Kategoria: Internet Speedway Quiz

„Nie jestem typem człowieka, który długo rozwodzi się nad przeszłością.” Trzecia i ostatnia część dyskusji z Jaśkiem.

Misi: „W ostatniej części rozmowy chciałbym poznać bliżej Dominika Janusza, jak to się stało, że wyjechał z Polski i jak mu się żyje w dalekiej Australii. Zacznijmy może od dzieciństwa i powiedz proszę skąd zamiłowanie akurat do żużla? Miałeś jakieś inne zainteresowania?”

Jasiek: „Żużel oglądałem kilka razy w telewizji, aż w końcu wujek zabrał mnie na zawody (baraże ze Sparta Wrocław w 1988) i tak się to wszystko zaczęło. Najpierw jako młody kibic, a potem, gdzieś tak jak miałem 16 lat, kupiłem sobie mikrofon i inny sprzęt, które podłączyłem do systemu VHS. Gdy leciała transmisja żużlowa w TV, głos komentatora zastępowałem swoim. Moi rodzice do dziś chyba kilka tych nagrań mają. W ten sposób, w ramach samouctwa, powoli uczyłem się komentowania. A co jeszcze mnie interesowało? Żużel, dziennikarstwo… do tego zawsze matematyka i język angielski. Chciałem się uczyć języków, zwłaszcza angielskiego. Co ciekawe, nie chciałem emigrować, ale gdzieś podświadomie miałem tą ogromna ciekawość, jak wygląda zachodni świat. USA, Anglia, Niemcy. Australia natomiast niekoniecznie. Gdy skończyłem szkole średnią, mój angielski był na tyle dobry, że mogłem się w nim porozumiewać, a gdy pracowałem w Radiu VIA, przeprowadzałem wywiady z zawodnikami zagranicznymi. Wtedy była to naprawdę fajna rozrywka. Do matematyki miałem zawsze naturalny talent, stad pewnie wybór studiów fizyki na WSP (na matematykę nie dostałem się).

Dziś zawodowo używam właśnie matematyki i języka angielskiego. Zainteresowani mogą zapoznać się z moją praca na profilu Linkedin. https://linkedin.com/in/dominik-janusz . Od 16 lat pracuje tu w sektorze informatycznym, od 12 lat jestem managerem (tzw. operations manager). Mogę powiedzieć, że podobnie jak w ISQ, jestem zawodowo spełniony, choć tutaj z mojej kariery na pewno nie zrezygnuje. Jest jeszcze bardzo dużo do osiągniecia. Ostatnio kupiliśmy upadający biznes specjalizujący się w tzw. physical security, czyli np. systemami monitoringowymi i obecnie wraz z zespołem próbujemy to rozkręcić. I jest to na dobrej drodze. Moje matematyczne umiejętności w połączeniu z dobrą znajomością Excela i umiejętnością tworzenia procesów i struktur pozwalają mi łatwo przystosować się do nowych wyzwań zawodowych i prowadzić operacje oraz zespoły w wielu firmach zajmujących się dystrybucja i sprzedażą hurtowa. I nie tylko.

Prywatnie mam 11 letniego syna. Moja była żona, a jego mama, jest Chinką, ale mały dużo bardziej wygląda jak ja niż jak ona. Z moim synem jesteśmy ze sobą blisko. Podobnie jak ja, ma matematyczny i technologiczny umysł. Spędza czas po równo z każdym z rodziców. Oprócz tego sporo przez te lata podróżowałem (trzy kontynenty, 16 krajów, a planach co najmniej dwa kolejne). Mieszkam w domu na zachodzie Sydney, mam tam basen, niewielki ogródek i miejsce na grilla, wiec nigdy mi się tu nie nudzi. A czasem po prostu położę się na kanapie i usnę – też dobry relaks. Każdemu się należy.”

M.: „W Rzeszowie stawiałeś pierwsze kroki w zawodzie dziennikarza, nie widziałeś przyszłości w tej branży? Co sprawiło, że na miejsce do życia wybrałeś akurat Australię?”

J.: „Dziennikarstwo było trochę taką młodzieńczą fantazją, dziecięcym marzeniem. Marzeniem, które się spełniło. A kiedy już się spełniło, okazało się, że wcale nie jest to takie fajne jak myślałem. Nie działasz sam dla siebie, piszesz artykuły o ludziach i to o ludziach, z którymi w wielu przypadkach łączą cię prywatne relacje. Masz wiec konflikt interesów – z jednej strony rzetelność dziennikarska, z drugiej strony efekt artykułu na prywatne relacje. A jeśli tych prywatnych relacji nie masz, to wielu nie chce z tobą rozmawiać, więc nie produkujesz materiałów i nie zarabiasz. Pamiętam swego czasu jak wkurzał się na mnie i moją redakcję Piotrek Winiarz. Innym razem zastrzeżenia zgłaszał Karol Baran, a jeszcze innym razem ktoś inny. To niestety jest coś naturalnego i coś, co mnie osobiście na dłuższą metę w tamtym czasie nie do końca odpowiadało. Zresztą w tamtym czasie finansowo tez nie było to zachwycające. Owszem, kasa była, ale wyżyć się za to nie dało. I właśnie aspekty finansowe były decydujące odnośnie wyboru emigracji ponad kontynuacje życia w Polsce. A czemu Australia? Znajoma tu była, poleciła, a było to jeszcze zanim Polska była w Unii Europejskiej. Wybrałem wiec Australie, spróbowałem i okazało się to strzałem w dziesiątkę. W przeciwieństwie do Polski, kraj odpowiada mi właściwie pod każdym względem – finansowym, kulturowym, klimatycznym itp. Oczywiście, na początku musiałem się do pewnych rzeczy dostosować, ale z czasem się tego wszystkiego nauczyłem. Musiałem zrestartować swoją karierę zawodową, a z czasem również zrobiłem dodatkowe studia – MBA na miejscowym uniwersytecie.

