 (34:32)
12. PeeR, Igła, mk, Igor (G) ……..1:5 (35:37)
13. Aszotek, Kwiti, Vaikai (w), MasTereK (w) ……..2:3 (37:40)
14. Witek, Osvald, Speedi , Artas (d) ……..3:3 (40:43)
15. PeeR, mk, Igła, Jessup ……..2:4 (42:47)

Sędzia: Rudolf
Technik: Kwiti

Wiedziałem, że będziemy „walczyć o spadek” – druga część rozmowy z Witkiem

W drugiej części rozmowy z Witkiem dowiemy się o planowanych zmianach na nowy sezon, a także o tym, co działo się w Red Sox. Witek opowie też o swojej pracy i kierunku, w jakim zmierzają media. Choć chciałby powiedzieć więcej…

Lowigus: Wspomniałeś o powrocie Rady Trenerów. Mam nadzieję, że będzie ona aktywnie działać. Jakie są jeszcze plany na przyszły sezon. Czy możesz uchylić rąbka tajemnicy i przedstawić zarys działania? Oczywiście wszyscy wiemy, że dopiero zaczynacie pracę nad przyszłym sezonem i być może nie wszystko uda się zrealizować.

Witek: Też mam taką nadzieję. Na pewno I liga nie będzie składać się z 6 drużyn. Czynione są starania, by było to osiem zespołów. Finaliści II ligi dostali zaproszenie do rywalizacji w I lidze. Mogę tu chyba ujawnić, że obie drużyny skorzystały z tego zaproszenia. Jednakże w przypadku Black Sox trwają starania dotyczące budowy zespołu, ale wielu zawodników odmawia. Chcemy zreformować II ligę. Być może dojdzie do zmiany tabeli biegowej z 4vs4 na 3vs3. Tutaj PiotrekSL przedstawił ciekawą propozycję. Jakieś ograniczenia powinny też spotkać przepis „gościa”, bo był on krzywdzący dla niektórych zawodników. Z własnego podwórka obserwuje też, że warto umożliwić tym teoretycznie słabszym zawodnikom możliwość jazdy w II lidze. Bo różnica między ligami jest ogromna, a nie wszystkich jara jak wożą 0 lub 1 punkt. Tu trzeba znaleźć odpowiedni kompromis. Do tego reformę przejdzie sam Zarząd, ale o tym jeszcze za wcześnie, by mówić. Cieszy mnie natomiast, że mam już trzy kandydatury do Zarządu.

Lowigus: Brzmi to jak dość spora reforma rozgrywek, jednak coś trzeba zrobić, bo tak jak mówisz różnica poziomu lig jest ogromna. Ze swojej strony powiem, że cieszę się, że udało się wrócić do tego co było kiedyś czyli do zestawów dostosowanych to klasy rozgrywkowej, bo różnie to bywało. Czy kandydatury pojawiły się od samych zainteresowanych czy jako Zarząd złożyliście taką propozycję? Czy ktoś jeszcze oprócz Pirka odejdzie z Zarządu?

Witek: Kandydatury pojawiły się same, ale tak jak mówiłem wcześniej, pochodzą one głównie od trenerów, którzy i tak będą w Radzie Trenerów. Ten organ ma być niejako zapleczem Zarządu, organem pomocniczym, który będzie pracować nad różnymi rozwiązaniami. Trudno mi powiedzieć czy obecny skład Zarządu się zmieni, bo nie rozmawiałem na temat przyszłości ze wszystkimi.

Lowigus: Trzymamy kciuki! Ten sezon przebiegł dość spokojnie i na pewno pozostawił po sobie dobry odbiór. Wróćmy teraz do tematu RS. Pierwszy sezon po reaktywacji wypadł nieźle, walczyliście wtedy w play offach o medal. Później było już gorzej, a w tym sezonie dość wcześnie wiedzieliście, że wyniku nie będzie. Czy przeprowadziliście analizę i znacie przyczyny tego stanu? Czy w głównej mierze wpływ miało na to odejście Guru? Jak ta sytuacja wpłynęła na wasze relacje z WS? Czy „Skarpetki” są jeszcze quizową rodziną czy każdy klub działa autonomicznie?

Witek: Już przed startem sezonu wiedziałem, że będziemy „walczyć o spadek”. Odszedł od nas Guru i trudno było znaleźć jego zastępcę. Próbowałem ściągnąć kogoś, kto też zagwarantuje punkty i będzie jednym z liderów zespołu. Wiem, że w ISQ transfery i rozmowy z zawodnikami to temat tabu, ale jednocześnie przeprowadzona przeze mnie ankieta pokazuje, że quizowicze chcą newsów z życia klubów. Dlatego nie będę się gryzł w język. Mój wybór padł wtedy na Falangę, ale on ostatecznie wybrał Champions Team. Czy żałuję jego decyzji? Nie, wybrał tak jak czuł, a ja nikogo siłą nie nakłonię, by jeździł w Red Sox. Postawiliśmy na zabawę, choć wiem, że są w quizie osoby, które twierdzą, że im bardziej mówi się o „zabawie”, tym bardziej zależy na wyniku. No to nie nam. Owszem, fajnie byłoby awansować do play-off i przedłużyć ten sezon, ale to się nie udało. Rzutem na taśmę zajęliśmy piąte miejsce i to nas cieszy. Nie da się ukryć, że kiedyś mieliśmy lepsze relacje z White Sox. Wydaje mi się jednak, że wraz ze Slayem wszystkie niesnaski puściliśmy w niepamięć i działamy wspólnie na rzecz ISQ i rozwijamy swoje drużyny. A że sobie czasem podbieramy zawodników? No trudno. Bez wątpienia „Skarpetki” są jeszcze wielką quizową rodziną, ale przynajmniej na ten moment każdy klub działa autonomicznie.

Lowigus: Pod koniec sezonu jechaliście już jednak lepiej. Choćby w meczu z DD wszystko zagrało jak należy. Czy widzisz w tym składzie potencjał i szansę na lepsze wyniki czy jednak będzie o to trudno? Czy możesz już zdradzić czy i ewentualnie jakie zmiany będą miały miejsce w waszym składzie?

Witek: Składu nie mieliśmy złego, ale w każdym przegranym meczu czegoś brakowało. Analizowałem to jeszcze w trakcie sezonu i brakowało nam zazwyczaj punktów jednego z liderów. Zazwyczaj tym liderem byłem ja. Fajnie odpalił nam Strc, który wreszcie miał pewność jazdy i nie zawodził. Jessup jechał na swoim poziomie, choć i jemu zdarzały się wpadki. Zwłaszcza w początkowej fazie sezonu, gdy głową był gdzie indziej. Solidnym wsparciem był Boski. To ambitny chłopak, którego stać na dużo, ale sam wie, jaki ma problem z podejściem do meczu. Igor i Rafał przyszli z II ligi i przekonaliśmy się na własnej skórze, że różnica między ligami jest ogromna. Gośćmi byli bardziej doświadczeni Osvald i Kwiti, ale frekwencyjnie też zawsze nie mogli. W końcówce sezonu dołączył do nas Vaikai i był bardzo dużym wzmocnieniem. To jest ciekawe zagadnienie, że on lepiej ścigał się w I lidze niż w barwach SMS. Vaikai bardzo nam pomógł i to był ten brakujący element układanki w zeszłym sezonie. Gdyby trafił do nas wcześniej, to może bilibyśmy się o play-offy. Wierzę, że w nowym sezonie pójdzie nam dużo lepiej. To będzie nowe Red Sox, ale o transferach poinformujemy w swoim czasie.

Lowigus: Wasz skład był mocno gorzowski, jak się domyślam większość kibicuje Stali. Czy w sezonie żużlowym forum/czat Red Sox żyje głównie tym tematem czy raczej mało rozmawiacie o żużlu?

Witek: Żyjemy cały rok. Zaprzyjaźniliśmy się ze sobą i gadamy o wszystkim i o niczym. Są specyficzne żarty, tzw. szydera, ale są też poważne dyskusje. Najwięcej rozmawiamy o Potężnym Przyjemskim i Stali Gorzów, to zrozumiałe. Ale pojawiają się też wątki rybnickie czy wszelakich no nameów, które nawet nie pamiętają, że jeździli na żużlu. Jest wesoło.

Lowigus: A jakim jesteś trenerem? Czy możesz w kilku zdaniach opowiedzieć o tym? Czym jest dla Ciebie trenowanie, robisz to z obowiązku czy dobrze się z tym czujesz?

Witek: Gdybym miał więcej czasu, to z pewnością byłbym lepszym trenerem. Potrafiłbym wtedy zadbać o regularne treningi. Trenowanie to dla mnie dodatkowa mobilizacja, by nie zawieść swoich zawodników. Czuję się w tym dobrze. Nawet lepiej niż przed reaktywacją. Wtedy robiłem to niejako z obowiązku, teraz jest to dla mnie przyjemność

Lowigus: Brak czasu z pewnością nie ułatwia trenerskiej pracy, ale czy przed meczami ligowymi próbujesz przeanalizować jakoś rywala i przemyśleć taktykę na mecz lub choćby dopasować ustawienie par? A może stosujesz inne praktyki mające choćby wybić z rytmu rywala? Parę kontrowersji związanych z waszymi meczami by się znalazło, czy to pewien rodzaj gry z twojej strony?

