Red Sox w meczu 11. kolejki rozprawiło się z Dobrymi Duszkami (47:42) i spora w tym zasługa Boskiego, który zdobył 11 punktów i dwa bonusy. Po raz pierwszy w sezonie był liderem Red Sox. Bez jego dobrego występu Czerwone Skarpetki nie odniosłyby ważnego zwycięstwa. Dlatego został wybrany bohaterem 11. kolejki.
Skąd tak dobry występ? – To zwykły splot zdarzeń. Początek meczu układał mi się dobrze pod kątem spisu, trafiły się pytania o Borivoja Hadka, którego nazwisko mi się ostatnio kilka razy przewinęło podczas czytania o obcokrajowcach z Grudziądza i miasto na Pomorzu, których żużlowo jest około limitu odpowiedzi. Potem niefartowny bieg z Prezesem naszego klubu, w którym trochę w emocjach nie pomyślałem o nim i poprosiłem o powtórkę. W ostatnim biegu rywale chcieli nas wyczekać na 5:0 (mieliśmy świadomość, że może tak wyjść, ale i tak szacun za podjęcie rękawicy), w innym wypadku pewnie byłbym bez szans na 3 punkty – powiedział Bosky.
– Nie spodziewałem się, że mogę być kiedykolwiek liderem RS (bo mamy w drużynie ludzi z aspiracjami na medale IM ISQ), ale z drugiej strony w ogóle nie ma to dla mnie znaczenia – liczy się wynik drużyny, a i to bez jakiejś przesadnej spiny. Jedziemy o to, żeby się dobrze bawić. Plan minimum jest już zrealizowany – jesteśmy dwoma nogami, brzuchem i prawą ręką w PO, teraz każde miejsce wyższe niż czwarte będzie dla mnie bardzo pozytywną niespodzianką. A tak między nami (tylko nie mów nikomu) mogę dodać, że stać nas na dużo więcej – dodał Bosky.
Do niedawna był rezerwowym w RS, a teraz wyrasta na pewny punkt zespołu. – Jestem naturalnym pierwszym wyborem do zmiany i w gruncie rzeczy bardzo mnie to cieszy kiedy mogę puścić kogoś za siebie. Powodów takiego stanu rzeczy jest kilka – wiem, że wielu osobom bycie zmienionym przychodzi ciężko. Ja mam z tym luz. Po drugie jeśli idę do zmiany, to znaczy że reszta drużyny jeździ na miarę wysokich możliwości. Mecz z DD zaczęliśmy z Jessupem jak sieroty, ale potem poszły dwa 5:1 i trudno mi było zmienić któregoś z nas. Osobiście chciałbym być sklasyfikowany po 14. kolejce, bo miałbym w końcu co sobie wstawić w podpis na koniec sezonu (być może ostatniego w I lidze). Ale nic na siłę – bardziej mi zależy, żeby cała drużyna jechała dobrze, a przede wszystkim w dobrej atmosferze. W środku zespołu ona jak najbardziej jest, na zewnątrz czasami niektórym puszczają nerwy – stwierdził.
Skąd zatem taki wzrost formy? – Kupiłem sobie nowe kalesony do biegania oraz wzbogaciłem czas meczu o symfonię Vivaldiego. Może żona też mi trochę mniej głowę zawraca – zakończył z uśmiechem Bosky.