Kategoria: Sezon ’13

Daniel to multimedalista IM ISQ. Przed półfinałem obawiał się, że odpadnie

Daniel to jeden z najbardziej utytułowanych quizowiczów w historii ISQ. W swoim dorobku ma tytuł Indywidualnego Mistrza ISQ z sezonu 10. Ówczesny zawodnik Red Sox wyprzedził RavLita i KubęW. Był także brązowym medalistą w sezonach 8 i 12.

W tym sezonie jego głównym celem indywidualnym był awans do finału IM ISQ. – Tak, IM ISQ to turniej mający dla mnie ogromną wagę, zdecydowany najważniejszy start w całym sezonie. Każda runda eliminacyjna jest więc istotna. Liga jest dla mnie bardzo ważna, ale nawet ona ustępuje turniejom IM – powiedział Daniel.

Przed półfinałem nie był pewny awansu. – Przyznam szczerze, że przed turniejem przez cały dzień obawiałem się, że odpadnę. Zawody zacząłem dobrze, ale po trzech seriach mimo to miałem tylko 6 punktów. W czwartej serii miałem za rywali zawodników mających po 5 punktów, więc wyścig miał ogromne znaczenie – dodał.

– Znów wróciła obawa, że odpadnę, ale na szczęście od tej pory wygrywałem już wszystko do końca i zająłem drugie miejsce w całych zawodach, zdobywając tym samym awans – przyznał Daniel, który w półfinale był drugi.

Na finał Daniel stawia sobie ambitny cel. – Nie będę ukrywał, cel minimum to medal. Chciałbym wygrać, ale wiadomo, że obsada jest bardzo mocna. Kandydatów do zwycięstwa będzie więc dużo i zadecydują najmniejsze detale. Podstawą jest jednak podium – zakończył.

Guru marzy o medalu IM ISQ. W półfinale nie miał sobie równych

Guru to ścisła ligowa czołówka, choć zdarzają mu się wpadki. Jest liderem Red Sox i czołowym zawodnikiem cyklu Grand Prix. Swoją wysoką formę potwierdził w półfinale Indywidualnych Mistrzostw ISQ.

W nim zajął pierwsze miejsce i zdobył 13 punktów. Jak dotąd jest jedynym zawodnikiem Red Sox, który awansował do finału. W półfinale odpadli Jessup i Witek. – To dla mnie bardzo ważna impreza, a awans do finału jest potwierdzeniem dobrego sezonu w moim wykonaniu – powiedział Guru.

Jak twierdzi, w dobrym występie pomógł mu Turniej Boskiego. – W półfinale jechało mi się świetne. Trafiłem na dobre pytania. a szybkość też nie zawodziła. Myślę, że w udanym występie pomógł mi, poprzedzający półfinał, turniej boskiego, gdzie mogłem dobrze rozgrzać palce i wejść w rytm ISQ – dodał.

Guru w finałach dotąd nie odnosił sukcesów. Brał udział w co najmniej dwóch finałach: w jednym był czternasty, w drugim jako rezerwowy nie pojawił się na torze. Teraz ambicje ma znacznie wyższe.

– Marzy mi się zdobycie medalu, ale będzie to piekielnie trudne zadanie. Pewnie będę musiał zaryzykować w kilku momentach, bo w takiej stawce chwila zawahania będzie słono kosztować – zakończył.

Jego awans do finału IM ISQ to największa niespodzianka. Delejt wśród najlepszych

Na co dzień w Internet Speedway Quiz walczy z łatką spisywacza, o czym mówił w ostatniej rozmowie z naszym portalem. Delejt w środowym półfinale Indywidualnych Mistrzostw ISQ sprawił niemałą sensację. Zajął ósme miejsce i awansował do finału.

Jego awans to największa niespodzianka pierwszego półfinału IM ISQ. – Mój cel indywidualny to było rozjeżdżenie się i nabranie doświadczenia. Byłem bardzo zaskoczony, gdy przebrnąłem przez ćwierćfinał, półfinał traktowałem jako możliwość poszerzenia wiedzy przez czytanie pytań i odpowiedzi – powiedział Delejt.

