„Fajnie to wszystko wspominam. Rozrywka była znakomita” – pierwsza część rozmowy z byłym zawodnikiem ISQ – Jaśkiem czyli Dominikiem Januszem.

Misi: „Witaj Jaśku, a właściwie Dominiku! Rozmowę zacznijmy może od samych początków naszej wspaniałej zabawy, czyli 1 sezonu ISQ. W jaki sposób natrafiłeś na informacje o ISQ i czemu dołączyłeś akurat do zespołu Jasol Racing?”

Jasiek: „Pamiętam, ze ktoś założył temat o ISQ na forum Sportsboard.pl. W tym samym czasie na czatach prowadzono transmisje live ze spotkań żużlowych, podając wyniki z całej Polski.  Ludzie zaczęli się zbierać na czatach, a po skończonych transmisjach niektórzy zostawali na czacie dłużej i ktoś wrzucał losowo pytania, na które próbowali wszyscy odpowiadać. W ten sposób prowadzono rekrutacje do quizu ISQ, który w tamtym czasie był w powijakach. Ja dołączyłem do quizu już w trakcie pierwszego sezonu. Moje pierwsze zawody to był jakiś mecz towarzyski, w którym w czterech startach zdobyłem bodajże 6 punktów. Później wziąłem udział w kilku innych turniejach i zawsze meldowałem się w pierwszej trójce. Stąd zainteresowanie moja osoba. Nie pamiętam już kto zaprosił mnie do zespołu Jasol Racing (być może był to trener tej drużyny, a być może któryś z zawodników), ale jestem przekonany, ze był to ktoś z Rzeszowa. W tamtym czasie jeszcze mieszkałem w Polsce, więc pracowałem jako dziennikarz m.in. w Radiu VIA i Tygodniku Żużlowym. Bylem na bieżąco ze wszystkim co się dzieje w świecie żużlowym, do tego od lat potrafię bardzo szybko i dokładnie pisać na klawiaturze, co w połączeniu z bardzo dobrą pamięcią dało mi podstawy do tego, żeby zaistnieć w lidze na wysokim poziomie.”

M.: „Aktualne ISQ różni się ogromnie od tego, które pamiętasz Ty. Powiedz proszę, co wtedy, w tych pierwszych sezonach, było największą bolączką w Quizie, co Ciebie wkurzało najbardziej, a co sprawiało, że chętnie zasiadałeś wieczorami przed komputerem.”

J.: „Robiłem to chętnie, bo była to dla mnie fajna rozrywka i relaks. Wszyscy się fajnie bawiliśmy, była dobra, przyjazna atmosfera. Było to coś nowego, wiec kręciło praktycznie wszystkich. Nie podobało mi się natomiast, jak często były problemy z czatami. Lagowanie, problemy z Internetem i wreszcie same czaty, które czasami po prostu przestały działać w środku biegu czy meczu. Bardzo to utrudniało grę i nieraz wielu zawodników potraciło punkty z tego powodu.„

M.: „Od początku byłeś wyróżniającą się postacią w Quizie,  najskuteczniejszy zawodnik w lidze, dwukrotny indywidualny mistrz. Można by rzecz, że byłeś prawdziwym dominatorem ówczesnych czatów. Jak wspominasz tamte czasy i co wpłynęło na Twoją zmianę klubu w 3 sezonie? Zamieniłeś JR na RKS Hetman.„