Witek: Od razu kontrowersji. Czasem jestem zmuszony do tego, że trzeba przeciągnąć spotkanie. Pamiętamy chyba „aferę kiblową” w trakcie meczu z Champions Team, ale i z Dobrymi Duszkami pamiętam, że dość mocno przeciągaliśmy rozpoczęcie spotkania i start do kolejnych biegów. Nie jest to jednak rodzaj gry, a reakcja na spóźnienie kolegów z drużyny. Bez któregoś z nich tracimy ogromnie na naszej sile, która i tak dotąd nie była jakaś duża. Dlatego nie mogę sobie pozwolić, by jechać bez kogoś, kto na przykład jest w drodze. Wiem, że jest to brak szacunku dla tracącego cierpliwość przeciwnika, z którym przecież umówiłem się na daną godzinę. Mogę za to tylko przeprosić. Na pewno nie robię tego z satysfakcją czy uśmiechem na ustach. Robię to, bo muszę. Teraz uśmiech na mojej twarzy wywołuje to, jak przypomnę sobie „poszukiwanie” programu na pulpicie czy zagadywanie Rudolfa na sto różnych tematów. Co do analizy, to przed meczami robimy taką małą analizę ze Strcem, ale to raczej naszej drużyny. Z doświadczenia nauczyłem się, że im bardziej analizuję przeciwnika, tym mniej o nim wiem. Teraz można już zamieszać składem, pary są różne i choć możliwości taktycznych jest dużo, to trudno na wszystkie odpowiedzieć. Najlepiej mieć jokera na rezerwie, ale cierpi na tym atmosfera w zespole, bo trzeba kogoś zmienić nawet kilka razy, a nie po to przychodzimy na czat, by być zmienianym. A atmosfera jest dla mnie najważniejsza. Wynik – mimo wszystko – to sprawa drugorzędna. Wiadomo, fajnie się wygrywa i o coś walczy. Mam nadzieję, że znów będzie nam to dane, a Red Sox przetrwa swoje najtrudniejsze chwile w historii. Wszak rok temu o tej porze, gdy nieoficjalnie wiedziałem o czekających nas zmianach, a drużyna przegrywała mecz za mecze, istniało zagrożenie, że nie przystąpimy do rozgrywek. Ale ja się tak łatwo nie poddaję.

Lowigus: Mówiłeś już, że w drużynie atmosfera jest bardzo dobra, jednak chciałbym jeszcze zapytać czy musisz czasem przeprowadzać z zawodnikami poważniejsze rozmowy lub stopować ich zachowania na czacie czy raczej odcinasz się od tego i każdy robi co uważa? Choćby Jessup potrafi podejść do meczu dość emocjonalnie, pamiętam też sytuacje, gdy inni zawodnicy nie do końca byli zadowoleni z faktu, że na przykład zostali w danym wyścigu zmienieni. Czasem chyba ciężko być trenerem ?

Witek: Zdarza się, że chłopaki trochę za mocno polecą, czy to podczas meczu, czy na czacie klubowym i muszę ich stopować. Ale to są krótkie uwagi i po sprawie. Wychodzę jednak z założenia, że każdy jest dorosły i odpowiada za siebie. Emocjonalne podejście do meczu to nic złego, pokazuje, że komuś zależy. Ale czasem te granice są przekroczone. Zdarzają się też problemy ze zmianami. Uwielbiam taktykę, w której to ja jestem rezerwowym i wchodzę na te trudniejsze biegi. Tak było przed reaktywacją, gdzie z szybką drużyną potrafiliśmy wygrywać nawet wtedy, gdy trójki zdobywałem tylko ja. Teraz już nie ta forma, nie ta pamięć, nie ten refleks. No i nie ta taktyka. Odszedłem od niej definitywnie już w trakcie sezonu 14 i zdarza się teraz incydentalnie Taka taktyka wywołuje zmiany, a czasem zdarza się, że nie ma kogo zmienić. Tak jak mówiłem, nie po to przychodzimy na czat, by trener nas zmieniał. To nie te czasy, gdy jak nie to ISQ, to następne. Jest jeden mecz w tygodniu – albo rzadziej – i chcemy się pobawić. Dlatego staram się każdemu mojemu zawodnikowi zapewnić jazdę choćby w II lidze, oczywiście jeśli on tego chce. ISQ ma sprawiać przyjemność, a nie frustrację zmianami. I w tym sezonie takie frustracje niekiedy się zdarzały, ale wszystko szybko sobie wyjaśnialiśmy, przepraszałem zawodników i na drugi dzień nie pamiętaliśmy o sprawie.

Lowigus: Tyle lat w ISQ sprawia, ze poznałeś tu kilkaset osób. Myślę, że kojarzy Cię każdy uczestnik tej zabawy. Czy w tym czasie pojawiły się jakieś przyjaźnie lub chociaż utrzymujesz z kimś większy kontakt, rozmawiasz o życiu, pracy, rodzinie?

Witek: Te przyjaźnie z osobami z Częstochowy, które były kiedyś, jakoś się pokończyły. Kontakt się urwał, każdy ma swoje życie, pracę, rodzinę. Trzeba gonić, by się jakoś utrzymać, wszyscy to znamy. Pozostaje mi jedynie wspominać wspólne wypady rowerowe, wizyty na stadionie czy zjazdy w Płotkach u Orzecha w domku, którego już zresztą nie ma. Kontakt utrzymuję tylko z Cinkiem, z którym razem pracujemy w jednej redakcji. Czasem widujemy się z Kwitim, na przykład jak kupuję choinkę w Castoramie. Los rzucił go do Tychów i tak tu sobie mieszkamy w tym spokojnym mieście. Jest jednak wiele znajomości, które przetrwały lub odżyły. Dla przykładu, kiedyś godzinami gadałem z Magikiem i teraz znów tam czasem porozmawiamy o pierdołach, a nawet startujemy razem w Lidze Dwójek. Stale kontaktuję się z Danielem, ale głównie w sprawach zawodowych, choć ostatnio też o bieganiu trochę gadaliśmy. Będziemy razem startować w Półmaratonie w Toruniu, a dla Daniela to ma być debiut na tym wymagającym dystansie. Oczywiście mówię o osobach z innych drużyn, bo z każdą ze Skarpetek mam większy lub mniejszy kontakt.

Lowigus: Do ISQ trafiła też twoja żona. Niezwykła sytuacja. Czy u Tusi to była ciekawość zobaczenia na co jej mąż poświęca tyle godzin? W końcu żużlem chyba zbytnio się nie interesuje?

Witek: Tusia nie ma nic wspólnego z żużlem. Na pierwszym była ze mną, ten sport ją kompletnie nudzi. W Tychach żużel jest nieobecny, nie ma żadnych tradycji. Tutaj żyje się hokeje, miejscowy GKS to jedna z najlepszych drużyn w kraju. Do ISQ Tusia trafiła z ciekawości. Wchodziła na czat, obserwowała jak mi idzie. I w końcu sama spróbowała. Ambitnie podchodzi do tematu, ćwiczy spis. Do tego gra na telefonie i potrafi punktować, co dla wielu z nas jest trudnym zadaniem.

Lowigus: Punkty zdobyte z telefonu, szczególnie na spisie, to faktycznie niezły wyczyn. A czy zdarza Wam się w domu komentować wydarzenia quizowe czy raczej nie rozmawiacie na te tematy?

Witek: Oczywiście, że rozmawiamy. Zwłaszcza na temat jakiś kontrowersyjnych zachowań. Jej zdaniem są osoby, które niepotrzebnie tak się spinają, by tylko komuś udowodnić, że są lepsze w internetowej grze. Naprawdę są ważniejsze rzeczy w życiu. Co do punktów, to ja nie mam pojęcia jak ona to robi. Jestem bardzo dumny z każdego jej punktu. Czasem nawet sama coś wie, zwłaszcza z ostatnich dwóch sezonów

Lowigus: A jak udaje Wam się łączyć angażowanie się w ISQ z opieką nad synem? Czy w godzinach meczowych już śpi czy kibicuje mamie i tacie?

Witek: Na szczęście już śpi. W innym przypadku nie byłoby możliwości jazdy w Internet Speedway Quiz.

Lowigus: Na koniec wywiadu chciałbym poruszyć temat twojej pracy zawodowej. Jak większość pewnie zauważyła od kilku lat piszesz dla portalu sportowefakty.wp.pl. Czy zostanie dziennikarzem od zawsze było twoim celem czy trafiłeś do tej branży przez przypadek?

Witek: Już ponad połowę życia zajmuję się dziennikarstwem. Pamiętam obrazki z dzieciństwa, gdy biegałem po boisku i komentowałem to, co się dzieje. Już wtedy widocznie chciałem zostać dziennikarzem. Spełnienie tego celu to jednak zbieg okoliczności, jakich wiele w moim życiu. Po zakończeniu gimnazjum rozmawiałem z kolegą, który coś tam próbował pisać na poprzedniku espeedway.pl. Powiedział, żebym spróbował, to napisałem maila i tak się złożyło, że go zastąpiłem. Od 14 lat pracuję w WP SportoweFakty. Początkowo w dziale żużel, teraz już zajmuję się wszystkim. Zresztą zmiana redakcji to też przypadek, ale – tak jak w życiu – niczego nie żałuję.

Lowigus: Rozumiem, że to praca na tzw. pełen etat? Skoro piszesz o wszystkim to pewnie musiałeś zainteresować się kilkoma innymi dyscyplinami. Czy trudno pisać o tym czym niekoniecznie się interesujesz?

Witek: Tak, to praca na pełen etat. Mam zachowany ten mityczny worklife balance, jest nawet czas żeby popisać o historii żużla. Był też czas, że sporo chodziłem na mecze piłki nożnej na Śląsku, ale po wybuchu pandemii nie byłem już na żadnym meczu. Po prostu mi się to nie opłaca. Piszę o wszystkim, ale nie oznacza to, że się tym interesuje. Taka niestety jest obecnie specyfika mediów, ale więcej powiedzieć nie mogę. Na pewno trudno pisać o tym, o czym się nic nie wie, no ale co zrobić.