Inna sprawa, to dostosowanie się do kompletnie innej kultury. Pomiędzy Polską a Australią jest ogromna przepaść kulturowa – i nie mówię to na zasadzie, że Australia jest lepsza, ale na zasadzie, że jest po prostu kompletnie inna niż Polska czy europejskie kraje. Jej specyficzna multikulturowość, laicyzm, materializm, biurokracja oraz kultura luzu i zajmowania się głównie sobą to tylko niektóre z tych elementów. Przykładowo – każdy jeden emigrant z Polski, Czech, Słowacji miał w tym kraju problem, żeby zaakceptować tysiące, jeśli nie miliony Azjatów. Na początku potrafiło to być bardzo denerwujące. Z czasem stało się czymś codziennym, a nawet czymś co lubię. Nie ukrywam, że bardzo lubię wyskoczyć ze znajomymi Chińczykami na Yum Cha czy do jakiejś chińskiej restauracji. Jedzenie mają świetne, ich kultura oprócz ciężkiej pracy to właśnie cieszenie się jedzeniem. Zresztą byłem również kilka razy w Chinach, a że moja była żona to Chinka, to się z tym bliżej zapoznałem. Nie chciałbym tam mieszkać, ale dzięki ich kuchni, wyjazdy do Chin zawsze są fajne. Australijczycy to ludzie szanujący prywatność i zajmujący się głównie własnymi sprawami, ale jeśli trzeba stanąć mocno za swoim, staną za tym bardzo stanowczo. Osiedlowego Facebooka, jak to bywało za mojej młodości na polskich osiedlach, gdzie pewne sąsiadki wiedziały wszystko o wszystkich, zupełnie tutaj nie ma. O Australii ktoś kiedyś powiedział, że tutaj wszyscy jesteśmy Australijczykami, a jednocześnie jesteśmy Polakami, Chińczykami, Hindusami, Włochami, Anglikami, Grekami czy Libańczykami, czy jeszcze kimś innym. To również jest bardzo różne, bo nikt cię tu nie rozlicza za to, skąd jesteś i dlaczego jesteś taki, jaki jesteś. Tak naprawdę, w tym kraju czekają cię dwie bariery jako emigranta – językowa i kulturowa. Językowa jest łatwiejsza do sforsowanie. Kulturowej niektórzy nigdy nie potrafią przekroczyć.”

M.: „Ile prawdy jest w tych wszystkich opowieściach, że na każdym kroku w Australii czeka na Ciebie śmierć? Ogromne pająki, skorpiony, węże, krokodyle, meduzy? Jak wygląda codzienne życie w tym kraju?”

J.: „Mieszkam tu ponad 19 lat i jeszcze nigdy nie natrafiłem na poważne niebezpieczeństwo ze strony tutejszej fauny. Owszem, są węże, pająki, w wodzie są meduzy. Skorpionów nie widziałem, a krokodyle są w Darwin i Northern Territory. Osobiście, zawsze jestem ostrożny w okolicach lasów i krzaków, bo kręcą się tam węże, niektóre bardzo jadowite np. waz brunatny (brown snake). Kilka lat temu u mnie w firmie wąż wdrapał się na palety, na których siedzieli ludzie podczas przerw na papierosy i tam zasnął. Dla bezpieczeństwa więc nikt tam się nie zbliżał. Po jakimś czasie wąż się obudził, wyczołgał się z palet, po czym przeszedł przez płot, wspiął się na drzewo i na tym drzewie ponownie usnął. Innym razem widziałem w firmie węża wspinającego się po pionowej powierzchni, bo polował na gniazdo z pisklętami. Ten ostatni filmik jest chyba gdzieś dostępny na mojej stronie na Facebooku. Ogólnie z wężami jestem ostrożny i raczej mam podejście, aby trzymać się od nich z daleka i za bardzo ich nie analizować. Z pająkami natomiast jest tak, ze w miastach jest niewiele groźnych gatunków. Najgroźniejsze to Spider Funnel Web – trzeba się ich wystrzegać, są śmiertelnie jadowite, a od czasu do czasu kręcą się po domostwach. Dużo częstsze są tzw. redbacks, ale te małe czerwone pajączki nie maja śmiertelnego ukąszenia.

Do naszych tradycyjnych niebezpieczeństw dodałbym jeszcze płaszczki (czasem kręcą się przy plażach), rekiny (pojawiają się tu regularnie), psy dingo (uważać na nie zwłaszcza trzeba na Fraser Island), wombaty (te słodkie zwierzaki są de facto najbardziej niebezpiecznymi torbaczami), dziobaki (trucizna w pazurach). Ale tak naprawdę każde dzikie zwierzę potrafi się tu bronić, włącznie z kangurami, emu i koalami. Poczytajcie sobie np. co to jest swooping magpie, a i nawet te ptaki mają na swoim koncie ofiary śmiertelne, choć przecież nie są duże ani jadowite. Zresztą, czy w Polsce ktoś podchodzi blisko do dzikiej sarny, dzika, lisa czy żubra? A przecież czasem te zwierzęta tez podchodzą pod domostwa. A i na żmije w polskich lasach można się natknąć.

Codzienne życie nie koncentruje się więc na strachu przed tutejszą fauna. Tutejsze życie jest spokojne. Ludzie jada do pracy (posiadanie samochodu jest tu czymś standardowym i to zwykle każdy w rodzinie ma osobny), dzieci idą do szkoły. Pracuje się tu sporo, ale dużo rzeczy jest regulowanych, wiec pracodawcy nie mogą bezlitośnie wyzyskiwać. Dlatego jest dobra równowaga pomiędzy życiem zawodowym i prywatnym. W tygodniu zwykle jest to praca, powrót do domu, kolacja i do lóżka. Więcej życia dzieje się w weekendy. Australia to kraj spędzania czasu na świeżym powietrzu. Obojętne czy pójdziesz na plażę, czy na piknik, czy pojeździsz na rowerze, czy tez może na spacer w naturze (np. wypad w góry czy przedzieranie się przez park narodowy). Rodzinny grill to również cos standardowego, podobnie jak kapanie się we własnym basenie. W rodzinie jest tak, że jest czas z partnerem i rodziną, ale jest również tak, że od czasu do czasu, każdy spędza czas osobno ze swoimi znajomymi czyli tzw. girls night out lub boys night out. Jest tu również spora kultura kawy. Tzn. większość ludzi zaczyna dzień od tego napoju. Kawy w Australii jest mnóstwo do wyboru, a Australijczycy są w kwestii tego produktu bardzo wymagający. Inna bardzo popularna rzecz to stek, najlepiej taki z grilla. Rump Steak to mój ulubiony typ, sam to już od lat sobie przygotowuje. Taki lekko krwisty to ulubiona wersja moja i mojego syna. Oczywiście, wybór światowych kuchni jest tu ogromny, ale wyraźnie do przodu wybijają się włoska, grecka, chińska, hinduska i libańska.

