Witek (Portal ISQ) Internet Speedway Quiz wrócił po ośmiu latach. Co w tym czasie zmieniło się w Twoim życiu?
Aszotek (zawodnik Champions Team): Bardzo wiele, mógłbym powiedzieć, że wszystko. Myślę, że jak u większości z nas. Pracuję, mam żonę, dwójkę dzieci. Zupełnie inne priorytety.
Pamiętam, że wtedy byłeś studentem prawa. Poszedłeś w tym kierunku dalej? Choć pewnie jeżeli tak, to za dużo nie możesz o tym mówić.
Nie mogę mówić o sprawach moich Klientów, ale o sobie jak najbardziej. Tak, poszedłem dalej, spełniłem swoje dziecięce marzenie powstałe na skutek oglądania amerykańskich filmów i zostałem adwokatem.
Osiem lat to szmat czasu, choć dla Ciebie przerwa od ISQ trwała nieco dłużej, bo dziewięć lat. Wierzyłeś w to, że ISQ jeszcze kiedyś wróci?
Powiem tak – początkowo w ogóle o tym nie myślałem. Ja na kilka lat odciąłem się od wszystkiego, w ogóle nie miałem kontaktu z kimkolwiek z ISQ. Dlaczego, to pewnie jeszcze do tego przejdziemy w kolejnych pytaniach. Widząc próby reaktywacji, traktowałem to bardziej na tej zasadzie, że to świetna zabawa, super jakby wróciła, ale nie planowałem mojego powrotu. Nie dlatego, że nie chciałem – po prostu było mi strasznie wstyd za to, co się kiedyś stało. Jakoś tak jednak wyszło, że gdy pojawił się temat reaktywacji, zaproszono mnie do grupy CT powstałej na whatsappie, pojawiła się wizja powrotu drużyny. Pomyślałem, że pojadę 2-3 mecze w sezonie, zobaczę, jaka będzie reakcja innych na moją osobę. Ta reakcja zaskoczyła mnie bardzo pozytywnie. Bałem się, że każdy będzie mi wypominał to, co się stało, że wszyscy dadzą mi do zrozumienia, że mnie w tej zabawie nie chcą. Wtedy oczywiście nie bawiłbym się w to na siłę. Było jednak zupełnie inaczej. Bardzo mnie to cieszy i dziękuję za to, że wszyscy wykazali się takim zrozumieniem. Natomiast ja cały czas mam wyrzuty sumienia. Myślę, że to widać, chociażby po tym, że gdy wyrzucono z quizu Jakubo i Gallopa, sam zaoferowałem, że napiszę 100 pytań oraz wpłacę 300 złotych dla rozwoju quizu. Tak akurat wyszło, że przez upadek quizu, miałem tylko rok przymusowej absencji w startach.
Powiem szczerze, że tamta afera wpłynęła na to, że przestało mi tak bardzo zależeć na ISQ. Miałem tego dość, bo po kim jak po kim, ale po Tobie tego bym się nie spodziewał. Czy miałeś wrażenie wtedy, że zawiodłeś wiele osób?
Nie tylko wtedy, ale cały czas mam takie wrażenie. Z perspektywy czasu z pewnością zawiodłem też siebie. Tak naprawdę jestem jedyną osobą, która może wytłumaczyć, dlaczego tak się stało, ale po tych prawie 10 latach jestem jedynie w stanie przytoczyć powody, natomiast kompletnie ich nie rozumiem. Dla takiego zachowania nie ma żadnego zrozumienia i żadnych wytłumaczeń. Na marginesie dodam, że nawet wybór nicka do quizu po reaktywacji nie był u mnie przypadkowy. To, co złe, stało się gdy startowałem jako „Radek”. Chcę się od tego odciąć w tym sensie, że sam bardzo się tego wstydzę. Nie mogę natomiast uciekać od tego, co się stało i czymkolwiek tego tłumaczyć. To była tylko i wyłącznie moja wina.
Zatem jakie były powody?
Na początku powodem była tylko i wyłącznie chęć częstszych startów. Mam wrażenie, że wtedy quiz stał się dla mnie pewnym uzależnieniem, to odbijało się nawet na moim związku, bo zamiast spędzać czas z dziewczyną, obecnie żoną, startowałem w meczach. Chciałem więcej, częściej. Totalna głupota, dziecinada. Jak już się zacznie oszukiwać, to potem trudno przestać. Zwłaszcza, że były osoby, które o tym wiedziały i którym to pasowało. To tworzy fałszywe poczucie, że nie robi się nic złego. Ale żeby było jasne – jeszcze raz podkreślę, że to była tylko i wyłącznie moja wina. I żeby było jasne – zdecydowana większość Champions Team nawet nie wiedziała o tym, że mam inną tożsamość czy tożsamości. Nie chcę, by przeze mnie ktoś miał złe zdanie o całym zespole, bo tam byli i są świetni ludzie, którzy wiele wnieśli dla tej zabawy.