Lowigus: No właśnie, czy media nie idą w dziwnym kierunku? Szczególnie tytuły artykułów są czasami wręcz żenujące, jak się domyślam chodzi pewnie tylko o kliknięcie? Wy jako redaktorzy podpisujący się pod tymi artykulami zbieracie często sporo cierpkich słów, czy przechodzisz obok tego czy jednak trochę się tym przejmujesz? I czy macie jakikolwiek wpływ na to pod jakim tytułem wyjdzie wasz tekst czy decyduje o tym kto inny?

Witek: Nie mamy większego wpływu. Moim osobistym zdaniem media idą w złą stronę. Nastawiają się tylko na kliki. Jakościowe dziennikarstwo też istnieje, ale ktoś bez nazwiska nie ma w zasadzie szans się przebić. Chodzi tylko o to, żeby czytelnik kliknął. A czytelnik klika największe głupoty. I tak koło się zamyka.

Lowigus: Rozumiem, szukanie sensacji jest obecnie w modzie. Może jeszcze karta się odwróci. Wspominałeś też, że w dzieciństwie lubiłeś komentować wydarzenia sportowe. Czy wiedziałbyś się także w takiej roli lub w innej na szklanym ekranie? Myślałeś kiedyś o tym, a może pojawiły się nawet jakieś propozycje?

Witek: Mimo wszystko jestem introwertykiem i nie wyobrażam sobie takiej pracy. W obecnych czasach, gdzie każdy błąd jest wyłapywany i na Twitterze są śmieszki? To nie dla mnie. Wystarczy mi, że za jeden tekst podczas MŚ 2018 byłem grillowany przez Weszło, a moja wina w tym jest taka, że podpisałem się pod artykułem. Owszem, były propozycje, by wystąpić w programach, nawet w zeszłym sezonie w jakimś żużlowym, ale odmówiłem, bo w ogóle przy żużlu nie pracowałem. Ale teraz jak taką dostanę, to może coś tam powiem.

Lowigus: Jeśli Cię to pocieszy to do mnie to „grillowanie” nie dotarło, nie miałem o nim pojęcia. Wracając do występu w programie, jeśli nadarzy się okazja nie zapomnij promować ISQ, wszyscy czekamy na nowych graczy. Na tym chciałbym zakończyć nasz wywiad, życzę Ci wytrwałości w dalszym działaniu na rzecz ISQ, przy okazji chciałbym podziękować w imieniu naszej społeczności za dotychczasowy wkład w rozwój Quizu. No i oczywiście zdrówka dla rodziny Witczyków, czekamy na kolejnego reprezentanta w ISQ!

Witek: Hehe, to taka mikro aferka była. Dziękuję za życzenia. Książki Bartek już czyta, więc kto wie. Dzięki też za tę długą rozmowę. Pozdrawiam każdego, kto przeczytał ją do końca. Wszystkim życzę dużo dobrego.

Oddamy część władzy w ręce quizowiczów – pierwsza część rozmowy z Witkiem

Sezon 15 za nami. To dobry czas na podsumowania. Zapraszamy do długiego wywiadu z Witkiem, w którym opowie on nie tylko o swoim zaangażowaniu i tym, co czeka ISQ. Dowiemy się, kiedy Witek zainteresował się żużlem, jak trafił do ISQ i jak zbudował wielkie Red Sox. Oto pierwsza część wywiadu.

Lowigus: Witaj Łukaszu, ile to już lat od twojego pojawienia się w ISQ? Czy jesteś w stanie policzyć?

Witek : No cześć. W ISQ pojawiłem się w 2004 roku, więc wychodzi, że wkrótce jubileusz 20-lecia. Aż trudno mi to sobie wyobrazić tak młodego człowieka, który stawia pierwsze kroki w internecie i trafia do ISQ. I to dosyć szczęśliwie, niejako przez zbieg okoliczności. Ten czas tak szybko leci…

Lowigus: Szmat czasu. 20-lecie czyli będzie okazja do zorganizowania imprezy. Na czym polegał ten zbieg okoliczności i czy w tamtym czasie byłeś mocno zafiksowany na punkcie żużla?

Witek: Ja się żużlem zainteresowałem w 2000 roku. Miałem wtedy 12 lat, tata zabrał mnie na pierwszy mecz z Pergo Gorzów Pamiętam z niego tylko upadek Craiga Boyce’a w piętnastym wyścigu. Żużel mnie bardzo interesował wtedy, chodziłem nawet na treningi, egzamin na licencje czy zawody Południowej Ligi Młodzieżowej. Nie można zapominać o finale z Apatorem z 2003 roku i mistrzostwie dla Włókniarza. To był najpiękniejszy dzień mojego ówczesnego życia, a zainteresowanie żużlem było jeszcze większe. Do ISQ trafiłem dzięki mojemu przyjacielowi ze szkolnej ławy – Urbankowi, który startował w Mini Lidze. On też lubił żużel i tak żeśmy się skumali, że powiedział mi o ISQ. Spróbowałem, brałem udział w tym milionie organizowanych sparingów na tych samych pytaniach i nauczyłem się ich na pamięć. Zdobywałem trójki i znalazłem kluby w różnych ligach. I tak to się kręci. Gdyby nie to, że trafiłem do jednej klasy z Urbankiem i znalazłem go na Gadu-Gadu, to prawdopodobnie nigdy w życiu nie dowiedziałbym się o ISQ.

Lowigus: To bardzo ciekawa historia. Czy uważasz, że wtedy łatwiej było się dostać do ISQ i rywalizować z doświadczonymi graczami czy było trudno jak teraz? Czy do dziś masz kontakt z Urbankiem i dlaczego zniknal z ISQ?

Witek: Łatwiej. Byliśmy zupełnie innym pokoleniem niż obecnie młodzi ludzie. Jeśli już ktoś usłyszał do ISQ, zarejestrował się na forum, to szybko ktoś go odnalazł i zaproponował jazdę. Było kilka lig, gdzie można było się spróbować. Był swego rodzaju skauting, obserwacje zawodników. Teraz mamy jedną ligę, zamknięte składy, gdzie ciężko się przebić. Mało klubów daje szansę nowym zawodnikom, a nawet jak oni się zarejestrują na forum, to jest to ich jedyna aktywność. Trudno do nich dotrzeć. Kiedyś było Gadu-Gadu, podawało się numer przy rejestracji i można było pogadać. Teraz jest Facebook, ale trzeba znać dane człowieka, a tych nikt nie podaje, bo i po co. Trzeba też pamiętać, że samo danie szansy, to jedna strona medalu. Debiutant też musi chcieć, a tu już jest bardzo dużo zmiennych, które o tym decydują. Nie da się ukryć, że dla żużlowego świata nie jesteśmy jakąś super rozrywką. Ale staramy się przyciągać ludzi na wszelkie sposoby. Urbankowi po prostu nie szło i się zniechęcił. Kontakt się urwał kilka lat temu. Gdybym mieszkał w Częstochowie, to pewnie byśmy się spotykali. Życie się potoczyło tak, a nie inaczej i tego kontaktu praktycznie nie ma.

Lowigus: Obecnie jako trener SMS jesteś jedną z osób mających duży kontakt z debiutantami. Czy widzisz zaangażowanie w życie quizu z ich strony i chęć do rozwoju umiejętności czy zainteresowanie ogranicza się do spędzenia pojedynczych wieczorów na czacie?

Witek: To zależy od człowieka. Dla przykładu Vaikai bardzo się zaangażował i bardzo mnie to cieszy. On – jak to się mówi – złapał tego bakcyla. Scott jest zaangażowany w życie zespołu i dba o atmosferę w zespole. O innych debiutantach trudno mi się wypowiadać, bo albo przestali odpowiadać na wiadomości albo szybko zrezygnowali. Teraz dla nowych są Turnieje Zaplecza czy Liga Dwójek. Do tego dojdzie Liga Letnia. Mam nadzieję, że przez lato trochę ich będzie więcej, a drużyna SMS będzie mogła przejść reformę.

Lowigus: Myślę, że każdy z obecnych Quizowiczów liczy na ten napływ, jednak tak jak mówiłeś dość trudno przebić się z naszym ISQ przez masę różnych okołożużlowych rozrywek. Wróćmy jednak do czasów twoich początków. Witek i RS to jedność. Przybliżysz czytelnikom początek tej „zażyłości”?

Witek: Szczegółowo już nie pamiętam, jak trafiłem do Red Sox. Wiem, że trenerem był wtedy Marsell, który po kilku kolejkach porzucił zespół. Czy taki człowiek istniał? Tego nie wiem. Zależało mi na Red Sox, mieliśmy tam fajną atmosferę i zwróciłem się do Rikiego z prośbą o to, bym przejął zespół jako trener. Zaufał mi, dał szansę debiutantowi i chyba nie zawiodłem. Nie chciałem zmieniać klubu, pod tym względem jestem osobą sentymentalną. Byliśmy wtedy jedną z najsłabszych drużyn, ale szybko to się zmieniło. Pierwszy sezon był bardzo trudny, ale potem było już dużo lepiej. I ten zbieg okoliczności sprawił, że zaangażowałem się w życie quizu.

Lowigus: Moje pierwsze sezony w ISQ to już okres najlepszych czasów RS. W jednym z sezonów jeździł tam przecież zarówno Daniel jak i Kasper. Wielkim wsparciem byłeś Ty, w tym sezonie zdobyłeś przecież też tytuł IM ISQ, a także szybko piszący zawodnicy. Można powiedzieć, że był to skład doskonały, który nawet dzisiaj mógłby zdetronizować najlepszy zespól po reaktywacji – FT. Czy trudno było wtedy ściągnąć takie gwiazdy ISQ? Musiałeś mieć chyba dobre „gadane”?