Wakacje często są związane z wyjazdem w miejsce, gdzie są plaże i woda. Gold Coast to czołowe miejsce na lokalne wakacje, a inne lokalizacje to Sunshine Coast, Byron Bay, Port Douglas, Cairns, Mornington Peninsula, a z tych bliższych Sydney to Port Stephens (można tam wejść do wody z rekinami i płaszczkami, pogłaskać je i pokarmić), Port Macquarie czy Coffs Harbour. Osobiście uwielbiam Gold Coast (parki rozrywki plus luksusowe resorty) i bardzo lubię Port Stephens i Port Macquarie. Szczerze polecam. Za granice natomiast najczęściej jeździ się na Bali, niektóre wybierają również Fiji, Vanuatu i oczywiście Nową Zelandie. Kultura jest bardziej wyluzowana niż w Polsce czy Europie i choć częściowo jest to kwestia sytuacji finansowej, myślę, że wieloletni rozwój pozytywnej kultury ma z tym również sporo do czynienia.”

M.: „Masz do przekazania jakieś rady dla osób, którym marzy się życie po drugiej stronie kuli ziemskiej? Jak wygląda poziom życia w tym kraju, czy trudno znaleźć dobrą pracę, jak epidemia koronawirusa i mocne obostrzenia wpłynęły na codziennie życie mieszkańców?”

J.: „Każdy, kto chce wyemigrować do innego kraju (nie tylko do Australii), musi na początku zdefiniować, po co właściwie tam jedzie i dostosować swoje oczekiwania do tego planu. Czy jedziesz na dłuższe wakacje, które łączysz z pracą? Po przygodę? Czy też chcesz sobie czasowo dorobić? A może chcesz tu zostać na stale? A może po prostu chcesz spróbować jak jest i wtedy podjąć decyzje? Jest kilka możliwości, ale na pewno musisz się przygotować. Po pierwsze – finansowo. Australia to nie Londyn, do którego leci się dwie godziny i za kilkaset dolarów można w każdej chwili wrócić do Polski. Tu musisz przejść procedurę wizowa (wiza studencka, wiza emigracyjna, wiza partnerska – tych wiz jest całe mnóstwo), a dopiero po procedurze wizowej możesz tu wjechać. Sama procedura będzie trochę kosztować, więc musisz być przygotowany finansowo i przyjechać tu z oszczędnościami. Kolejna sprawa to nastawienie. Widziałem mnóstwo ludzi, którzy tu przyjechali, ale ich nastawienie było nieodpowiednie. Sporo przegrało z naturalnym rasizmem – nie umieli odnaleźć się wśród innych kultur i takie społeczeństwo było dla nich nie do zniesienia. Ale jeszcze gorzej wypadali ci, którzy przyjeżdżali tu z negatywnym nastawieniem. Nieraz było tak, że nawet kończyli w stanie depresji. Często wracali do kraju, z którego przyjechali, a czasem musieli przejść leczenie mentalne, żeby dojść do siebie, zanim wrócili. Jeśli decydujesz się na emigracje, to musisz wierzyć, ze ci się uda i być zdeterminowanym, że ci się uda. Emigracja to nie pieniądze spadające z nieba. Zanim zaczną spadać z nieba (a Australia to bardzo bogaty kraj, tylko trzeba się dobrze zakręcić), zazwyczaj przejdziesz przez kilka prac, kilka stracisz, porobisz jakieś błędy finansowe i życiowe. Trzeba umieć sobie z tym poradzić i nie poddawać się. Wreszcie dochodzi tęsknota. Może być za krajem, może być za rodziną albo przyjaciółmi. I z tym też trzeba sobie poradzić. Jest Skype, Facebook, Whatsapp… z czasem trzeba się do tego przyzwyczaić, że kontaktu face to face nie ma, a niekoniecznie trzeba dzwonić do mamy trzy razy dziennie. Najtrudniej jest, jeśli jest się w związku i jedna osoba decyduje się emigrować, a druga nie. Często nie przetrwa to próby czasu. A nawet jeśli obie osoby są tu na miejscu, emigracja ich zmienia i związek się rozpada. Swego czasu mówiono, gdy tu byłem na wizie studenckiej, że Australia to kraj rozpadających się związków. I cos w tym było… tyle, że odpowiedzialne za to były zmiany w ludziach, a nie Australia jako kraj.

Jeśli chcesz znaleźć dobrą prace, to chyba najpierw musisz zdefiniować, co to jest dobra praca. Czy chodzi o finanse? Kulturę? W jakiej firmie pracujesz? A może wszystko naraz? Każdy ma jakieś tam swoje oczekiwania od tej idealnej pracy. Finansowo? Gdy 19 lat temu wyjeżdżałem z Polski, pracowałem na uczelni jako młody człowiek na umowie na poł etatu. Gdybym porównał moje dzisiejsze zarobki z tamtą pracą 19 lat później, zarabiam około 220 razy więcej na rękę niż 19 lat temu w Polsce. Ktoś powie, że to dużo, ktoś inny może powiedzieć, że oni mogą w innym kraju zarobić jeszcze więcej. Status? Od 12 lat jestem managerem w dobrej, dużej firmie, w sumie w tej firmie pracuje od 16 lat. Niektórzy będą się z tego cieszyć, niektórzy natomiast powiedzą, że jestem tylko managerem, a nie dyrektorem. Ktoś powie, że moja praca jest pasjonująca, ktoś inny, że nudna, a jeszcze ktoś, że od strony etycznej nie mogliby takiej wykonywać. Ale jeśli założymy, że dobra praca to przede wszystkim wysokie zarobki, to w Australii liczy się przede wszystkim lokalne doświadczenie. Tak od razu takiej pracy się nie dostanie. Trzeba sobie zbudować markę na rynku pracy i szczebel po szczeblu piąć się na drabinie kariery. Albo otworzyć własny biznes. Taki najprostszy biznes to malowanie domów. Polacy w tym kraju swego czasu byli znani jako malarze – bo łatwo było ukryć godziny pracy przed Urzędem Emigracyjnym, a jednocześnie dość łatwo było się tego zawodu nauczyć. I było to nieźle płatne, więc sporo Polaków na tym zarabiało, najpierw poprzez prace dla kogoś, a potem poprzez otworzenie własnego biznesu.