Powiedziałeś, że „na kilka lat odciąłeś się od wszystkiego, w ogóle nie miałem kontaktu z kimkolwiek z ISQ”. Dlaczego?
Powiem więcej – ja się w ogóle odciąłem od żużla. Przez te dziewięć lat byłem na żużlu tylko dwa razy – w 2015 roku, ale to trochę z przypadku, no i teraz w 2020 roku, już intencjonalnie. Było mi po prostu wstyd przed wszystkimi. Też przed sobą, więc potrzebowałem takiego katharsis.
Teraz rozumiem jesteś już oczyszczony i gotowy do rywalizacji w ISQ? Nie da się ukryć, że poza nielicznymi szpilkami wbijanymi m.in. przeze mnie, to raczej nikt nie rozpamiętuje tego co było. ISQ znów sprawia nam wszystkim sporą radość. Tobie też?
Oczyszczony to złe słowo, bo czasu się nie cofnie. Ale myślę, że umiem do tego podejść z dystansem. Właśnie dlatego, że czasu już nie cofnę, więc tego, co było nie zmienię. Fajne jest to, kiedy czyta się takie posty, jak np. Malaka, że był do Champions Team przed sezonem nastawiony negatywnie, ale zobaczył, że naprawdę jesteśmy w porządku. Dla mnie to w pełni zrozumiałe, że ktoś może być do mnie uprzedzony. Sam bym był. Jeśli ktoś mi wbija szpilkę, to nie mam z tym teraz problemu. Nawet z takimi tematami. Kiedyś to w ogóle miałem „kija w dupie” i pewnie dlatego nie rozumiałem poczucia humoru niektórych, np. Fajrantów.
A tu się okazuje, że po aferze Gallopa i Jakubo znaleźliście z Fajrantami nić porozumienia. A może nawet nie nić, a cały kłębek.
Nie sądzę, by chodziło tylko o tę aferę. W ogóle, ostatnio na naszym klubowym messengerze, Citas napisał coś fajnego, z czym się w pełni zgadzam. Że my i Fajranci to takie dwie zgrane ekipy dzieciaków z sąsiednich bloków. Rywalizujące. Ale teraz te ekipy dorosły, już nie są dzieciakami.
Patrząc na Wasze wyniki, mam wrażenie, że to czy przegracie, czy nie, to Wam lata. Ważniejsze jest to, by się spotkać na czacie i wspólnie pobawić się w ISQ.
Nawet nie tylko na czacie. Na czacie spotykamy się raz w tygodniu, czasami uda się coś pojechać poza tym, ale wiadomo – każdy ma swoje życie, nie zawsze jest czas. Natomiast cały czas hula nasz klubowy messenger, na którym piszemy nie tylko o quizie. I to jest fajne. W ogóle, dla mnie największą wartością powrotu ISQ jest to, że odnowiłem kontakty ze świetnymi ludźmi. Z którymi, przez moją głupotę, te kontakty straciłem. A co do wyników? Cóż, jeśli powiem, że nie chcemy wygrywać, to minę się z prawdą, bo każdy chce. Ale tak jak mówisz, nie to jest dla nas najważniejsze. Więc jeśli wygramy, to super. Jeśli nie, to przecież nic się nie stało. Pewnie z czasem te zwycięstwa przyjdą, bo składu wcale złego nie mamy. W zasadzie, to tylko ja mam wyniki zdecydowanie poniżej oczekiwań. Tyle, że oczekiwań innych. Ja się raczej spodziewałem, że po 9 latach niemal zerowego interesowania się speedwayem, łatwo nie będzie.
Mam to samo. Oczekiwania są wielkie, a wiedza mizerna. Jakie masz zatem cele na ten sezon?
Mimo wszystko Tobie ten powrót wychodzi dużo lepiej. Przecież ja w lidze wygrałem póki co jedynie dwa biegi i to oba w pierwszej kolejce! To jest tragedia. Teraz moim celem jest pokazanie, że jeszcze nie jestem takim kompletnym „dziadem”. W wolnych chwilach, których za dużo nie ma, układam pytania i odświeżam swoją wiedzę żużlową. Chciałbym kiedyś wrócić na poziom, jaki reprezentowałem. Nie mówię nawet, że na taki, jaki jeszcze przed oficjalnym istnieniem ISQ, ale na takiego solidnego ligowca na te 10 punktów w meczu. Na szczęście teraz już się nie boję, że znowu wpadnę w jakieś uzależnienie od ISQ. Mam za dużo fajnych rzeczy wokół siebie, a moją najnowszą pasją stało się bieganie.