Witek: Rozmawialiśmy codziennie, graliśmy w STS, do tego sparingi, problemy kadrowe innych klubów, wielka wizja sięgająca mistrzostwa ISQ – pewnie to ich skusiło do jazdy w Red Sox. Do tego też pewnie dochodziło moje zaangażowanie, co pomagało w wyrobieniu Rankingu Aktywności, który wtedy był bardziej restrykcyjny niż obecnie. Sam trener musiał wyrobić 150 punktów. Teraz ściągnąć gwiazdy pokroju Daniela i Kaspera jest bardzo trudno. Bardzo bym chciał, żeby choć jeden z nich dołączył do nas, by pomóc w powrocie na szczyt. Nie wiem czy Daniel dostał ofertę, ale Kasper tak. Przekonać się nie dał i szybko uciął temat. Chciałbym jeszcze sięgnąć po drużynowe mistrzostwo i mógłbym skończyć karierę. Te czasy wspominam z wielkim sentymentem, a zwłaszcza ten mój tytuł IM ISQ. To się już pewnie nie powtórzy.

Lowigus: Mimo wszystko wszystko musiało zagrać jak należy i przez pewien czas byliście drużyną trudną do pokonania. W tym sezonie spektakularne transfery przeprowadziło choćby WS jednak skończyło się to bardzo słabo. Osobiście wolałbym, żeby Kasper do Was nie trafił, bo to oznaczałoby duże problemy dla DD. Kolejnych sukcesów oczywiście Tobie i twojej drużynie życzę jednak zakończenia kariery już nie, wspominałeś już o tym jednak kilkukrotnie. Czy to rodzaj pewnego zmęczenia ISQ? Zadam też pytanie retrospektywne. Gdzie byłoby ISQ, gdyby Witek nie trafił do Quizu? Obserwowałeś działania Zarządu przez kilka sezonów stojąc na jego czele, w międzyczasie kolejne mocno wtedy zaangażowane osoby wygaszały swoją aktywność, jak choćby Riki. Czy bez Ciebie Quiz przetrwałby choćby do słynnej „afery czatowej”?

Witek: Mogę Cię uspokoić: Kasper nie trafi do Red Sox. Chyba, że wymyślony zostanie regulamin z KSM i pasowałby do układanki, ale to nam w Internet Speedway Quiz nie grozi. Wracając do historii, wtedy w zespole wszystko działało tak jak trzeba. Daniel, Kasper i ja robili trójki, a reszta spisywała. Tych spisywaczy też mieliśmy na najwyższym poziomie. To był idealny zespół, który wspominam z bardzo dużym uśmiechem. Co prawda nastawieni byliśmy na wynik, a na forum rozmawialiśmy niewiele, ale cieszyły nas sukcesy. Teraz mnie cieszy bardziej atmosfera w drużynie, a tę w sezonie 15 mieliśmy bardzo dobrą. Życie, a najlepiej przykład White Sox, pokazuje, że transfery nie zawsze są drogą do sukcesu. Szkoda mi tego, że White Sox nie awansowało do play-off, ale w kolejnym sezonie chłopaki mają kolejną szansę. A my znów będziemy chcieli być przed nimi. Karierę chciałbym zakończyć będąc u szczytu. Sami jednak doskonale wiemy, że ISQ jest jak nałóg i nie jest łatwo się tak odciąć.

Nieskromnie – ale nie boję się tego – powiem, że gdyby nie ja, quizu do sezonu 12 już by nie było. Żałuję tylko, że po sezonie 12 stało się to, co się stało. Gdybyśmy wszyscy mieli te możliwości i umiejętności 10-15 lat temu, to mielibyśmy super rozgrywki i właśnie byśmy organizowali 24 sezon. Byliśmy jednak młodsi i nie potrafiliśmy wielu rzeczy. Trafiliśmy też na oszusta, który schował głowę w piasek, ale nie chciałbym o nim mówić. Najbardziej mi jest szkoda, gdy te najbardziej zaangażowane osoby odchodzą z ISQ. Podałeś przykład Rikiego, ale takich przykładów jest więcej. Ostatni to Pirek. On w tym sezonie wykonał najwięcej mrówczej pracy, a nikt go za to nie docenił. Pojawiała się za to momentami krytyka. Niepotrzebna, bo warto docenić każdego, kto w jakikolwiek sposób jest zaangażowany w quiz. Czy wpłaca pieniążki, czy przygotuje tekst na portal, moderuje, sędziuje, technikuje. Bez tych osób nie byłoby ISQ. Nie wiem czy wszyscy pamiętają, ale nie dołożyłem ręki do reaktywacji ISQ. Nawet nie chciałem w nim startować, ale jednak nałóg jakim jest ISQ okazał się silniejszy i znów to robię. Znów mam głowę pełną pomysłów. Tylko czasu brak.

Lowigus: Czyli są jednak jakieś pozytywy tego, że ISQ się starzeje. Do tematu RS w sezonie 15 jeszcze wrócimy. Chciałbym dopytać jeszcze o Zarząd. Oczywiście tak jak mówisz szkoda utraty osób działających na rzecz Quizu. Mówisz też o niepotrzebnej krytyce, która się pojawiła. Czy uważasz, że była ona niekonstruktywna i przez cały sezon organ zarządzający działał tak jak należy? Czy słowa wypisywane przez Quizowiczów na forum nie wynikają trochę z troski o Quiz? Być może czasem przekaz jest niewłaściwy, ale myślę, że dla każdej osoby grającej obecnie w ISQ jest to fajna forma rozrywki, której nie chcieliby stracić. Czy możesz podać jakąś sytuację, w której „granice” zostały przekroczone i w której pomyślałeś „Po jakie licho się starać i pracować na rzecz ISQ”?

Witek: Zdaje sobie sprawę, że komunikacja z naszej strony zawiodła. Tu odpowiadam za to ja i wiem, że brak komentarza i przekazywanych informacji mógł być zalążkiem tego, że społeczność zaczęła się denerwować o losy quizu. Byłeś w Zarządzie i wiesz, że robimy wiele rzeczy, których nie widać. Zdarzają się też tygodnie, że ta machina działa sama i nie trzeba robić nic. Krytyka była z pewnością w jakiejś mierze konstruktywna. Tu wiele zależy od odbioru sytuacji i komunikacji. Gdy wprowadzaliśmy RA w tym sezonie, żeby pobudzić trochę quizowiczów do pomocy, to pojawiały się głosy sprzeciwu. Reguły zostały ustalone bardzo liberalnie i raczej nikt nie ma problemu z wyrobieniem limitu. Tak samo limit sędziowski. Jak trzeba było to ktoś komuś pomógł i wszyscy świecą się na zielono. My to wszystko staramy się robić dla dobra quizu.

Już wkrótce oddamy część „władzy” w ręce quizowiczów, a konkretnie trenerów. Rada Trenerów znów zacznie działać tak, jak powinna. Będzie miała możliwość wymyślania przepisów do regulaminu, rozwiązań na nowy sezon. Tak by uniknąć kontrowersji choćby w temacie „gościa”. Ten przepis to też złożony problem, bo chcemy – nie jako Zarząd, ale jako quizowicze – mieć dwie ligi, a jednocześnie I liga ma liczyć 8 drużyn. I są czynione ku temu kroki, ale w tej 8 drużynie prawie nikt nie chce jeździć. Natomiast co do tych „granic”. Nie jestem obiektywny, ale sam czasem emocjonalnie reaguje na niektóre wpisy i odbieram je jako atak. Niepotrzebnie. Wielokrotnie miałem chęć rezygnacji z ISQ, ale to tylko chwilowe. Mogę zapewnić, że nie zrezygnuję. Ale mam też dwie prośby do quizowiczów.

Lowigus: Jakie to prośby?

Witek: Po pierwsze: o co najmniej takie zaangażowanie, jak obecnie. A może i jeszcze większe. Po drugie: żeby nie myślano, że beze mnie nie będzie ISQ. Będzie, ale o tym się nie przekonamy. Po prostu w niektórych rozmowach prywatnych często to słyszę, a nie tylko ja działam na rzecz ISQ. Działamy wspólnie.

Lowigus: Myślę, że wynika to z faktu, że jesteś twarzą Zarządu… Najczęściej poruszasz na forum problematyczne tematy czy wypowiadasz się w imieniu gremium. Z taką funkcją wróciłeś zresztą do Zarządu po reaktywacji zbierając pochlebne opinie za poprawę komunikacji. Rozumiem, że obecnie działacie w Zarządzie na równych zasadach. A czy wyobrażasz sobie sytuację, w której któraś osoba przedstawia kompleksowy plan działania i go realizuje w sposób bardziej dyktatorski?

Witek: Trudne pytanie zadałeś. Szczerze mówiąc, to chyba nie. wolę dyskusje, bo nikt nie ma monopolu na wiedzę i dobre decyzje. Ten sezon jest tego najlepszym przykładem. Bez dyskusji, a takie tematy w tym sezonie były, można łatwo popełnić kosztowny błąd.

Ojciec mógł startować razem z synem – druga część rozmowy z Igorem, zawodnikiem Red Sox

W drugiej części wywiadu z Igorem zahaczymy jeszcze o jego starty w Red Sox w tym sezonie. Poznamy także Igora prywatnie. Dowiecie się o tym, że było blisko startu w jednym meczu syna i ojca.

Był moment, że nie jeździłeś w Red Sox. Czym to było spowodowane?