J.: „Moje relacje z RKS Hetman były cokolwiek skomplikowane. Było to w tym samym czasie, gdy jako dziennikarz napisałem ileś tam artykułów o agresywnej publiczności w Gdańsku. Problem polegał na tym, ze RKS Hetman to w większości byli gdańszczanie, wiec bodajże w drugim sezonie ISQ, gdy również bylem sędzia quizu, doszło do jakiegoś meczu, który przegrali, a po którym wielu z nich miało do mnie ogromne pretensje – o pytania i ogólnie o wszystko. Paradoksalnie, kiedy powyrzucali z siebie, co im leżało na sercu, atmosfera się oczyściła i z czasem zaczęło się to poprawiać. Pod koniec drugiego sezonu RKS przegrał walkę o mistrzostwo ligi i wtedy ich ówczesny trener – Thomas, który również był byłym adeptem szkółki w Gdańsku – zaczął rozmowę ze mną o zasileniu Hetmanów, aby w sezonie 3 zdobyć mistrzostwo ligi. Wtedy dołączyłem do zespołu, ponieważ Jasol nie za bardzo miał skład, żeby powalczyć o medale, a ja chciałem walczyć o najwyższe cele – nie tylko indywidualnie, ale również drużynowo. Mimo ambitnej postawy z RKS Hetman w sezonie 3, zdobyliśmy tylko brązowe medale.

W barwach Jasol Racing myślę, że zaznaczyłem swoją obecność w sezonie 1 w zremisowanym meczu z późniejszymi mistrzami Kamrati (składającej się z grupy ludzi z PZLD – starej e-mailowej listy dyskusyjnej z lat 90-tych). W decydującym 15 biegu wygrałem, za mną był partner z drużyny i w wyniku tego 5-1 był remis w całym meczu. Myślę, ze był to pewnego rodzaju decydujący moment w mojej karierze, bo Kamrati mieli świetny zespól, pełen ludzi z ogromnym doświadczeniem w światku żużlowym.

Indywidualnie to była zupełnie inna historia. Wygrywałem mistrzostwo indywidualne, wygrywałem Zloty Kask i cale mnóstwo turniejów indywidualnych. Zapamiętałem wygraną w Złotym Kasku, który wtedy składał się z czterech turniejów. Takie mini Grand Prix. W pierwszym turnieju zająłem trzecie miejsce, a z jakichś powodów nie mogłem pojawić się na drugim turnieju. Wyglądało na to, że było właściwie po sprawie, ale że lubiłem bawić się w ISQ, to na kompletnym luzie pojechałem w trzecim turnieju. Ten turniej wygrałem, a prowadzący ChrisKZ potracił sporo punktów. Okazało się wiec, że niespodziewanie miałem nadal szanse na wygrana. Wystartowałem więc w czwartym turnieju. Nie wystarczyło tam wygrać, ale liczyć również na wpadkę rywala. Moje zwycięstwo przyszło mi dość spokojnie, a rywal wyraźnie miał tego dnia zły dzień i od początku tracił punkty. Ostatecznie więc wygrałem cykl, mimo absencji w jednym turnieju.

Tak naprawdę zdobyłem więcej tytułów zarówno indywidualnie i drużynowo, ale do tego przejdziemy w kolejnych pytaniach.”

M.: „Dlaczego Twoja przygoda z ISQ skończyła się po 3 sezonie, co się wtedy wydarzyło? Nie brakowało Ci emocji związanych z rywalizowaniem z innymi?”