A jak wyglądała tu pandemia koronawirusa? Nasze granice były zamknięte przez 2 lata i mieliśmy kilka lockdownów. Myślę, że najbardziej bolesny był ten w drugiej połowie 2021 roku, bo wydawało się, że wtedy wszystko wracało już do normy, aż tu nagle wyrwał się wariant delta i zamknięto Sydney na 3 i pół miesiąca. Zaraz po tym zamknięto Melbourne. Otwarto dopiero wtedy, gdy ponad 80% dorosłych się zaszczepiło. Myślę, że można by dużo o tym opowiadać i wiem, że wśród cokolwiek niekarnych i buntowniczych Polaków nasze metody wzbudzały duże kontrowersje. Ale od początku pandemii umarło na covid nieco ponad 18 tysięcy Australijczyków w porównaniu do grubo ponad 100 tysięcy Polaków. Teraz oczywiście cały krzyk związany z pandemia się skończył, od wielu miesięcy nie ma już po tym śladu. Ostatni raz, kiedy spotkałem się tu z restrykcjami, było w lipcu 2022, kiedy musiałem w samolocie nosić maseczkę podczas lotu na wakacje na Tasmanie. I ja sam uważam, że niektóre z tych metod były przesadzone. Ale zasady były wtedy takie, jakie były i należało się dostosować. Każdy logicznie myślący człowiek wiedział, że ten stan był przejściowy i na dłuższą metę nie dało się tak funkcjonować, wiec powrót do normalności był nieunikniony. Przez większość tego dwuletniego okresu żyliśmy tu normalnie, chodziliśmy do pracy, nawet jeździliśmy na wakacje po Australii.”

M.: „Gdybyś mógł zmienić jedną rzecz ze swojej przeszłości, lub historii sportu albo całego świata, to co by to było?”

J.: „Nie jestem typem człowieka, który długo rozwodzi się nad przeszłością. To jedna z tych rzeczy, której nauczyło mnie życie w Australii. Było, minęło… warto tylko przeanalizować, czy popełniło się jakieś błędy i starać się nie popełnić ich ponownie. Gdybym mógł cos zmienić w swoim życiu, to chyba tylko jedno – że wyemigrowałbym do Australii kilka lat wcześniej. Szkoda było tracić czas w Polsce na studia, które nie gwarantowały dobrej przyszłości. Wiem jednak, ze finansowo mógłbym nie mieć wcześniej na to pieniędzy, a moje doświadczenia z przeszłości ukształtowały mnie na człowieka, którym dziś jestem. Dlatego ich nie żałuje. I myślę, że nie ma co rozwodzić się nad przeszłością, a skoncentrować się na teraźniejszości i przyszłości.”

Serdecznie dziękuję za rozmowę i przesyłam gorące pozdrowienia do dalekiej Australii!

Rudolf o krok od sprawienia sensacji. „Oczy jak pięć złociszy”

Rudolf miał nie wystąpić w finale Indywidualnych Mistrzostw Polski ISQ. Był jedną z dwóch osób, które w przeprowadzonej ankiecie wskazały termin 22.02 jako ten, który kategorycznie nie pasował. W przedfinałowej wypowiedzi swoje szansę na start oceniał na 5 procent.

Ostatecznie zjawił się na starcie i sprawił ogromną sensację. Zajął czwarte miejsce i pojechał w biegu dodatkowym o brąz. Oto, co powiedział Rudolf po zakończeniu finału i bezpiecznym powrocie do hotelu.

– Panie Kochany a co tu komentować. Sławek Drabik do mnie rano zadzwonił, obudził nieprzytomnego w trzy dupy że odnalazł u babki jakiś stary motór ale żyletę. No to w te pędy jazda do niego, sprzęt odebrany, dorzucił jeszcze torbę starych łańcuszków i jazda na zawody – powiedział.

– Początkowo myślałem – no dobra, byle do mety dojechać, a może nikt się nie skapnie…. Ale jak mi to z spod dupy pociągnęło to ani rusz i nagle pierwszy. Szczęścia nie chciałem nadwyrężać to przesiadłem się na moje kobyłki ale to nie ich dzień – dodał.

Po trzech seriach startów Rudolf na swoim koncie miał 4 punkty. – Na dwa ostatnie biegi wziąłem Sławkową maszynę by się jakoś ładnie pożegnać a tu dwa razy pierwszy i szok. Oczy jak pięć złociszy od Kierownika Złotego i jeszcze w 20 biegu Paboł się podłożył tak że barażyk. A w nim… jak żem poszedł to ino kurz. Ale potem zdechło i Paboł mnie zdublował – powiedział.

Rudolf przypuszcza, że klątwę na niego rzucił Plonek, pierwszy rezerwowy finału. – Zjeżdżam do parkingu, a tam ogór kiszony w tłumiku i dlatego zdechło. Muszę sprawdzić kto dokonał takiego sabotażu i dlaczego Plonek maczał w tym palce… Acz przed samym finałem brałbym w ciemno 10 pkt i 4 lokatę, szczególnie że Daniel the Great wrócił na tron. A za mną wiele znamienitych osobistości się uplasowało – zakończył.

Moje subiektywne TOP5 (2) – Vanpraag

Kilka dni temu ruszyliśmy z cyklem “Moje subiektywne TOP 5”. W nim zawodnicy Internet Speedway Quiz mają za zadanie przedstawić swoich pięciu ulubionych żużlowców oraz uzasadnić w kilku zdaniach każdy z tych wyborów. Mogą oni pochodzić z jakiejkolwiek epoki czarnego sportu, być mistrzem świata, ale też niezbyt rokującym juniorem. Komu kibicowali, kibicują lub nadal będą kibicować uczestnicy ISQ? A może komu kibicowaliby gdyby urodzili się trochę wcześniej? Na czyich występach i wynikach najbardziej im zależy? Kogo uwielbiają oglądać na archiwalnych nagraniach? Z kim mają najlepsze żużlowe wspomnienia? Tego będziecie dowiadywać się w tym oraz kolejnych odcinkach. Zapraszamy do śledzenia.