– Moim celem na półfinał, którym szczerze podzieliłem się z drużyną, było 5 punktów – tak realnie oceniłem swoją wiedzę i umiejętności w obliczu tylu znakomitych zawodników. Pomogło mi zamieszanie z kluczem w ostatnim starcie, gdzie zgarnąłem trójkę. Po czasie zauważyłem, że to kolejny już oficjalny wyścig, w którym pytanie o śp. Łukasza Romanka daje mi biegowe zwycięstwo – dodał.

Jaki cel ma na półfinał Delejt? – Cel stawiam sobie podobny jak w półfinale – będę bardzo zadowolony ze zdobycia 5 punktów i poszerzenia mojej wiedzy. Jakiekolwiek dodatkowe punkty pewnie jak zawsze wskoczą co najwyżej albo z szybkiego spisu, zamieszania rywali, bądź jeśli trafi się akurat pewna wąska kategoria która mi pasuje, bo nie spodziewam się kolejnego pytania o śp. Romanka – zakończył.

Misiowy wyrósł na pewny punkt Rycerzy Zodiaku. „Każdy start mi pomaga”

Misiowy to ważny punkt w ekipie Rycerzy Zodiaków. Jego średnia to 1,321 punktu na bieg. W starciu z Champions Team wywalczył 7 punktów, a dwa biegi z jego udziałem kończyły się podwójnymi zwycięstwami jego zespołu.

Rycerze Zodiaku jednak przegrali z Champions Team 38:51. Dla CT był to pierwszy w tym sezonie triumf. – Gdybym odpowiedział, że spodziewaliśmy się porażki, to chyba już mógłbym wieszać klawiaturę na kołku. Zdajemy sobie sprawę, że nasze wyniki nie wyglądają tak jakbyśmy chcieli, ale ja uważam, że w każdym meczu możemy wygrać i z takim też nastawieniem przystępowałem do spotkania z CT. Nie udało się, pozostaje więc pogratulować rywalom i jechać dalej – powiedział Misiowy.

Czy Misiowy spodziewał się, że będzie tak ważnym punktem zespołu? – I tak i nie. Poziom mojej wiedzy żużlowej jest aktualnie, łagodnie mówiąc, nie najwyższy. Właściwie nie jestem w stanie zdobywać żadnych trójek, chyba że ktoś wystawi odpowiedź. Z tego powodu przed sezonem wahałem się, czy w ogóle brać udział w zawodach ligowych. Na szczęście dla mnie quiz jest zbudowany tak, że punkty zdobywa się dzięki różnym atutom i mnie tym atutem jest szybkość. Dzięki temu wiem, że jeśli mam dobry dzień, to mogę robić te 7-8 punktów, niezależnie kto jest rywalem – dodał.

Starty w lidze Misiowy łączy z rywalizacją w Lidze Rezerw, gdzie związał się kontraktem z Fajrant Team. Sztab szkoleniowy FT daje mu możliwość jazdy, co Misiowy wykorzystuje w stu procentach.

– Tak naprawdę to każdy start mi pomaga. Powiedziałbym też, że nawet obecność na zawodach, w których nie startuje mi pomaga. Cały czas poznaje jakieś nowe nazwiska i powoli zauważam, że coraz więcej z nich zaczynam kojarzyć. Mam nadzieję, że dzięki temu w pewnym momencie nastąpi przełom i zacznę zdobywać więcej trójek – zakończył.

Speedi odmienił Champions Team. „Spadł kamień z serca”

Champions Team w 11. kolejce odniósł pierwsze w tym sezonie zwycięstwo. CT wygrało z Rycerzami Zodiaku 51:38. Jednym z liderów był Speedi. Od jego transferu minęło już kilka tygodni i można powiedzieć, że odmienił on zespół Champions Team.

– Przyznam, że podpisując kontrakt nie widziałem tabeli – zrobiłem to dopiero po i od razu wiedziałem, że pierwsza wygrana będzie czymś wyjątkowym. Rzeczywiście tak było, spadł kamień z serca. Nasz potencjał jest z pewnością o wiele wyższy, co pokazywaliśmy jak dotąd momentami. Te momenty mogą się jednak przeistoczyć w stałą, równą formę, czego sobie i naszej drużynie życzę – powiedział Speedi.