J.: „I tutaj dochodzimy do komplikacji. W pewnym momencie fajna zabawa zaczęła się przemieniać w politykę i walkę o władze. Zacznijmy od tego, ze quiz ISQ miał tak naprawdę czterech założycieli, którzy w jego pionierskim czasie stworzyli strukturę i regulamin. Mimo to jeden z tych założycieli postanowił obwołać się ojcem quizu. Ksywka – Misiek. Przez grzeczność nie wymienię go z imienia i nazwiska, bo był wtedy 17-letnim dzieciakiem, żyjącym w trochę wyimaginowanym świecie i wielu rzeczy jeszcze nie rozumiał. I choć myślę, że częściowo było to spowodowane tym, że miał z nich wszystkich najwięcej czasu, z czasem zaczął tej władzy nadużywać. Sam quiz miał oczywiście pewne wady, które on starał się wyeliminować, ale zabierał się za to w bardzo zły sposób. Po sezonie 3 rozgrywano Ligę Miast i cos się wtedy wydarzyło – niestety nie potrafię powiedzieć, co dokładnie, bo już wtedy bylem w Australii. Ale właśnie Thomas – trener RKS Hetman i jeden z czterech założycieli quizu – powiedział mi wtedy o rozłamie. Cześć ligi opuściła główny nurt ISQ i stworzyła drugi nurt. Tak wiec powstały „Liga Miśka” i „Liga Jaśka i Thomasa”. Na tym jednak się nie skończyło. Wielu graczy nie chciało wybierać pomiędzy ligami, więc chętnie startowali w obydwu. Misiek jednak chciał wyeliminować buntowników, więc stworzył w swojej lidze zasadę, że zawodnicy musieli wybrać, w której lidze chcą startować. Pogorszyło to wtedy atmosferę między dwiema ligami i pogłębiło rozłam. Ponieważ nigdy nie chciałem startować w jego lidze (umówmy się, że nasze poglądy na wiele spraw mocno się różniły, o czym zresztą otwarcie w prywatnych rozmowach miedzy sobą mówiliśmy), zdecydowałem się kontynuować w lidze buntowników, do której przeszedł również cały zespól RKS Hetman. To właśnie w tej lidze buntowników zdobyłem złoto drużynowo z Hetmanami jak również trzeci tytuł indywidualnego mistrza. Po sezonie 4, który już odjechałem z Australii, zacząłem się oddalać od quizu i choć jeszcze bodajże jeden sezon przejechałem, potem się z niego wycofałem. Częściowo z powodu różnicy w czasie, a częściowo z powodu oddalenia się od Polski i światka żużlowego. Tak przy okazji – przejrzałem statystyki historyczne ISQ, które mi przesłałeś. Jeśli doliczyłbym sobie ten trzeci tytuł indywidualny z ligi po rozpadzie, to wygląda na to, ze nikomu do dziś nie udało się zbliżyć do tego osiągniecia, co jest dla mnie zaskoczeniem. Z relacji wiem, że później w głównym nurcie ISQ (tzn. ISQ Miska) działy się niedobre rzeczy. Zawodnicy byli wyrzucani z ligi, zawieszani i później decydowali się kończyć kariery, sfrustrowani tym, jak zmieniła się cala zabawa. Nie o to chyba w tym wszystkich chodziło. Sam Misiek tez z czasem się z tego wszystkiego wycofał, ale co niektórzy kontynuujący ligę też chyba za bardzo próbowali imitować jego metody. Po skończeniu jazdy w ISQ miałem kontakt z rożnymi osobami, ale z czasem każdy poszedł w swoim kierunku. Czasami namawiano mnie do jazdy, udzieliłem kilku wywiadów, a tak naprawdę uświadomiłem sobie, że bylem tzw. zawodnikiem spełnionym. To znaczy – osiągnąłem bardzo wiele (bez względu co wliczymy w oficjalne osiągniecia, a co nie) i po prostu nie bardzo miałem już motywacje, aby to kontynuować. Ale przyznaje – fajnie to wszystko wspominam. Rozrywka była znakomita.”

M.: „Utrzymujesz jakieś znajomości z osobami, które wtedy poznałeś? Wspominasz kogoś najmilej, chciałbyś kogoś pozdrowić?”

J.: „Wstępnie jakiś tam kontakt był, ale z czasem umarł. Zresztą, mieszkam ponad 19 lat w Australii i nie tylko z ludźmi z ISQ, ale ogólnie większość moich polskich kontaktów umarła. Cześć z tych ludzi jest w moich kontaktach na mediach socjalnych (mam duży profil na Facebooku z kilkoma tysiącami zdjęć z moich podroży po Australii i dookoła świata), więc czasem ktoś się odezwie. Ogólnie jednak było tak, że z czasem każdy z nas zaczął dorosłe życie i były inne priorytety. Szczególne pozdrowienia dla tych, z którymi spędziłem dobry czas w lidze. Trzy ksywki, które przychodzą mi na myśl to Thomas, Raven i Loram. Trzech świetnych zawodników i podczas ligi to właśnie z nimi bylem najbliżej. Loram – pamiętasz derby z Tarnowem i jak doprowadziłem unistów do łez? To był klasyk! I ten niesamowity ostatni bieg.„