To było głównie spowodowane tym, że nie miałem weny i trochę chęci z powodu wyników, ale nigdy nie zostawiłem nikogo na lodzie i zawsze podkreślałem, że jestem do dyspozycji, gdyby nie było składu. Oczywiście były sytuacje „życiowe” gdzie nie mogłem być na meczu, ale to były pojedyncze przypadki. ISQ to jednak gra i uważam, że nie ma sensu deklarować końca kariery. Czemu mamy deklarować coś, co niczego nam w życiu nie zmieni, jeśli nie mamy ochoty, to po prostu nie grajmy przez jakiś czas i tyle. Uważam, że bez sensu jest składanie takich deklaracji, a potem wracanie. Jeśli nie będę miał ochoty grać na przykład przez rok czy dwa, a potem nagle wrócić, to wolę po prostu powiedzieć, że na razie nie interesuje mnie bawienie się w ISQ niż hucznie zapowiadać zakończenie kariery, jakby to był nasz zawód lub prawdziwy sport.

To teraz przejdźmy do pozaquizowej tematyki. Jaki Igor jest prywatnie?

Tu nie będę oryginalny, jak zacznę od tego, że ciężko mówić o sobie jakim się jest człowiekiem, bo albo wyjdzie, że się nad sobą użalasz albo siebie wychwalasz. Na pewno na przestrzeni lat zmieniłem się dość mocno, to jestem w stanie ocenić sam po sobie. Kiedyś priorytetem było kupić nową czapkę i bluzę prosto, żyło się na zasadzie „jakoś to będzie”. Albo inny przykład – miałem ostatnie 100zl w kieszeni, do wypłaty załóżmy został tydzień, to zamiast zrobić sobie zakupy, zalewałem motocykl, zjadłem kebaba i kupiłem fajki. Ostatnie 5 lat to jednak diametralna zmiana w moim życiu, założenie biznesu i powiem Ci, że to też spowodowało, że pod niektórymi względami bardzo „dorosłem”. Ale mimo wszystko teraz te dawne czasy wspominam z pewnym sentymentem. Na pewno stałem się bardziej odpowiedzialny i jak tyko mogę, to staram się dbać o najbliższych. Cieszy mnie na pewno też to, że moi pracownicy doceniają mnie i mam naprawdę fajny stały skład i sami potrafią mi powiedzieć, że jestem w porządku gościem, bo wiedzą, że z żadnym problemem ich nie zostawię. Więc podsumowując Twoje pytanie, na pewno pod wieloma względami, choć tego na pewno na pierwszy rzut oka nie widać, stałem się bardziej dojrzały w podejściu do wielu życiowych spraw, a także dużo bardziej cierpliwy w dążeniu do celu i końcowych efektów, ale nie postawie siebie w żaden sposób za wzór, bo do tego mi bardzo daleko.

Czym zajmujesz się na co dzień?

Na co dzień prowadzę lokalna firmę transportową. A wolny czas poświęcam na rozwijanie swoich kompetencji i realizowaniu pasji. Staram się cały czas coś robić i inwestować w siebie czy w firmę.

Masz rodzine, dziecko – opowiedz troszkę o nich.

Tak, zgadza się. Moja partnerka to moja rówieśniczka, na co dzień bardzo wiele mi pomaga w prowadzeniu firmy i w większości, że ta firma rozwinęła się, to jej zasługa, bo ja na początku to tyle cierpliwości, co ona do tego wszystkiego nie miałem. No i też dzięki niej tak naprawdę zmieniłem w życiu pewne priorytety. Natomiast młody ma już prawie 15 lat. Jest w 1 klasie liceum, brał także udział w kilku sparingach ISQ, ale odpuścił, bo jak to dzisiejsze dzieciaki, mają dostęp do multum rozrywek i było to dla niego zbyt nudne. Może jeszcze kiedyś będzie miał ochotę się w to bawić, kto wie. Miał też, a w zasadzie ma duży dryg do motocykli. Już w wieku 7 lat miał niesamowicie opanowany mini motocykl, gdzie 10-11 latkowie mieli z tym problem. Miał zajawkę chwilowo żeby zapisać się na żużel, ale też mu minęła. Ja do niczego go zmuszać nie będę, sam musi wybrać sobie drogę, ja jedyne co mogę, to pomóc mu i doradzić w obranych celach.

Było blisko, by po raz pierwszy w historii ISQ tata z synem wystartowali w jednym meczu ligowym. Żałujesz, że do tego nie doszło?

Na pewno byłoby to coś do tej pory niespotykanego w ISQ, ale nie mogę powiedzieć, że żałuję. Mimo wszystko to tylko gra, przecież nie będę go zmuszał. Jak będzie chciał grać to super, ale jeśli nie, to też nic się nie stanie.

Mówiłeś o rozwoju kompetencji. Skompletowałeś już wszystkie kategorie w prawie jazdy?

Brakuje mi jeszcze kategorii D, ale jestem już po ukończonym kursie, czekam tylko na wyznaczenie egzaminu, bo z autobusami jest o tyle specyficzna sytuacja, że WORD, w którym będę zdawał, nie ma swoich autobusów i będę zdawał na autobusie szkoły jazdy. Procedura wygląda wtedy trochę inaczej. Jako ciekawostkę mogę dodać, ze byłem jedyną osobą u swoich instruktorów, z którą mieli styczność zarówno na ciężarówki wcześniej jak i teraz na autobus, która nie robiła tego, by iść do pracy i pracować, tylko dla siebie. Wyszedłem z założenia, że to jedna z łatwiejszych opcji na podbicie swoich kwalifikacji i gdyby kiedykolwiek podwinęła mi się noga, to mam alternatywę, która pozwoli mi na spokojne życie.

Opowiedz nam o swoich największych pasjach. Z tego co wiem, trochę tego jest, dlatego wybierzmy te najważniejsze.

Jeśli chodzi o pasję to największa jest motoryzacja zdecydowanie. Uwielbiam każdego rodzaju pojazdy, choć oczywiście najbardziej lubię sportowe samochody i motocykle, ale przyjemność czerpię również z jazdy ciężarówka czy nawet autobusem na kursie. Trochę tych aut i motocykli udało mi się dorobić, choć jeszcze parę lat temu w życiu bym nie powiedział, że spełnię tyle swoich marzeń. Jeśli miałbym jednak wybierać co sprawia najwięcej przyjemności, to jest to jazda motocyklem. Kategoria A to jedyna kategoria którą ludzie robią stricte dla przyjemności i pasji. Mimo mijających lat i postępu technologii uważam, że motocykle nadal maja swój niepowtarzalny klimat, niezależnie od rodzaju sprzętu jakim się poruszasz. Myślę, że tych pasji tak dużo aż wcale nie mam, bo sama zajawka na pojazdy zabiera dużo czasu no i tez nie ma co ukrywać dużo pieniędzy, choć ostatnio zmieniłem trochę priorytety i staram się rozwijać i bardziej inwestować w siebie niż pojazdy o czym wspomniałem już. Jak wiesz uczę się już od jakiegoś czasu języków francuskiego i hiszpańskiego. To jest mój kolejny krok w samorozwoju. Francuskiego uczę się ze względu na potencjalne możliwości biznesowe w przyszłości, a hiszpańskiego z tego względu ze w Hiszpanii przebywam coraz więcej i docelowo planuje tam zamieszkać na stałe. Jak bym miał podsumować naukę tych języków to hiszpański od zera jest łatwiejszy niż angielski, ale francuski jest językiem trudnym, aczkolwiek do opanowania. Kiedyś jeszcze miałem mocna zajawkę na hip hop, był to wręcz mój styl życia, teraz raczej jest to samo słuchanie muzyki.

Polska czy Hiszpania?

Często słyszę pytanie od ludzi czemu akurat Hiszpania jest moim wyborem, odpowiedź jest bardzo prosta. To naprawdę tylko kilka czynników – sympatyczni ludzie, ceny nieruchomości no i nr 1 czyli pogoda. Na ten moment Hiszpania wygrywa, ale mimo tego, że jestem tam regularnie, chyba częściej niż w Bydgoszczy, to obiektywnie będę mógł ocenić i porównać te dwa kraje, mieszkając przynajmniej z rok bez przerwy, choć nie planuje przenosić się tam jak wiesz w celu szukania pracy, więc nie wiem czy do końca kiedykolwiek będę obiektywnie mógł ocenić. Polska tez nie jest złym krajem, ale teraz głównie zależy mi na ładnej pogodzie.

Masz dość luźny styl na czacie w trakcie meczów. Rzekłbym charakterystyczny, ale jak ktoś Cię nie zna to może uznać dwuznaczne żarty za obraźliwe. Wytłumacz nam tutaj, że to nic złego i sposób na rozładowanie atmosfery.

Zgadzam się, czasami lubię walnąc głupim tekstem, ale w zdecydowanej większości jest to moje specyficzne poczucie humoru, a w zasadzie całkowicie, bo mówiąc szczerze nie było jakiejś wielkiej sytuacji a na pewno nie od czasu mojego powrotu do quizu by ktoś mnie naprawdę zdenerwował. Często po fakcie zdaje sobie sprawę ze przesadziłem i są momenty, że jest mi głupio. Więc jeśli ktokolwiek w ISQ poczuł się urażony jakakolwiek odzywką z mojej strony, to niech wie, że nie miałem tego na celu. W RS mamy bardzo specyficzna atmosferę, a szczególnie rozmowy między mną Styrcem a Jessupem i potem z rozpędu przenoszę to na czat, bo zapominam, że nie wszyscy są tacy sami.

Pochodzisz z Bydgoszczy, ale z tym miastem nie masz już w zasadzie nic wspólnego. Komu kibicujesz teraz? Polonii, PSŻ czy Przyjemskiemu?