O tak! Nie ma nic przyjemniejszego niż założyć buty, ruszyć przed siebie i pokonywać kolejne kilometry. Szkoda, że nie ma jakiś audiobooków z historią żużla. Z pewnością by to nam pomogło.
Zdecydowanie. Nie wyobrażam sobie jednak biegania bez Spotify. I to ze specjalną playlistą, która pobudza do dania z siebie jeszcze więcej. Ale na taki spokojny, chilloutowy bieg, jak najbardziej audiobook z historią żużla by się nadał.
O bieganiu moglibyśmy gadać i gadać. Też tak miałeś kiedyś, że nie lubiłeś biegać, a jedyną aktywnością pod tym względem był bieg na autobus? A teraz czekasz niecierpliwie na kolejny bieg?
Ha! Jakbyś zgadł! W szkole zawsze byłem jednym z najsłabszych w bieganiu. Miałem nawet zwolnienie z dystansów dłuższych niż 300 metrów, bo niby się za bardzo męczyłem. To oczywiście były wymówki. Jasne, nie mam predyspozycji sprintera, ale najpiękniejsze jest właśnie pokonywanie własnych słabości. To nie było tak, że w ogóle nie uprawiałem sportu, bo czasem coś tam pograłem w kosza, czy w nogę, nawet nie na takim tragicznym poziomie. Ale w życiu nie pomyślałbym, że to właśnie bieganie stanie się moją pasją. Przez pandemię było trochę więcej wolnego czasu, pierwszy raz pobiegłem sobie ok. 8,5 kilometra pod koniec kwietnia. Zgadałem się z kumplem, zaczęliśmy biegać razem. Nawet nie zawsze faktycznie razem, ale pod kątem rywalizacji. Potem miałem miesięczną przerwę spowodowaną zabiegiem korekty przegrody nosowej, gdzie w ogóle nie mogłem podejmować wysiłku fizycznego. To było straszne! A we wrześniu przebiegłem swój pierwszy półmaraton. Ja, który w szkole miał zwolnienie z dystansów powyżej 300 metrów. Z tego pokonywania własnych słabości naprawdę jestem dumny, po bieganiu wręcz unoszę się nad ziemią. W trakcie, pewnie sam wiesz, jak jest. Non stop masz ochotę przestać. Ale o to właśnie chodzi, by nie przestawać, by osiągnąć swój cel.
Dokładnie. Ostatnio zostałeś II trenerem Champions Team, a nawet prowadziłeś zespół w jednym z meczów. Brakowało Ci tego?
Jak już wspomniałem, na początku nie chciałem się angażować. Bałem się tego, nie wiedziałem, jak to by zostało odebrane. Nie chciałem wprowadzać zamieszania. Wiadomo, jak jest. Ponadto nie spodziewałem się, że znowu się tak zaangażuję. Na szczęście nie tak, jak kiedyś, kiedy poświęcałem na ISQ kilka godzin dziennie, bo teraz są rzeczy, które mi to zrównoważą. Ale uwielbiam prowadzić zespół. Bardzo mi tego brakuje. Zgłosiłem się na drugiego trenera, bo Klecześ, którego ciągle za to opieprzamy, ma ciągłe problemy z docieraniem na czat. Poprowadziłem zespół z Fajrantami, bo to taki prestiżowy mecz. Przed sezonem debatowaliśmy, kto ma być trenerem zespołu i nie było chętnego. Nominowaliśmy Levisa.
To teraz celem sztabu szkoleniowego na pewno jest pierwsze zwycięstwo. CT sprowadziło PeeRa. Rozważane są kolejne transfery?
Celem jest przede wszystkim dobra zabawa, a przy okazji fajnie byłoby wreszcie wygrać. Dalszych transferów już nie rozważamy. Chcieliśmy sprowadzić Cysa, ale wybrał Fajrant Team. Za to doszedł PeeR, świetna sprawa, bo to też mega ważna postać dla CT. Mamy fajny skład, ludzi, którzy się dobrze dogadują, są chętni do jazdy. Na meczu z WS było nas w pewnym momencie dwunastu. Totalnie bez sensu byłoby teraz na siłę sprowadzać kogoś, kto stworzyłby jeszcze większą konkurencję, to byłoby nie fair. Próbujemy natomiast dotrzeć do legend CT, niestety Raphi nie odpisał na zadane mu na facebooku pytanie, czy należy prewencyjnie spałować Ślązaków (takie nawiązanie do dawnych czasów i drugiego ulubionego powiedzenia Raphiego). Nawet nie wiemy do końca, czy właściwej osobie zadaliśmy to pytanie.