W starciu z Rycerzami Zodiaku Speedi zdobył 11 punktów. To był jego najlepszy występ w tym sezonie. – Mówiąc szczerze nie spodziewałem się tego, że do tego czasu będę miał takie problemy. Założyłem sobie średnią w granicach 1,5-1,8, a początek był dramatyczny. Duża zasługa Levisa, który dał mi szansę i stopniowo wprowadzał do składu, choć wiadomo, chciałoby się od razu jeździć więcej – dodał Speedi.

– Teraz moja średnia bez bonusów wzrosła do bodaj 1,6 i liczę, że przynajmniej taką utrzymam, choć na pewno wolałbym zdobywać ciągle po 8 punktów, a nie raz 3 w 3 startach, raz 11. Jak wiadomo, w ISQ dużo zależy od pytań, wcześniej wybitnie nie miałem do nich szczęścia, tym razem to dopomogło. A liderem bym się nie nazwał – w tym meczu pięciu zawodników miało od 8 do 11 punktów, a Citas i Levis którym tym razem wyszło gorzej też mają olbrzymie rezerwy, co widzimy na treningach. Ta wygrana nie była wcale dziełem przypadku – stwierdził zawodnik CT.

Pierwsza wygrana CT może wpłynąć jeszcze pozytywniej na atmosferę w zespole. – Czy się poprawi? Trudno powiedzieć, wcześniej działaliśmy na zasadach: Raz się przegrywa, raz się przegrywa i nikt nie miał do nikogo pretensji za przegrany mecz, bo byliśmy w tym wszyscy razem. Teraz trzeba będzie wymyślić nowe hasło i burza mózgów może wpłynąć negatywnie na atmosferę, a nie pozytywnie, a do tego gdy poczuliśmy smak zwycięstwa, w przypadku porażek trzeba będzie uciekać jakoś od odpowiedzialności, której wcześniej nie było! – powiedział.

– Jak wspomniałem wcześniej, gdy każdemu z nas choć trochę podpasują pytania, a palce będą pracować z należytą szybkością, mamy potencjał na lepsze wyniki. Bo gdy wygrywa się pojedynczy bieg 5:1, co mimo wszystko nam się zdarzało, to czemu nie można wypracować powtarzalności? – stwierdził Speedi.

Póki co może on łączyć starty w lidze z rywalizacją w Lidze rezerw. – Tak, jak najbardziej i cieszę się z tego, że jeszcze mam tutaj szansę startów, choć był to na razie tylko jeden mecz, w przypadku wracającego po 15 latach emeryta, każde zawody są na wagę złota. Na początku brakowało mi objeżdżenia i to czułem. Liga rezerw, Turnieje Zaplecza ISQ czy treningi to – gdy ma się jakąś podbudowę od strony merytorycznej – najlepszy sposób na budowę dyspozycji. Szczególnie, że struktura pytań nieco zmieniła się w porównaniu do czasów, w których startowałem i trzeba było wypracować sobie jakoś sposób na skuteczne czytanie, co być może w pewnym stopniu załapałem. To też wymagało zebrania odpowiedniego doświadczenia – zakończył.

Cysu kiedyś był mistrzem ISQ. Po 16 latach znów pojedzie w finale

W 2005 roku Cysu sięgnął po tytuł Indywidualnego Mistrza ISQ. Wówczas reprezentował barwy Wild Wolf, a w dodatkowym wyścigu o złoto pokonał Kaspera oraz Brzycha. Z tym drugim teraz razem startuje w jednej drużynie.

Był to jego jedyny start w finale IM ISQ. Po szesnastu latach Cysu znów będzie walczył o medale IM ISQ – Awans to był jeden z celów. Zanim pojawił się pomysł na mój powrót do ligi, chciałem się sprawdzić i wystartować w IM. Udało się dotrzeć do finału. Są to prestiżowe zawody i na pewno awans do finału jest sukcesem – powiedział Cysu.