Oprócz tego ze cześć rodziny tam mieszka to prawda ze nie łączy mnie zbyt wiele, ale tam spędziłem swoja młodość wiec na pewno mam jakiś sentyment. Kibicuje w głównej mierze oczywiście Polonii, ale PSŻ tez życzę jak najlepiej, no i oczywiście Przyjemskiemu też.

Skąd taja sympatia do Przyjemskiego?

To jest oczywiście trochę żartobliwie przesadzone z mojej strony, ale jeśli w drużynie której kibicujesz przez dekadę nie ma zawodnika a tym bardziej wychowanka który jest naprawdę rokujący i w wieku 17 w ścisłej top ligi to staje się on sportowym bożyszczem wśród kibiców, bardzo szanuje go za to ze został kolejny rok w Bydgoszczy, chociaż patrząc obiektywnie nie wiadomo czy w dalszej perspektywie go to nie zahamuje, jednak ma świetnego menadżera który napewno wie co robi i sprawi ze Wiktor będzie potężny.

Regulamin skrzywdził mnie najbardziej – część I rozmowy z Igorem, zawodnikiem Red Sox

Igor od czasu powrotu do ISQ związany jest z Soxami. Krótko był w Białych Skarpetkach, a potem startował w Czarnych i Czerwonych. Znacie go jako osobę o specyficznym poczuciu humoru, czego wyraz daje na czatach podczas meczów. Zapraszamy do pierwszej części wywiadu z zawodnikiem Red Sox, w której Igor opowiada o swoich początkach w ISQ, Rambokaczorze i powrocie w sezonie 13.

Witek: Tę część naszej rozmowy poświęcimy na początki Twojej przygody z Internet Speedway Quiz. Powiedz zatem, jak trafiłeś do ISQ?

Igor: Teoretycznie pytanie bardzo łatwe, ale mówiąc szczerze nie jestem do końca pewien. Wydaje mi się, że Brindel mi kiedyś podesłał info o ISQ i tak trafiłem do ligi tworzonej przez bodajże Rambokaczora. Do dzisiaj za to pamiętam, że w debiucie wygrałem bieg, potem byłem dwa razy trzeci i raz ostatni.

Rambokaczor to postać legenda ISQ. Wszyscy pamiętają go zwłaszcza ze względu na pytania. Miałeś z nim jakiś kontakt? Znałeś go osobiście?

Poznać to za dużo powiedziane, ale kilka razy go widziałem i zamieniłem kilka słów. To było wiele lat temu, ale pamiętam, że na żywo to był w porządku gość. Zresztą wtedy mieliśmy po 15-17 lat, więc każdy z nas był inny.

Nie zaczynałeś jazdy w ISQ w „głównej” lidze. Dlaczego?

Główne ISQ wtedy wydawało mi się czymś niesłychanie trudnym. Poza tym było tyle zawodów w innych ligach, praktycznie codziennie coś się działo. W dosłownie 15 minut potrafiło się zebrać tyle osób, że dla niektórych brakowało miejsca nawet podczas sparingów. Często nawet w środku tygodnia na przykład o 23 potrafiło się zebrać 12 osób, by rozegrać zawody.

Byłes bardzo zaangażowany w ligę PLIS. Przypomnij quizowiczom te czasy, kiedy startowali w 3-4 ligach codziennie. Dlaczego powstała liga PLIS?

Liga PLIS powstała jako alternatywa dla wielu osób narzekających na poziom pytań w innych ligach. Nasze pytania były zazwyczaj dużo łatwiejsze. Że tak to nazwę „pokolenie PLIS” to byli głównie ludzie z wiedzą o teraźniejszości i takie też mieliśmy w większości pytania, mniej więcej mogłeś spodziewać się, że pytanie będzie o ostatnie 10 lat. W obecnym ISQ II liga ma oczywiście słabszy poziom niż I liga, ale nadal zaskakuje. Poza tym pewnie część osób pamięta, że w latach 2005-2008 mniej więcej, powstało dużo lig które na przykład upadały po kilku kolejkach.

To była taka samowolka, zasady niby jakieś były, ale nie przypominam sobie, by ktoś tam dostawał za cokolwiek kary. Były oczywiście tego plusy i minusy. W pewnym momencie ja całkowicie zniknąłem z ISQ i ktoś inny przejął ligę, tak naprawdę do tej pory nie wiem kto. Ostatnio Malak coś wspominał, że też był później w nią zaangażowany, ale nie wiem czy zaraz po mnie, czy już po kimś następnym.

Wracając jeszcze do czasów kilku lig jednocześnie, pamiętam również, że władze jednej z lig nieprzychylnie patrzyły na PLIS, nie powiem już która to była, bo nie pamiętam, wiem że na pewno nie „główne ISQ”, ale do dzisiaj za to pamiętam, że zgłaszali nas do administracji forum, że kopiujemy rzekomo ich pomysły. Ostatecznie odpuścili po kilku rozmowach i jakoś sobie funkcjonowaliśmy równocześnie wszyscy razem.

Liga PLIS dała wielu nowych quizowiczów. To ważne zagadnienie w kontekście obecnej promocji. Jak to się stało, że nowi dołączali do PLIS?

Nowi ludzie nakręcali się sami, były tematyczne czaty żużlowe i jeden drugiego w ten sposób namawiał. W mojej drużynie pojawił się jeden chłopak z Leszna, który namówił jeszcze dwóch kolegów z klasy, ja tak samo miałem wtedy w drużynie kolegę z klasy, którego mało kto zapewne kojarzy – Adixa. Plus jedna osoba z innych lig i nagle już była 6 osobowa kadra, która mogła startować w meczu. Więc połowa drużyny, praktycznie każdej to byli debiutanci. I jeśli mnie pamięć nie myli, drużyn w lidze było 8 i każda była prowadzona przed debiutanta. A na pewno zdecydowana większość, bo ja tak naprawdę też byłem wtedy debiutantem.

Do ISQ wróciłeś w trakcie sezonu 13. Jak to się stało, ze znów usłyszałeś o ISQ?

Ja akurat trafiłem z artykułu na WP SportoweFakty. Co jakiś rok czy dwa przypominałem sobie o ISQ i szukałem w internecie czy coś się może dzieje w tym temacie, ale nigdy nic nie znalazłem. Nie miałem kontaktu z nikim z ISQ więc informacje do mnie nie dotarły na samym początku powrotu ligi. Nagle pojawił się artykuł i tak oto wróciłem.

Niewielu z quizowiczów pewnie pamięta, że początkowo trafiłeś do White Sox, ale szybko zmieniłeś klub. Dlaczego?

Do White Sox trafiłem trochę przypadkowo. Znałem Pirka i doskonale go kojarzyłem z dawnych czasów, napisał żebym koniecznie dołączył do nich i tak oto trafiłem na jeden mecz do White SoxS. Jeszcze w tym samym sezonie zostałem wypożyczony do Red Sox, ponieważ White Sox zakończyło już sezon, a Red Soxi szukali wzmocnień na play-offy, a że nie przekroczyłem limitu punktów, to mogłem zostać wypożyczony. Więc trochę i tu i tu trafiłem z przypadku. Jednak na pewno lepiej czuję się w Red Sox, nie miałem w White Sox z nikim żadnych spin ani nic takiego, ale Red Sox to mega wyluzowana drużyna i mi to bardzo odpowiada.

W Red Sox nie osiągacie jakiś spektakularnych wyników, ale na meczach często jest osiem osób. Czy to efekt tej atmosfery, o której mówisz?

Pewnie to właśnie efekt tego. Nie ma u nas osoby, która by nie była zaangażowana w życie klubu. Jedni mniej, jedni więcej, ale nikt nie stoi z boku a dyskusje na różne tematy prowadzimy praktycznie codziennie. Vaikai nasz najnowszy nabytek tez bardzo dobrze się wczuł w klimat i podkreślał ze podoba mu się u nas, a więc świadczy to dodatkowo, że nie jesteśmy zamknięci we własnym gronie i nowe osoby też szybko poczują się swojsko.

Startowałeś także w II lidze w barwach Black Sox. Byłeś tam liderem i jednym z najlepszych zawodników w lidze. Przeskok między I i II ligą jest chyba dosyć duży?

Jest duży, Rafał dopiero co w wywiadzie o tym wspominał. Z tym, że dla niego to była nowość, a ja już w 1 lidze chwilę startowałem wcześniej. Ale ja wiedziałem, że może być ciężko, natomiast sezon wcześniej startowałem w paru meczach RS jako gość i notowałem dość przyzwoite wyniki, więc na ich podstawie stwierdziłem, że zaryzykuję. Natomiast na pewno nie jestem zadowolony z obecnego sezonu w swoim wykonaniu, nie oczekiwałem top 10, ale top 20 uważałem, że jest mimo wszystko w moim zasięgu. Tym bardziej, że zacząłem wcale nie najgorzej.

Uważasz, że w tym sezonie regulamin dotyczący „gości” skrzywdził takich zawodników jak Ty?

Tu nie będę ukrywał, uważam, że regulamin dotyczący gości skrzywdził mnie najbardziej z wszystkich zawodników. Zostałem sklasyfikowany do grupy liderów w jednym worku z najlepszymi , przez co miałem bardzo mały limit startów. Być może gdybym regularnie startował w 2 lidze jako gość, to i w 1 lidze wyniki miałbym lepsze. Możliwe, że właśnie tego zabrakło, ale z drugiej strony w zeszłym roku było kilku zawodników w 2 lidze, z którymi walczyłem o ścisły top, w tym roku już miałbym tych rywali znacznie więcej i wcale nie jest powiedziane, że powtórzyłbym równie dobry sezon w 2 lidze, jak rok wcześniej. Aczkolwiek jestem wielkim zwolennikiem, by goście owszem byli, ale tylko Ci z 2 ligi w 1 lidze i z limitem, po przekroczeniu jego zostawili by automatycznie zawodnikami 1 ligi, czyli identycznie jak rok wcześniej.