W drugiej odsłonie cyklu zawodnik Fajrant Team – Vanpraag.

5. Rafał Kurmański – Postać tragiczna. Niczym meteor przeleciał przez karty historii polskiego speedwaya. Moim zdaniem największy talent w dziejach zielonogórskiego żużla. Startował w okresie gdy ówczesny ZKŻ balansował na pograniczu extra- i 1 ligi. Sprzętowo często odstawał od czołówki polskich żużlowców. Nie może się równać z osiągnięciami chociażby swojego rówieśnika Jarka Hampela, ale to co wyczyniał z motocyklem na torze to magia. Manchester miał swojego Cravena, Częstochowa Jarmułę, Bydgoszcz Tomka Golloba, a Zielona Góra Kurmańskiego. To on był nadzieją na lepsze czasy dla Falubazu. Miał stać się następcą Andrzeja Huszczy. To dzięki jego spektakularnej akcji na torze w Gnieźnie zielonogórzanie mogli świętować awans do elity polskiego żużla. Miał być liderem na lata. Niestety los chciał inaczej. Do dziś wielu zielonogórskich kibiców zadaje sobie pytanie co by było gdyby historia potoczyła się inaczej. I choć Rafał Kurmański startował bardzo krótko to do końca życia będę pamiętał to co wyczyniał na torze. On zatem otwiera moją subiektywną listę TOP 5.

4. Tomasz Gollob – Z całym szacunkiem dla Bartka Zmarzlika, to właśnie bydgoszczanin jest dla mnie najlepszym polskim żużlowcem w historii. Tytuły, medale i puchary jakie zdobył to jedno, ale rola jaką odegrał w wywindowaniu polskiego żużla na światowe salony jest nie do przecenienia. Ja akurat należę do tego pokolenia kibiców żużla, które doskonale pamięta jak w imprezach światowych lali nas niemiłosiernie Czesi, Węgrzy, Włosi a nawet Norwegowie, czy Niemcy. O silniejszych żużlowo nacjach nie wspominając. Gwiazdy polskiej ligi, na europejskich arenach nie istniały. Tomasz Gollob z impetem zburzył mur niemocy z jaką zmagał się „Polish Speedway”. Nigdy nie zapomnę poczucia dumy, wręcz niedowierzania kiedy Tomek ogrywał tuzów światowego żużla podczas finału MŚP w Vojens 93, czy rok później podczas drużynówki w Brokstedt. Sukcesy naszych późniejszych medalistów IMŚ, DMŚ nie byłyby możliwe gdyby nie wyłom, który w światowym speedwayu uczynił Tomek Gollob. Nie mogło go zatem zabraknąć w moim TOP 5.

3. Lionel Van Praag – Tego jegomościa zna każdy fan żużla. On otwiera listę indywidualnych mistrzów świata, a dzięki niemu tak bardzo pochłonęła mnie historia tego sportu. Już jako kilkulatek poznałem to nazwisko i …. to właściwie wszystko co wówczas wiedziałem o pierwszym „królu” żużla. Przy okazji odkrywania szczegółów biografii tego sportowca ( w dobie sprzed internetu było to bardzo siermiężne) poznawałem z czasem współczesne mu nazwiska innych żużlowców, wyniki przedwojennego żużla i generalnie początki tego najpiękniejszego ze wszystkich sportów. I chociaż teraz już wiem, że nawet w okresie przedwojennym byli lepsi od Van Praaga, to jego postać stała się dla mnie inspiracją do stworzenia internetowego nicka, nie tylko z resztą w rozgrywkach ISQ. Nie należał na pewno do tych legendarnych już „sympatycznych żużlowców”, często obcesowy i mało wylewny. Ci jednak co go dobrze znali wiedzieli jednak, że to człowiek o dobrym sercu, pomagający w potrzebie. A że był również patriotą, żołnierzem i obrońcą ojczyzny łatwo można mu było przypisać cechy bohaterów trylogii Sienkiewicza. Tak, Lionel Van Praag to „must be” w mojej piątce.

2. Henryk Olszak – Mój pierwszy idol. Pierwsze fascynacje żużlem związane były z tym żużlowcem. Pamiętam jak przez mgłę niektóre z jego wyścigów, ale bardziej kojarzę otoczkę jaka towarzyszyła jego osobie w moim domu. Mój tata kibicował wówczas Andrzejowi Huszczy, ja Olszakowi. Nie miał znaczenia dla mnie wówczas wynik meczu, ale to który z nich  zdobył więcej punktów. W późniejszym czasie poznałem wiele wręcz legendarnych opowieści związanych z Panem Heńkiem. Podobno przed jednym z ważniejszych meczów (bodajże ze Stalą Gorzów) nigdzie nie można go było znaleźć. Nie było go w domu, ani w klubie. Ktoś rzucił pomysł, aby sprawdzić czy nie ma go w Topazie – jednym z najpopularniejszych wówczas miejsc imprezowych w Zielonej Górze. Był to strzał w 10. Niestety sportowiec był w stanie, który dyskwalifikował go do udziału w meczu. Do meczu było kilka godzin i sobie tylko znanymi sposobami postanowiono postawić Henia na nogi. W  meczu zrobił dwucyfrówkę i walnie przyczynił się do zwycięstwa. Krnąbrnego żużlowca postanowiono później ukarać nie zabierając go na wycieczkę na Kubę (taka nagroda po zdobyciu DMP w sezonie 1982). Ten postanowił się zbuntować i przez pół następnego sezonu próżno było szukać jego nazwiska w programach żużlowych. Wrócił na drugą część rozgrywek, ale to były już jego ostatnie występy z Myszką Miki na plastronie.  

1. Andrzej Huszcza – Taki Ivan Mauger zielonogórskiego żużla. Długoletnia kariera, sportowy tryb życia i oczywiście zachowując wszelkie proporcje, niezliczona ilość medali, pucharów i niezawodność w kluczowych momentach meczów ligowych. Te cechy kariery Pana Andrzeja pozwoliły mi na analogię do kariery wielkiego Nowozelandczyka. Dla mnie jako zielonogórzanina, Andrzej Huszcza to postać pomnikowa. Nie tylko ze względu na postument przedstawiający jego sylwetkę na motocyklu, stojący na zielonogórskim deptaku. Ponad 30-letnia kariera łącząca de facto różne epoki polskiego żużla i przywiązanie do barw klubowych, stanowią o nieocenionej wartości tego żużlowca. Wielki walczak na torze, ale zawsze zachowujący się zgodnie z duchem fair-play. Miałem to szczęście, że mogłem wielokrotnie oglądać jego wspaniałe pojedynki z Romanem Jankowskim, Piotrem Świstem, czy późniejsze chociażby z Joe Screenem (można obejrzeć na youtube). Bez wątpienia Andrzej Huszcza to no. 1 w moim zestawieniu.