W półfinale nie miał problemów z awansem, choć był moment, że było nerwowo. – Swój występ oceniam dobrze, chociaż po zerze w czwartym starcie wkradła się mała nerwowość. Po trzech biegach awans był bardzo blisko, ale nie był jeszcze pewny. Po tym zerze „groził” mi bieg dodatkowy, ale w ostatnim udało się ponownie wygrać – dodał.

W finale Cysu będzie jednym z faworytów. Choć sam skromnie podchodzi do swojej jazdy, to z miejsca wyrósł na jednego z liderów Fajrant Team i jest czołowym zawodnikiem ligowych rozgrywek.

Cysu jednak o medalach nie mówi. Do finału IM ISQ podchodzi ze spokojem. – Cel niezmiennie jest ten sam – zdobyć osiem punktów i zająć miejsce w górnej połowie klasyfikacji. Jeśli tak się stanie, to już będę mógł uznać to za sukces – stwierdził.

Awans mk mimo kontrowersji. Zawodnik White Sox sprawił niespodziankę

mk w lidze dobre występy przeplata słabszymi. Jego średnia w ligowych zmaganiach to 1,255 punktu na bieg. Biorąc pod uwagę statystyki, jego awans do finału Indywidualnych Mistrzostw ISQ jest niespodzianką.

Sam zawodnik przyznał, że kluczem do sukcesu był brak presji. – Nie stawiałem sobie jakichkolwiek celów przed tym sezonem. Dla mnie to były po prostu kolejne zawody, w których chciałem się pokazać z jak najlepszej strony. Udało się awansować do finału, co mnie oczywiście bardzo cieszy. Do finału podejdę tak samo, bez jakiejkolwiek presji na wynik – powiedział.

Ze swojego występu w półfinale IM ISQ był bardzo zadowolony. – Swój występ mogę ocenić jako dobry, skoro udało się awansować, a odpadł Anżej, Artas, Jessup czy Witek. „Wyprzedziłem” wyżej notowanych przeciwników, których wymieniłem wcześniej i to jest na pewno dla mnie niespodzianka – dodał.

W finale nie stawia sobie konkretnych celów. – Jaki cel na finał? Celem na finał będzie ukończenie wszystkich biegów bez jakichś literek w programie. Jeżeli to się uda to będę zadowolony – stwierdził.

W jednym z biegów nie uznano jego odpowiedzi „Tai Woffinden, Anglia”. Arbiter tłumaczył, że pytał o Wielką Brytanie a nie Anglię. Co mk sądzi o tej decyzji? – Ja już swoje zdanie na ten temat wyraziłem, uważam, że odpowiedź Anglia/Wielka Brytania powinna być zaliczona tak samo. Pewnie nie znam aż na tyle regulaminu, ale czy odpowiedź Gregory Alan Hancock jest nieprawidłowa? Jeżeli pytamy o Grega Hancocka? Dyskusja nad regulaminem zaczyna moim zdaniem przypominać rozważania na temat mikroruchów i trochę jest to zniechęcające – zakończył.

Lowigus zadebiutuje w finale IM ISQ. Skorzystał z prezentu rywala

Lowigus rzutem na taśmę awansował do finału Indywidualnych Mistrzostw ISQ. W półfinale zdobył 8 punktów i sklasyfikowany został na siódmym miejscu. Będzie to dla niego pierwszy występ w finale IM ISQ.

– Cieszę się z awansu do finału, ponieważ znajdę się tam chyba po raz pierwszy, aczkolwiek ten półfinał to były dla mnie męczarnie. Ostatecznie dwie trojki i 2 punkty „na spisie” wystarczyły do awansu – powiedział Lowigus po zawodach.

Dopisywało mu szczęście. Lowigus skorzystał na błędzie Witka w siedemnastym biegu i zdobył w nim punkt na wagę awansu. – Można powiedzieć, że awans był trochę sprezentowany przez Witka, bo tego jednego punktu by zabrakło – stwierdził.

