Rudolf o krok od sprawienia sensacji. „Oczy jak pięć złociszy”

Rudolf miał nie wystąpić w finale Indywidualnych Mistrzostw Polski ISQ. Był jedną z dwóch osób, które w przeprowadzonej ankiecie wskazały termin 22.02 jako ten, który kategorycznie nie pasował. W przedfinałowej wypowiedzi swoje szansę na start oceniał na 5 procent.

Ostatecznie zjawił się na starcie i sprawił ogromną sensację. Zajął czwarte miejsce i pojechał w biegu dodatkowym o brąz. Oto, co powiedział Rudolf po zakończeniu finału i bezpiecznym powrocie do hotelu.

– Panie Kochany a co tu komentować. Sławek Drabik do mnie rano zadzwonił, obudził nieprzytomnego w trzy dupy że odnalazł u babki jakiś stary motór ale żyletę. No to w te pędy jazda do niego, sprzęt odebrany, dorzucił jeszcze torbę starych łańcuszków i jazda na zawody – powiedział.

– Początkowo myślałem – no dobra, byle do mety dojechać, a może nikt się nie skapnie…. Ale jak mi to z spod dupy pociągnęło to ani rusz i nagle pierwszy. Szczęścia nie chciałem nadwyrężać to przesiadłem się na moje kobyłki ale to nie ich dzień – dodał.

Po trzech seriach startów Rudolf na swoim koncie miał 4 punkty. – Na dwa ostatnie biegi wziąłem Sławkową maszynę by się jakoś ładnie pożegnać a tu dwa razy pierwszy i szok. Oczy jak pięć złociszy od Kierownika Złotego i jeszcze w 20 biegu Paboł się podłożył tak że barażyk. A w nim… jak żem poszedł to ino kurz. Ale potem zdechło i Paboł mnie zdublował – powiedział.

Rudolf przypuszcza, że klątwę na niego rzucił Plonek, pierwszy rezerwowy finału. – Zjeżdżam do parkingu, a tam ogór kiszony w tłumiku i dlatego zdechło. Muszę sprawdzić kto dokonał takiego sabotażu i dlaczego Plonek maczał w tym palce… Acz przed samym finałem brałbym w ciemno 10 pkt i 4 lokatę, szczególnie że Daniel the Great wrócił na tron. A za mną wiele znamienitych osobistości się uplasowało – zakończył.