CeTe Cup dla Jessupa

Jessup zwyciężył w kolejnej rundzie CeTe Cup. W finale zawodnik Red Sox pokonał Daniela, Yarasa oraz Plonka.

Wyniki:
1. (5) Jessup 14 (0,2,3,3,0,3,3)
2. (13) Daniel 17 (3,1,3,3,2,3,2)
3. (15) yaras 12 (2,2,1,2,2,2,1)
4. (9) Plonek 10 (2,0,3,0,3,2,0)
5. (6) Kasper 15 (3,3,3,3,3,d)
6. (11) Speedi 10 (1,1,2,2,3,1)
7. (7) MasTerek 9 (2,3,1,3,0,d)
8. (4) hN 9 (2,1,2,1,2,1)
9. (8) peer 7 (1,2,0,1,3)
10. (16) Aszotek 7 (0,3,1,2,1)
11. (2) Eric 7 (1,2,2,0,2)
12. (14) Wojtas 7 (1,1,2,2,1)
13. (1) Cysu 6 (3,3,ns,ns,ns)
14. (10) Rudolf 5 (3,0,0,1,1)
15. (3) Eryk 2 (0,0,1,0,1)
16. (12) brak zawodnika ns (ns,ns,ns,ns,ns)

Bieg po biegu:
1. Cysu, hN, Eric, Eryk
2. Kasper, MasTerek, peer, Jessup
3. Rudolf, Plonek, Speedi, brak zawodnika (ns)
4. Daniel, yaras, Wojtas, Aszotek
5. Cysu, Jessup, Daniel, Plonek
6. Kasper, Eric, Wojtas, Rudolf
7. MasTerek, yaras, Speedi, Eryk
8. Aszotek, peer, hN, brak zawodnika (ns)
9. Kasper, Speedi, Aszotek, Cysu (ns)
10. Jessup, Eric, yaras, brak zawodnika (ns)
11. Plonek, Wojtas, Eryk, peer
12. Daniel, hN, MasTerek, Rudolf
13. MasTerek, Wojtas, Cysu (ns), brak zawodnika (ns)
14. Daniel, Speedi, peer, Eric
15. Jessup, Aszotek, Rudolf, Eryk
16. Kasper, yaras, hN, Plonek
17. peer, yaras, Rudolf, Cysu (ns)
18. Plonek, Eric, Aszotek, MasTerek
19. Kasper, Daniel, Eryk, brak zawodnika (ns)
20. Speedi, hN, Wojtas, Jessup

Półfinały:
21. Jessup, Plonek, Speedi, Kasper (d)
22. Daniel, yaras, hN, MasTerek (d)

Finał:
23. Jessup, Daniel, yaras, Plonek

Sędzia: Aszotek/Jessup/Plonek
Technik: yaras

Złota nie obronił, ale kolejny medal ma. „Więcej nie mogłem wycisnąć”

Paboł rok temu świętował zdobycie złotego medalu Indywidualnych Mistrzostw Polski ISQ. W tym sezonie również był jednym z faworytów. Ostatecznie rywalizację zakończył na trzecim miejscu. W biegu dodatkowym o brąz pokonał Rudolfa.

– Jestem zadowolony z wyniku. Zawody w moim odczuciu były bardzo wyrównane. Patrząc na mój wynik, już wiele więcej nie mogłem wycisnąć – powiedział po finale IMP ISQ zawodnik Fajrant Team.

Końcówka zmagań o medale była bardzo nerwowa. Sam Paboł mógł zdobyć więcej punktów, ale popełnił błąd.

– Pewnie w ostatnim biegu, gdybym był bardziej uważny mógłbym zdobyć więcej punktów, aczkolwiek biorąc pod uwagę liczbę problemów z kluczem w tym turnieju, pewnie większość quizowiczów może powiedzieć po zawodach, że powinni być wyżej. To mój drugi medal z rzędu i bardzo się z niego cieszę – dodał Paboł.

Spisywacze na start! Będzie Grand Prix Spisu

Trzeci tydzień lutego upłynął w Internet Speedway Quiz pod znakiem All Stars Week. Jedną z imprez temu towarzyszących są Indywidualne Mistrzostwa Spisu, które w tym roku padły łupem Wazupa. Po zawodach dowiedzieliśmy się, że powołane zostaje Grand Prix dla szybko piszących.

Do tegorocznej rywalizacji o Indywidualne Mistrzostwo Spisu stanęło dwudziestu sześciu uczestników, którzy zostali rozstawieni w dwóch półfinałach. Z czołowej piątki ubiegłego sezonu na starcie zameldowali się tylko dwaj gracze, był to obrońca trofeum – Cinek oraz piąty Malak. Obaj przebrnęli do finału, ale w nim nie poprawili swoich pozycji.

Uczestnicy IM Spisu rywalizowali w różnych formułach. To efekt inwencji twórczej Witka. – Chciałem uatrakcyjnić formułę i wydaje mi się, że niekoniecznie było to potrzebne. Pierwszy półfinał z losowym czasem podania pytania był błędem. Pojawiło się sporo kontrowersji, dlatego późniejsze zmiany – powiedział częstochowianin.

Nowym mistrzem spisu został Wazzup, któremu do triumfu wystarzyło dwanaście punktów. Na podium wyprzedził hN-a (11 punktów) i Strca, który o brąz walczył w biegu dodatkowym z MasTerKiem. – Rywalizacja jak to w turnieju spisu była wyrównana. Gratulacje dla Wazzupa, hNa i Strca za miejsca na podium. Z tego co widziałem, to na miejsce w trójce zasługiwało więcej quizowiczów – dodał nasz rozmówca.