Przed finałem Lowigus nie ma sprecyzowanych celów. – Co do finału, wszystko może się tam zdarzyć, dużo zależy od pytań jakie się trafi, jeśli mam odpowiedni dzień potrafię wygrać z każdym. Nie nastawiam się jednak na konkretne miejsce, doceniam wiedzę i przede wszystkim szybkość rywali – powiedział.

– Mam nadzieję, że moi klubowi koledzy dołączą do mnie po drugim półfinale i któryś z nas medal zgarnie. Dla mnie natomiast najważniejszym celem pozostaje medal w rywalizacji drużynowej – zakończył Lowigus.

Paboł pewnie awansował do finału IM ISQ. Celuje w TOP-5

Paboł nie miał większych problemów z awansem do finału Indywidualnych Mistrzostw ISQ. W półfinale zdobył 10 punktów i pokazał, że jest w wysokiej formie. Lider Fajrant Team ustrzegł się błędów i zrealizował swój cel.

– Jestem zadowolony. Przed turniejem szacowałem, że aby awansować muszę wygrać 2 biegi i w pozostałych trzech uskładać 3 punkty. Wyszło o 1 punkt z nawiązką. Słabo zacząłem, bo w pierwszych dwóch biegach miałem pytania o lata 50te, a to nie moje klimaty. Potem na szczęście trafiła się inna tematyka i było dużo lepiej – powiedział Paboł.

Przed finałem nie myślał o tym, że jest pewien awansu. – Bardzo się cieszę z awansu. Oceniałem swoje szanse na awans przed turniejem na jakieś 70%. Zabrzmię teraz jak typowy polski żużlowiec z lat 90tych, ale dla mnie najważniejsza jest liga. Oczywiście wspaniale będzie pojechać w finale. Będzie to dla mnie czwarty finał w karierze. Sam fakt, że w jednych zawodach wystartuje tyle świetnych zawodników mówi sam za siebie, co to będą za zawody – dodał Paboł.

W finale pojedzie po raz czwarty w karierze, ale medalu jeszcze nie ma. Takiego też celu przed sobą nie stawia, ale chciałby zaliczyć życiowy wynik.

– Do tej pory moje najwyższe miejsce w finale to szóste. Jeśli je poprawię, zatem jeśli będę w TOP-5 to będę zadowolony. Jednakże będę również zadowolony, jeśli będę niżej, a któryś z pozostałych Fajrantów stanie na podium. Howk! – zakończył.

Kamerun stawia na ligę. Indywidualny sukces byłby dodatkiem

Kamerun znalazł się w gronie finalistów Indywidualnych Mistrzostw ISQ. W półfinale zawodnik Bad Company zdobył 9 punktów, ale do końca musiał drżeć o przepustkę do finału.

Sam awans do finału nie wywołał u niego zbytniej ekscytacji. – Powiem Ci szczerze – nie wiem. Z jednej strony cieszę się bardzo z awansu, z drugiej nawet jakbym jakimś cudem zdobył medal indywidualnie, a w drużynie nie udało się zdobyć złota, całościowo sezon byłby stracony i nieudany. Można powiedzieć, że występ w finale będzie taką wisienką na torcie, którym byłoby dla mnie złoto drużynowe – powiedział Kamerun.

Same zawody były dla niego zaskoczeniem. – To był przedziwny występ dla mnie. W biegu, w którym nie miałem kompletnie pojęcia o kogo chodzi, zdobyłem trzy punkty. W trzech, w których znałem odpowiedzi na pytania zdobyłem razem cztery punkty – no ale, pośpiech, omijanie fragmentów pytań zrobiło swoje. No i spis po Danielu jeszcze był. Ogólnie, wydaje mi się, że miejsce wywalczone zasłużenie – stwierdził.

Jaki Kamerun będzie miał cel na finał? – W żadnym z biegu nie mieć awaya, limitu, pomylenia klucza i litów. Jak sobie ostatnio policzyłem, straciłem na tym już ponad 20 punktów w lidze, więc całkiem sporo. No ale tu wychodzi to, z czego śmieją się moi koledzy – koncentracja, to nie jest moje drugie imię. A z którego miejsca będę zadowolony? Myślę, że dziewiąte i w górę będzie ok – zakończył.