Po dwóch wyścigach Bad Company przegrywało z White Sox 2:10. Jednak mimo tak fatalnego początku lider tabeli I ligi nie miał najmniejszych problemów z odniesieniem wysokiego zwycięstwa 51:39.
Taki początek meczu tylko pomógł zawodnikom Bad Company. – Na pewno taki falstart zadziałał motywująco i pomógł skupić się w dalszej części meczu – zwłaszcza że były to nasze jedyne przegrane biegi w tych zawodach – powiedział Delejt.
– Generalnie, nigdy nie skupiamy się na osiągnięciu konkretnego wyniku, cel jest jeden – każdy ma pojechać jak najlepiej, tak żeby drużyna wygrała mecz. Trzymamy w zespole wysoką motywację, wiemy na co nas stać i jak ktoś ma gorszy dzień zawsze reszta podciągnie wynik – myślę że to jest klucz do tegorocznych sukcesów – dodał zawodnik Bad Company.
Delejt i Paweu znów stworzyli świetną parę, która pokonywała rywali. – Paweu ma fenomenalną wiedzę i bardzo się cieszę, że mogę z tej wiedzy korzystać, w każdym biegu z nim uczę się czegoś nowego. To zdecydowanie pomaga mi też w utrzymaniu motywacji do dalszych meczów – wiem że jestem częścią mocnej drużyny, mocnej pary i jaka jest moja rola w drużynie, a jest to dowożenie punktów, a nie wygrywanie biegów, choć i na to, mam nadzieję, przyjdzie czas – stwierdził.
Delejt musi sobie radzić z łatką spisywacza, ale się tym nie przejmuje. – Tak jak wspomniałem, znam swoje miejsce w drużynie. Staram się brać poprawkę na komentarze odnoszące się do tej „łatki”, bo – jak by nie patrzeć – w każdym wyścigu zwycięzca jest tylko jeden, a pozostałych możnaby okrzyknąć „spisywaczami”. Nie aspiruję obecnie do zdobywania tylu trójek co Paweu, Bili czy Leigh, choć sporadyczne biegowe zwycięstwa, jak już się zdarzą, bardzo mnie cieszą – zakończył.