Pierwotnie zawody miały odbyć się formułą, w której sędzia podawał cztery możliwe odpowiedzi, a w dowolnej sekundzie wyścigu wskazywał, która odpowiedź ma zostać spisana. I choć szanse na trafienie wynosiły 25 procent, to gracze ryzykowali strzałem w dobrą odpowiedź.

– Kompletnie się tego nie spodziewałem, ale to nauczka na przyszłość, z której wyciągnę wnioski. Nie przemyślałem tego, że można zagrać na chybił/trafił. Jedną odpowiedź skopiować i wkleić, drugą mieć napisaną. W takiej sytuacji szansa na trafienie wynosiła 50 procent. Jak to się mówi, Polak zawsze znajdzie rozwiązanie (uśmiech). Stąd też zmiany w trakcie rywalizacji.

Podczas zawodów doszło do sytuacji, że takowych strzałów było pięć z rzędu. – Co mogę powiedzieć, mieli szczęście.

Organizator bardzo szybko wyciągnął wnioski z turnieju, który nie był pierwszym w historii ISQ. – Wnioski są takie, że turniej spisu to świetna zabawa. Dlatego będziemy w ten sposób bawić się częściej.

Wiemy już, że Witek mówiąc „częściej” miał na myśli cykl Grand Prix, który będzie odbywał się w poniedziałkowe wieczory. – Tak, cykl Grand Prix Spisu składać się będzie z ośmiu turniejów. Póki co, będą to zawody nieoficjalne, ale będę starał się o to, by dołączyć te zawody do kalendarza na przyszły sezon. Tak samo jak wiele innych turniejów, z których zrezygnowaliśmy w obliczu braku osób chętnych do ich organizacji – skomentował.

– Będzie to albo klasyczny turniej (jak finał IM Spisu), albo tak jak półfinały, albo z podawaniem pytania w trakcie biegu, albo jeszcze coś się wymyśli. Chcę po prostu przetestować wszystkie możliwe rozwiązania, by przed nowym sezonem wybrać odpowiednią – uchyla rąbka tajemnicy Witek.

Wielu graczy zastanawia się, co wobec tego z mistrzostwami spisu wobec powołania do życia rozgrywek Grand Prix. – Finał IM spisu nadal będzie częścią All Star Week. Format ten i tak musi przejść reformę, ale o tym możemy porozmawiać po zakończeniu sezonu.

Autor: Cinek

To piąty srebrny medal IM ISQ Kaspera. „Wziąłbym to w ciemno”

Kasper zajął drugie miejsce w finale Indywidualnych Mistrzostw Polski ISQ. Zawodnik Dobrych Duszków musiał uznać jedynie wyższość Daniela. Po zawodach Kasper miał mieszane, ale pozytywne uczucia.

– Przyznam, że z jednej strony jestem zaskoczony wynikami dzisiejszych zawodów, a z drugiej nie. Jestem zaskoczony, bo nie prezentuję w bieżącym sezonie najwyższej formy, podobnie zresztą, jak zwycięzca Daniel (któremu serdecznie gratuluję przeskoczenia Jaśka), który też miewał lepsze okresy w karierze, a mimo to zajęliśmy dwa pierwsze miejsca, choć wydawałoby się nasza aktualna forma nas do tego nie predestynowała – powiedział.

– A nie zaskoczony jestem dlatego, że właśnie te konkretne zawody, jak finał IM, wyzwalają w nas obu dodatkowe emocje i mobilizację, która nawet w chudych sezonach zazwyczaj prowadzi nas na podium, o czym świadczy pokaźny worek medali uzbieranych w IM – dodał.

Dla Kaspera to piąty srebrny medal w Indywidualnych Mistrzostwach ISQ. Na drugim stopniu podium stawał w sezonach 5, 8, 9, 13 oraz 15. Jego dorobek uzupełnia złoto z sezonu 7.

– Przed zawodami mój rezultat wziąłbym w ciemno. Dość dobrze zacząłem i apetyt rósł w miarę jedzenia. Paradoksalnie czuję też pewien niedosyt, ponieważ gdybym przypilnował sobie klucz w biegu o Adama Kajocha, to pewnie wpadłaby w tym biegu trójka na nieszczęściu Cysa, która dałaby mi baraż o złoto, a tak skończyło się jedynką i drugim miejscem. To już piąte moje srebro, złoto też już było, a ciągle ani razu nie udało mi się być trzecim, nawet przed ostatnim biegiem się zastanawiałem, po co mi kolejne potencjalne srebro, skoro brązu brak – stwierdził.

Według Kaspera bohaterem tych zawodów był Rudolf, który ostatecznie zajął czwarte miejsce. – Tradycyjne gratulacje dla pozostałych medalistów, a specjalny ukłon należy się Rudolfowi, który jest dla mnie bohaterem tych zawodów. Człowiek, którego miało dziś z nami nie być, rzutem na taśmę wpada na czat, jadąc w spartańskich warunkach i o mały włos nie zdobywa medalu, szkoda Tomku – powiedział Kasper.

– Podziękowania kieruję też do naszych sędziów, Slaya i hNa, którzy perfekcyjnie, niezwykle sprawnie, idealnie poprowadzili te zawody oraz do niemych, nieznanych z nazwiska bohaterów – autorów pytań, które były znakomite, godne najważniejszej imprezy w roku – zakończył Kasper.

Po raz trzeci został mistrzem. „Powiedzieć, że się cieszę, zabrzmi banalnie”

To był finał pełen emocji. Daniel z dorobkiem 13 punktów zwyciężył w zawodach o Indywidualne Mistrzostwo Polski. Tym samym przeszedł do historii quizu. Nigdy wcześniej nikomu nie udało się trzykrotnie sięgnąć po ten tytuł.

– Wygranie finału IM jest zawsze czymś szczególnym i w ISQ nie do porównania z zupełnie niczym innym. Czuję autentyczną radość, a jednocześnie ulgę, że to już po, bo emocje w trakcie zawodów były bardzo duże – powiedział Daniel tuż po finale IMP ISQ.

Triumfator przyznał, że na pierwsze dwa pytania nie znał odpowiedzi. – Jeśli chodzi o przebieg finału, to w dwóch pierwszych biegach po prostu spisywałem, bo najpierw w ogóle nie znałem zawodnika, a potem zacząłem od złej odpowiedzi, a w tym samym czasie padła ta właściwa – dodał.