Dobre wyniki zaowocowały transferem. „Liczę, że się sprawdzę”

Dla Vaikaia sezon ’15 był debiutanckim w Internet Speedway Quiz. Dobre wyniki w 2. Lidze zaowocowały szybko angażem w roli „gościa” w Red Sox, a na kolejny rok rozgrywek „Czerwone Skarpetki” będą już bazowym klubem tego gracza.

Cinek: Półfinały 2. Ligi za nami. Drużyna SMS-u do ostatniego biegu rywalizowała o to, by awansować do finału i sprawić ogromną niespodziankę. Duży czujecie niedosyt w związku z porażką w dwumeczu z Black Sox?
Vaikai: Niedosyt zawsze jest, kiedy się przegrywa. W tym przypadku może jest odrobinę mniejszy, bo zrobiliśmy wszystko, co w naszej mocy, żeby oszukać przeznaczenie. W pierwszej półfinałowej odsłonie mocno nacisnęliśmy Black Sox i można było liczyć, że pękną, jednak niestety dla nas pokazali oni stalowe nerwy i odmienili na swoją korzyść losy rywalizacji. Nie bez problemów, co może sprawiać nam satysfakcję. Niespodzianki to sól sportu i nawet jeżeli po raz tysięczny kolejny Dawid pokonuje kolejnego Goliata, to jest to fajne, jednak cały urok takich wyników jest w tym, że nie pojawiają się one często. Szkoda, że tym razem się nie udało, ale głowy mamy podniesione. Wstydu nie było, a takich testów obciążeniowych jak tych od nas, drużyna Black Sox w tym sezonie nie zaznała.

Zaskakująco mocno rozpoczęliście pierwszy mecz z Czarnymi Skarpetkami, co pozwoliło wam objąć prowadzenie i nie oddać go do samego końca. W czym tkwiła wasza recepta na tak mocne otwarcie?
Kombinacja odpowiednich pytań oraz formy liderów drużyny. Cinek i Rafał bardzo dobrze się czuli w pytaniach o U24 Ekstraligę, która pozwoliła nam przywieźć cenne trójki. Ja ze swojej strony starałem się niczego nie zepsuć i dorzucać punkty ze spisu, żeby przywozić kolejne biegowe zwycięstwa. Niestety, mimo że ostatnio trochę o tej U24 Ekstralidze czytałem, to jednak w mojej pustej głowie niewiele zostało i polegałem tylko na spisie. Dodatkowo w dwóch moich biegach przegrywaliśmy 1:5 i miałem już trochę ciepło, że koniec końców ten mój spis niewiele da. Na szczęście końcówka już lepiej wyglądała z mojej strony, a równa forma liderów dała nam upragnione zwycięstwo.

Ta wygrana z Black Sox dała wam takiego kopniaka przed rewanżem? To, że w głowach siedział rewanż, to jest pewne, ale to was napędzało, czy jednak trochę ciążyło?
Ja ze swojej strony na pewno nie czułem obciążenia. Lekki stresik mam zawsze w ISQ, ale tylko na sekundy przed moim biegiem, zanim sędzia rzuci pytanie. Takie pozytywne napięcie. Wygrana w pierwszym półfinale pokazała, że nie jesteśmy zbieraniną chłystków, tylko fajną drużyną, która przy odpowiednich okolicznościach potrafi napsuć krwi i dziabnąć faworyta. W rewanżu nie było co kalkulować – pozostało nam pojechać jak najlepiej, kąsać Black Soxów i liczyć, że ten kapitał zebrany w pierwszym meczu albo powiększymy, albo w najgorszym przypadku pozwoli nam przezimować do finału. Ostatecznie niewiele zabrakło, więc nie można powiedzieć, że przewaliliśmy naszą wygraną na głupoty jak ci wszyscy zwycięzcy loterii, dla których „szóstka” to był wstęp do bankructwa.

Pozostaje chyba tylko żałować, że ten sezon się kończy, bo złapaliście wiatru w żagle.
To prawda, trochę szkoda, że ligowa przygoda się już kończy. Niby to było aż pięć miesięcy rozgrywek, ale na tyle fajnie to wszystko wyglądało, że zleciało to dla mnie tak szybko jak pięć tygodni albo i krócej. Wiatr w żaglach na pewno był, ale ciężko powiedzieć czy faktycznie poszlibyśmy za ciosem. Na pewno coraz fajniej to wyglądało i myślę, że przy dobrych wiatrach, treningach spisu i poszerzaniu wiedzy rozhulalibyśmy tę łajbę na poważnie.

Ty ze swoich wyników ligowych jesteś zadowolony?
W dziesięciostopniowej skali to by chyba była piątka z minusem. Tych trójek przywiozłem bardzo mało, ale tego się spodziewałem, bo nigdy nie byłem szaleńczo zainteresowany żużlem jako dyscypliną – bardziej jako regularny kibic mojej drużyny i ligi, w której w danym sezonie jechała. Reszta zawsze była obok mnie i jakoś tego mocniej nie śledziłem, przez co mam pewne luki w wiedzy. W sumie tak prawdę powiedziawszy, to bardziej pasuje określenie, że żużel w mojej głowie to jedna wielka luka, z okazjonalnymi wyspami wiedzy. Dodatkowo startowanie w ISQ uświadomiło mi, że jedna rzecz to tę wiedzę mieć, a druga umieć z niej skorzystać w trakcie biegu.

Niestety często niektóre sezony, nawet te niedawne, zlewają mi się w jeden i takie pytania typowo encyklopedyczne, że żużlowiec X odniósł taki i taki sukces w roku Y, to niewiele mi pomaga, te lata strasznie mi się zacierają w głowie. Trochę szkoda, bo bardzo lubię wszelkiego rodzaju quizy. Z drugiej jednak strony, to spis mi całkiem nieźle wychodził – udało mi się przywieźć trochę więcej dwójek niż jedynek, aczkolwiek chciałbym, żeby te proporcje były jeszcze korzystniejsze na rzecz dwójek. Uczucia mam mieszane, ale kilka momentów satysfakcji miałem, szczególnie dwie trójki, które udało mi się przywieźć w pierwszej lidze jako gość w Red Sox.

Notabene moja średnia w pierwszej lidze jest lepsza niż w drugiej, co jest trochę paradoksalne. W każdym razie to wszystko pozwala mi myśleć, że może nie jestem taki najgorszy i przy trafionym pytaniu jestem w stanie pokazać coś więcej niż tylko niezły spis.

Jest mecz, który z jakiegoś powodu szczególnie mocno utkwił ci w pamięci?
Z meczów to na pewno styczniowy pojedynek z Silver Sox w barwach SMS, który wygraliśmy 65:25. Ten mecz był niemal nierealny, wszystko zagrało u nas idealnie i ciężko mi sobie wyobrazić drużynowo lepszy mecz. Praktycznie każde pytanie nam pasowało i pojechaliśmy bardzo równo jako drużyna. Najgorszy wynik to było 10+3 Scotta w sześciu startach, więc pokazaliśmy wtedy jazdę z innej planety. Inny mecz, który bym wskazał to pojedynek w barwach Red Sox przeciwko Champions Team – przywiozłem dwie trójki i zrobiłem najwięcej punktów w drużynie razem z Boskim (nie licząc bonusów).

Totalna anomalia i podejrzewam, że nieprędko coś takiego będę w stanie powtórzyć. Zresztą w całym tym meczu więcej punktów przywiózł jedynie Masterek. Podejrzewam, że to był totalnie jednorazowy wystrzał z mojej strony, ale bycie nawet ten jeden raz lepszym niż tacy wymiatacze jak Witek, Jessup, Styrcu czy Igor, to dla mnie spore osiągnięcie. A z pobocznych wspomnień tego sezonu to na jednym CT Cup wygrałem bieg, gdzie udało mi się wyprzedzić Kaspera w pytaniu o Konrada Kurtza. Niby tylko jeden bieg, o którym Kasper pewnie zapomniał 5 minut później, ale dało mi to trochę radości.

Staram się zawsze szukać pozytywów i choć na tle reszty zawodników w ISQ moja wiedza jest jedna z najmniejszych, to nadal ta zabawa potrafi dostarczyć wielu emocji i satysfakcji.

Nie sposób nie zapytać, co dalej. W środowisku mówi się, że opuścisz drużynę SMS-u i w przyszłym roku pojedziesz w nowej drużynie. Coś więcej na ten temat?
Pierwszy sezon w ISQ bardzo mi się spodobał. Cała koncepcja quizu jak i organizacja jest super. Co prawda pytania mogłyby być łatwiejsze, ale trudne też są dobrą nauką. Co do moich startów w przyszłym sezonie, to jeżeli Witek i Styrcu nie zmienią zdania, to będę kontynuował przygodę w barwach Red Sox, w których już miałem okazję startować jako gość. Nie wiem, czy będę wielkim wzmocnieniem, ale liczę, że się sprawdzę jako zaplecze drugiej linii i będę uzupełnieniem dla liderów.

