Aszotek przez wiele sezonów był liderem Champions Team. Jednak w obecnym był cieniem dawnego zawodnika. Zdobywał po kilka punktów w meczu. Przełamanie nastąpiło w starciu z Rycerzami Zodiaku. Zdobył 11 „oczek” i jak przed laty był jednym z najskuteczniejszych zawodników CT.
– Ciężko mówić o wzroście formy, po prostu wreszcie w lidze pojechałem na dobrym poziomie. Od dłuższego czasu występy ligowe mnie frustrowały – we wszystkich treningach, sparingach, byłem najlepszy w drużynie, ale jak przychodziło do spotkań ligowych, to była klapa. A przecież poziom wiedzy nie zmienia się z dnia na dzień. Myślę, że potrzebowałem takiego spotkania na przełamanie i wierzę, że teraz będzie lepiej – powiedział Aszotek.
– Jasne, że przez 10 lat mocno zardzewiałem. Jednak to nie jest tak, że moja wiedza i szybkość pozwala na zdobywanie po 5 punktów w meczu. Tym bardziej, że cały czas nad tym pracuję, choć nie jest to łatwe przy mojej pracy i dwójce małych dzieci. Wiem jednak, że stać mnie na dużo więcej niż do tej pory pokazywałem w lidze i postaram się udowodnić, że występ z Rycerzami Zodiaku nie był pierdnięciem kury – dodał.
Dla Champions Team był to pierwszy triumf w sezonie. – Pomimo, że przegrywaliśmy mecz za meczem, atmosfera w drużynie była cały czas bardzo dobra. Nie potrzebujemy do tego Sławomira Peszko, bo cała drużyna jest jednym wielkim „atmosfericiem”, ale przez 10 kolejek Peszek nas nie opuszczał. Oczywiście to tak żartem, bo nie przegrywaliśmy pechowo, po prostu byliśmy dziadami (uśmiech) – stwierdził.
– Zwycięstwo z Rycerzami Zodiaku przyjęliśmy oczywiście z radością, uznając, że zasłużyliśmy, by walnąć sobie szklaneczkę whisky lub innego trunku, bo Citas whisky nie lubi. Ale też z ulgą, bo choć nie mamy wcale ciśnienia na wygrywanie, to nie chcieliśmy zapisać się w historii jako pierwsza drużyna bez zwycięstwa. Z tym brakiem ciśnienia to jest tak, że wszyscy traktujemy to jako zabawę i czy wygrywamy, czy nie, jest w porządku. Natomiast oczywiste jest to, że każdy woli wygrywać niż przegrywać – dodał Aszotek.
Wygrana dodała CT i Aszotkowi wiary we własną wiedzę. – Myślę, że Buoni nie mogą teraz spać spokojnie. Cały czas są w grze w walce o play off, a my nie mamy zamiaru ułatwiać walki żadnemu rywalowi. Myślę, że stać nas na to, by napsuć krwi zarówno BF w najbliższym meczu, jak i nawet zdecydowanym faworytom z Red Sox i BAD Company. Ale bez spiny. Najważniejsze, że wygraliśmy ten jeden mecz, teraz pojedziemy bez jakiejkolwiek presji – stwierdził.
Wcześniej CT wygrało w Lidze Rezerw z Red Sox. – Ligę Rezerw traktujemy w ten sposób, by ci, którzy potrzebują jazdy, mogli tam pojechać. Nie chodzi o zwycięstwa. Ostatnio mieliśmy w składzie 6 zawodników i każdy pojechał kilka biegów, nawet Fafa, który się spóźnił. Nie sądzę, by ta wygrana miała jakiś wpływ na całą drużynę. Mogła jednak mieć wpływ na mnie, bo wreszcie gdzieś – poza sparingami i treningami – pokazałem się z dobrej strony. Może coś się wtedy odblokowało i teraz będzie już lepiej? Zobaczymy. Abstrahując jednak od tego, że ligę rezerw traktujemy szkoleniowo, to uważam, że stać nas na to, by ją wygrać. A to dlatego, że mamy bardzo wyrównaną drugą linię, która przecież przy absencji trójki liderów jest decydująca – zakończył Aszotek.