Później wiodło mu się już zdecydowanie lepiej. – W trzecim starcie po fragmencie o klubie z Finlandii postanowiłem zaryzykować i nie czytać dalej, tylko pisać pierwszą nazwę, jaka przyjdzie na myśl – była to dobra decyzja, bo faktycznie chodziło o Kotkat, u mnie w czasie 3,01. W tym momencie czułem, że mam szansę na medal – stwierdził.

– Później od razu skojarzyłem, że chodzi o Hansa Andersena, ale napisałem niewłaściwe miasto i musiałem poprawiać. W „Kolejarz Rawicz” z nerwów miałem z 5 literówek i konieczne było kasowanie. Na szczęście i tak byłem pierwszy, bo dziś mocno skupiałem się na kluczach, co w tym finale było bardzo ważne – ocenił.

– Startowałem łącznie w dziewięciu finałach i mam w nich sześć medali, w tym trzy złote. Powiedzieć, że się cieszę, zabrzmi banalnie, ale naprawdę tak jest. Gratulacje dla Kaspera i Paboła – zakończył triumfator finału IMP ISQ.

DANIEL INDYWIDUALNYM MISTRZEM POLSKI ISQ!

Daniel z dorobkiem 13 punktów wygrał finał Indywidualnych Mistrzostw Polski ISQ. To jego trzeci taki tytuł w karierze. Na podium stanęli też Kasper (11) oraz Paboł, który w biegu dodatkowym o brąz pokonał Rudolfa.

Wyniki:
1. (9) Daniel 13 (2,2,3,3,3)
2. (14) Kasper 11 (2,3,2,1,3)
3. (4) Paboł 10+3 (1,3,3,2,1)
4. (8) Rudolf 10+w (3,1,0,3,3)
5. (6) Witek 9 (1,2,2,1,3)
6. (7) Nicki 8 (2,w,2,3,1)
7. (11) Speed 8 (3,2,1,2,w)
8. (15) Malak 7 (1,3,3,0,0)
9. (16) Leigh 7 (3,2,0,2,0)
10. (1) Cysu 7 (2,1,3,0,1)
11. (3) Vanpraag 7 (3,1,1,w,2)
12. (5) Lowigus 6 (0,3,d,1,2)
13. (10) RavLit 5 (0,0,0,3,2)
14. (2) Sasla 5 (0,1,2,0,2)
15. (12) Falanga 5 (1,0,1,2,1)
16. (13) Frano 2 (0,0,1,1,0)

Bieg po biegu:
1. Vanpraag, Cysu, Paboł, Sasla
2. Rudolf, Nicki, Witek, Lowigus
3. Speed, Daniel, Falanga, RavLit
4. Leigh, Kasper, Malak, Frano
5. Lowigus, Daniel, Cysu, Frano
6. Kasper, Witek, Sasla, RavLit
7. Malak, Speed, Vanpraag, Nicki (w)
8. Paboł, Leigh, Rudolf, Falanga
9. Cysu, Witek, Speed, Leigh
10. Malak, Sasla, Falanga, Lowigus (d)
11. Daniel, Kasper, Vanpraag, Rudolf
12. Paboł, Nicki, Frano, RavLit
13. Nicki, Falanga, Kasper, Cysu
14. Rudolf, Speed, Frano, Sasla
15. RavLit, Leigh, Lowigus, Vanpraag (w)
16. Daniel, Paboł, Witek, Malak
17. Rudolf, RavLit, Cysu, Malak
18. Daniel, Sasla, Nicki, Leigh
19. Witek, Vanpraag, Falanga, Frano
20. Kasper, Lowigus, Paboł, Speed (w)

Bieg dodatkowy:
21. Paboł, Rudolf (w)

Sędzia: Slayu
Technik: hN

Champions Team II bliżej finału

W pierwszym półfinałowym meczu II ligi Champions Team II pokonało Rycerzy Zodiaku 49:41. Liderem CT był Igła, który zdobył 14 punktów. W ekipie Rycerzy najlepsi byli Yaras i PiotrekSL (po 15 „oczek”).

Champions Team II – 49:
9. Speedi 11+1 (3,2*,0,3,-,3,0)
10. Aszotek (G) 13 (1,2,3,-,2,3,2)
11. Igła (G) 14 (3,3,0,3,3,-,2)
12. Eric 4+1 (2*,0,-,1,-,1,-)
13. MasTerek 5+1 (1,1,2*,1)
14. Fafa 2+2 (0,1*,1*,0)

Rycerze Zodiaku – 41:
1. HalfGoose 2 (0,-,-,2,-,0,-)
2. Yaras 15+1 (2,3,3,1*,0,-,2,1,3)
3. PiotrekSL 15+2 (0,1,2,1*,3,0,3,3,2*)
4. Misiowy 9+1 (1,1,2*,2,2,0,1,0)
5. Mariano 0 (0,0)
6. BomberAŻ ns

Bieg po biegu:
1. Speedi, Yaras, Aszotek (G), HalfGoose ……..4:2
2. Igła (G), Eric, Misiowy, PiotrekSL ……..5:1 (9:3)
3. Igła (G), Speedi, PiotrekSL, Mariano ……..5:1 (14:4)
4. Yaras, Aszotek (G), Misiowy, Eric ……..2:4 (16:8)
5. Yaras, Misiowy, MasTerek, Speedi ……..1:5 (17:13)
6. Aszotek (G), PiotrekSL, Yaras, Igła (G) ……..3:3 (20:16)
7. Speedi, Misiowy, PiotrekSL, Fafa ……..3:3 (23:19)
8. Igła (G), HalfGoose, Eric, Yaras ……..4:2 (27:21)
9. Igła (G), Misiowy, MasTerek, Mariano ……..4:2 (31:23)
10. PiotrekSL, Aszotek (G), Fafa, Misiowy ……..3:3 (34:26)
11. Speedi, Yaras, Eric, PiotrekSL ……..4:2 (38:28)
12. Aszotek (G), MasTerek, Misiowy, HalfGoose ……..5:1 (43:29)
13. PiotrekSL, Aszotek (G), Yaras, Speedi ……..2:4 (45:33)
14. PiotrekSL, Igła (G), Fafa, Misiowy ……..3:3 (48:36)
15. Yaras, PiotrekSL, MasTerek, Fafa ……..1:5 (49:41)

Sędzia: Strc
Technik: Aszotek