Nowym klubem ma zostać zespół z 1. Ligi. Czujesz się na siłach, by zawiesić sobie wyżej poprzeczkę?
Tak jak mówiłem wyżej – w lidze wyżej paradoksalnie miałem lepszą średnią niż w drugiej lidze, ale nie ma się co oszukiwać – pytania w pierwszej lidze to jest czasem kosmos. Chociaż dzięki temu być może rośnie rola spisu. Przy łatwiejszym pytaniu dobrą odpowiedź mogą znać dwie osoby, więc takiemu spisywaczowi zostaje maksymalnie jedynka, natomiast gdy wszyscy spisują po tej jednej osobie, która zna odpowiedź, to jest szansa na dwójkę. Na pewno występy jako gość pokazały mi, jakie mam braki, nadal nie jestem pewien czy uda mi się je nadrobić, ale na pewno się postaram.

A jeśli regulamin dałby ci zielone światło na starty w roli gościa w 2. lidze, to widzisz się dalej w drużynie SMS-u?
Jeżeli SMS będzie istniał w następnym sezonie a wraz z nim druga liga, to na pewno chciałbym startować jako gość w SMSie. Drugi poziom rozgrywkowy jest dla mnie bardziej naturalnym terenem niż rywalizacja najlepszych, więc siłą rzeczy chciałbym mieć możliwości startu na łatwiejszych pytaniach – w końcu nadal mimo wszystko jestem quizowym żółtodziobem.

Brutalne zderzenie z I Ligą. „Różnica jest horrendalna”

RDrabiniok w tym sezonie ścigał się na obu ligowych frontach. Rybniczanin przyznaje, że mocno odczuł różnicę między pierwszą ligę, w której bronił barw Red Sox, a drugą, gdzie reprezentował SMS ISQ.

Cinek: Sezon ligowy dla Red Sox oraz SMS dobiegł już końca. Jak podsumowałbyś swoje występy w lidze w barwach obu drużyn?
RDrabiniok:  W obu przypadkach pozostał pewien niedosyt. W Red Sox wszyscy liczyli na fazę play-off, zaś w SMS-ie apetyt rósł w miarę jedzenia. Po pierwszym z półfinałów przez głowę przewinęła się myśl o wygraniu całych rozgrywek. Szybko jednak ten pomysł został nam wybity z głowy.

W 1. Lidze jesteś przedostatnim zawodnikiem wśród tych sklasyfikowanych, z kolei w 2. Lidze w TOP 10. Jak dużą różnicę odczuwasz pomiędzy pierwszą a drugą ligą?
Różnica pomiędzy 1. a 2. Ligą jest horrendalna. Mój przypadek jest tego dość idealnym przykładem. Na niższym szczeblu rozgrywkowym jestem w stanie punktować na dobrym poziomie, zaś w Red Sox każdy zdobyty przeze mnie punkt, zarówno przeze mnie jak i pozostałych był traktowany niczym z kategorii niespodzianek.

Większą satysfakcję sprawiają ci wyniki w pierwszej lidze, gdzie jednak mimo wszystko masz średnią niewiele ponad punkt, czy w drugiej, gdzie zdobywasz praktycznie dwa razy więcej?
Jeśli mam być szczery to zdecydowanie jazda w barwach SMS-u. Wyniki szły w parze z głową w dobrą stronę, co przekładało się na kolejny dobry występ. W 1. Lidze natomiast gdy podchodzisz do biegu ze świadomością, że i tak nie znasz odpowiedzi, to nie ma to zbytniego sensu. Gdyby nie ludzie z drużyny to z pewnością bym odpuścił starty na tym szczeblu już podczas sezonu.

Czego twoim zdaniem zabrakło Red Sox, by znaleźć się w play-offach?
Pewnie nikogo nie zaskoczę, ale punktów w tabeli (śmiech). Red Sox w kończącym się już sezonie miał jeden problem. Sinusoidalna forma całego zespołu. Liderzy nie potrafili się razem „wstrzelić” w dane spotkanie i tych punktów zabrakło w ostatecznym rozrachunku. Swoje też zrobiły literówki, lecz te w ISQ są czymś naturalnym. Niestety w naszym przypadku często były one w liczbie więcej niż ta, która dopuszczone jest regulaminowo.

SMS z kolei zaskoczył pozytywnie i był bliski sprawienia bardzo dużej niespodzianki, czyli awansu do finału Ligi. Czujecie niedosyt?
Zdecydowanie. Tak jak wcześniej mówiłem po meczu, w którym byliśmy gospodarzami i udało nam się zwyciężyć różnicą aż 11 punktów, najwyraźniej poczuliśmy się zbyt pewnie. Dostaliśmy lekcję pokory od BS – chociaż jeśli mam być szczery to samego mk i tyle. Pozostaje nam jednak wyciągnąć z tego lekcję na przyszłość, by pozostać skupionym do ostatniego biegu.

Przyzwyczaiłeś kolegów do tego, że punktujesz solidnie, często na poziomie w okolicach piętnastu punktów. Co się stało w rewanżu z Black Sox, że nagle punktów było tylko pięć?
Nie chciałbym, by to było jakiekolwiek wytłumaczenie, ale mój występ w rewanżu do samego końca stał pod ogromnym znakiem zapytania. Niestety luty po raz kolejny nie okazał się być dla mnie zbyt łaskawy pod względem zdrowia. Okres grypowy dopadł tym razem i mnie, a na domiar złego pojawiły się dość duże problemy z gardłem. Z takiego combo nie mogło wyniknąć nic dobrego.

Masz taki niedosyt, że tych twoich punktów brakło?
Wiadomo, że tak. Przez niemal cały sezon to właśnie ja z Cinkiem wzięliśmy na swoje barki odpowiedzialność za wynik całej drużyny. Tym razem na moje miejsce wskoczył Vaikai, lecz z trzema indywidualnymi zwycięstwami nie mogliśmy myśleć o niczym pozytywnym. Należy jednak pamiętać, że na końcowy wynik nie składa się dyspozycja jednego, czy dwóch zawodników, a czterech.

Sezon powoli zbliża się ku końcowi. Jak wstępnie podsumowałbyś go w takim ogólnym swoim wykonaniu, nie takim stricte ligowym?
Dla mnie ostatni sezon był poligonem doświadczalnym. Regularna styczność z najlepszymi zawodnikami oraz liczne występy w SMS-ie i turniejach. Na pewno czasu nie zmarnowałem i mam nadzieję, że to w przyszłości zaprocentuje.

Któryś mecz ligowy lub turniej z jakiegoś powodu zapadł ci szczególnie w pamięci z tego sezonu?
Tu wybór mógł być tylko jeden. Zdecydowanie jest to mecz pomiędzy Red Sox a Champions Team z 10. kolejki i słynna afera Jessupa. Content w trakcie pojedynku, jak i po jego zakończeniu okazał się być dość gówniany, lecz to właśnie takie mecze najmocniej zapadają w pamięci.

A czy jest jakaś impreza, z której czujesz ogromny niedosyt, bo czułeś, że stać cię na więcej?
Zawody, które polegają na spisie. W przeciwieństwie do innych jest to turniej, gdzie każdy ma równe szanse, a nie liczy się wiedza. Zawsze czułem się w tym dość dobry, lecz moje umiejętności szybko zostały zweryfikowane. Pozostają mi jeszcze kolejne rundy GP Spisu, gdzie mam nadzieję, że pokaże się z lepszej strony niż podczas inauguracyjnych zawodów.

Na koniec nie sposób nie zapytać, co dalej. Jakie plany startowe na kolejny sezon? Rozmawiałeś już ze sztabem Red Soxów na temat swojej przyszłości?
Nie przywykłem do zmian, więc jeśli nie stanie się nic nieoczekiwanego, a sztab będzie dalej chętny to pozostanę w Red Sox. Czekamy jeszcze na końcową wersję regulaminu na przyszły sezon, by ponownie poszukać jazdy w niższej lidze. Gdyby się udało pozostać w SMS-ie, to byłbym jednak zadowolony.

„Mieliśmy wysoki poziom pytań” – medaliści po finale Brązowego Kasku

Bazyli (Fajrant Team): Podejrzewam, że kiedy ostatni raz wygrywałem jakiś turniej w ISQ, to takich zawodników jak Wiktor Przyjemski czy Damian Ratajczak nie było jeszcze na świecie. Trochę czasu więc minęło i cieszę się, że czasami udaje mi się jeszcze szybko i poprawnie wstukać odpowiedzi na pytania. Zwłaszcza, że w trakcie tego sezonu miałem moment, kiedy jechałem wyłącznie zero-jedynkowo.

Lowigus (Dobre Duszki): Wynik punktowy całkiem niezły, jednak nie jestem do końca usatysfakcjonowany, ponieważ była szansa wygrać te zawody. 1 punkt na pytaniu o Czechosłowaka Alesa Drymla sprawił, że w ostatniej serii musiałem liczyć na potknięcia rywali. Niestety kompletnie nie kojarzyłem jego występów w IMŚ i na stosunkowo łatwym pytaniu straciłem punkty czego bardzo żałuję. Później Bazyli pokonał mnie też w wyścigu 13 i nie dał już odebrać sobie zwycięstwa w turnieju, należą mu się gratulacje. Życzę mu także powodzenia w zawodach o Srebrny Kask. Sam turniej ciekawy, chociaż dość szybko wykrystalizowała się czołówka, dlatego w końcówce nie było wielkich emocji. Paboł przygotował ciekawe pytanie, z dość nieoczywistymi odpowiedziami, niektóre z kluczami wymagającymi „odkopania” pewnych informacji w pamięci.

Igor (Red Sox): 3. miejsce w Brązowym Kasku to chyba mój największy indywidualny sukces w ISQ. Fajnie ze akurat udało się go zdobyć w sezonie, który miałem dość słaby. Mimo tego, że teoretycznie to kask „trzeciej kategorii”, to nadal mieliśmy wysoki poziom i mocna obsadę, a to dodatkowo podbudowuje, że jeszcze czasami coś umiem w tej zabawie.