Kilka dni temu ruszyliśmy z cyklem “Moje subiektywne TOP 5”. W nim zawodnicy Internet Speedway Quiz mają za zadanie przedstawić swoich pięciu ulubionych żużlowców oraz uzasadnić w kilku zdaniach każdy z tych wyborów. Mogą oni pochodzić z jakiejkolwiek epoki czarnego sportu, być mistrzem świata, ale też niezbyt rokującym juniorem. Komu kibicowali, kibicują lub nadal będą kibicować uczestnicy ISQ? A może komu kibicowaliby gdyby urodzili się trochę wcześniej? Na czyich występach i wynikach najbardziej im zależy? Kogo uwielbiają oglądać na archiwalnych nagraniach? Z kim mają najlepsze żużlowe wspomnienia? Tego będziecie dowiadywać się w tym oraz kolejnych odcinkach. Zapraszamy do śledzenia.
W drugiej odsłonie cyklu zawodnik Fajrant Team – Vanpraag.
5. Rafał Kurmański – Postać tragiczna. Niczym meteor przeleciał przez karty historii polskiego speedwaya. Moim zdaniem największy talent w dziejach zielonogórskiego żużla. Startował w okresie gdy ówczesny ZKŻ balansował na pograniczu extra- i 1 ligi. Sprzętowo często odstawał od czołówki polskich żużlowców. Nie może się równać z osiągnięciami chociażby swojego rówieśnika Jarka Hampela, ale to co wyczyniał z motocyklem na torze to magia. Manchester miał swojego Cravena, Częstochowa Jarmułę, Bydgoszcz Tomka Golloba, a Zielona Góra Kurmańskiego. To on był nadzieją na lepsze czasy dla Falubazu. Miał stać się następcą Andrzeja Huszczy. To dzięki jego spektakularnej akcji na torze w Gnieźnie zielonogórzanie mogli świętować awans do elity polskiego żużla. Miał być liderem na lata. Niestety los chciał inaczej. Do dziś wielu zielonogórskich kibiców zadaje sobie pytanie co by było gdyby historia potoczyła się inaczej. I choć Rafał Kurmański startował bardzo krótko to do końca życia będę pamiętał to co wyczyniał na torze. On zatem otwiera moją subiektywną listę TOP 5.
4. Tomasz Gollob – Z całym szacunkiem dla Bartka Zmarzlika, to właśnie bydgoszczanin jest dla mnie najlepszym polskim żużlowcem w historii. Tytuły, medale i puchary jakie zdobył to jedno, ale rola jaką odegrał w wywindowaniu polskiego żużla na światowe salony jest nie do przecenienia. Ja akurat należę do tego pokolenia kibiców żużla, które doskonale pamięta jak w imprezach światowych lali nas niemiłosiernie Czesi, Węgrzy, Włosi a nawet Norwegowie, czy Niemcy. O silniejszych żużlowo nacjach nie wspominając. Gwiazdy polskiej ligi, na europejskich arenach nie istniały. Tomasz Gollob z impetem zburzył mur niemocy z jaką zmagał się „Polish Speedway”. Nigdy nie zapomnę poczucia dumy, wręcz niedowierzania kiedy Tomek ogrywał tuzów światowego żużla podczas finału MŚP w Vojens 93, czy rok później podczas drużynówki w Brokstedt. Sukcesy naszych późniejszych medalistów IMŚ, DMŚ nie byłyby możliwe gdyby nie wyłom, który w światowym speedwayu uczynił Tomek Gollob. Nie mogło go zatem zabraknąć w moim TOP 5.
3. Lionel Van Praag – Tego jegomościa zna każdy fan żużla. On otwiera listę indywidualnych mistrzów świata, a dzięki niemu tak bardzo pochłonęła mnie historia tego sportu. Już jako kilkulatek poznałem to nazwisko i …. to właściwie wszystko co wówczas wiedziałem o pierwszym „królu” żużla. Przy okazji odkrywania szczegółów biografii tego sportowca ( w dobie sprzed internetu było to bardzo siermiężne) poznawałem z czasem współczesne mu nazwiska innych żużlowców, wyniki przedwojennego żużla i generalnie początki tego najpiękniejszego ze wszystkich sportów. I chociaż teraz już wiem, że nawet w okresie przedwojennym byli lepsi od Van Praaga, to jego postać stała się dla mnie inspiracją do stworzenia internetowego nicka, nie tylko z resztą w rozgrywkach ISQ. Nie należał na pewno do tych legendarnych już „sympatycznych żużlowców”, często obcesowy i mało wylewny. Ci jednak co go dobrze znali wiedzieli jednak, że to człowiek o dobrym sercu, pomagający w potrzebie. A że był również patriotą, żołnierzem i obrońcą ojczyzny łatwo można mu było przypisać cechy bohaterów trylogii Sienkiewicza. Tak, Lionel Van Praag to „must be” w mojej piątce.
2. Henryk Olszak – Mój pierwszy idol. Pierwsze fascynacje żużlem związane były z tym żużlowcem. Pamiętam jak przez mgłę niektóre z jego wyścigów, ale bardziej kojarzę otoczkę jaka towarzyszyła jego osobie w moim domu. Mój tata kibicował wówczas Andrzejowi Huszczy, ja Olszakowi. Nie miał znaczenia dla mnie wówczas wynik meczu, ale to który z nich zdobył więcej punktów. W późniejszym czasie poznałem wiele wręcz legendarnych opowieści związanych z Panem Heńkiem. Podobno przed jednym z ważniejszych meczów (bodajże ze Stalą Gorzów) nigdzie nie można go było znaleźć. Nie było go w domu, ani w klubie. Ktoś rzucił pomysł, aby sprawdzić czy nie ma go w Topazie – jednym z najpopularniejszych wówczas miejsc imprezowych w Zielonej Górze. Był to strzał w 10. Niestety sportowiec był w stanie, który dyskwalifikował go do udziału w meczu. Do meczu było kilka godzin i sobie tylko znanymi sposobami postanowiono postawić Henia na nogi. W meczu zrobił dwucyfrówkę i walnie przyczynił się do zwycięstwa. Krnąbrnego żużlowca postanowiono później ukarać nie zabierając go na wycieczkę na Kubę (taka nagroda po zdobyciu DMP w sezonie 1982). Ten postanowił się zbuntować i przez pół następnego sezonu próżno było szukać jego nazwiska w programach żużlowych. Wrócił na drugą część rozgrywek, ale to były już jego ostatnie występy z Myszką Miki na plastronie.
1. Andrzej Huszcza – Taki Ivan Mauger zielonogórskiego żużla. Długoletnia kariera, sportowy tryb życia i oczywiście zachowując wszelkie proporcje, niezliczona ilość medali, pucharów i niezawodność w kluczowych momentach meczów ligowych. Te cechy kariery Pana Andrzeja pozwoliły mi na analogię do kariery wielkiego Nowozelandczyka. Dla mnie jako zielonogórzanina, Andrzej Huszcza to postać pomnikowa. Nie tylko ze względu na postument przedstawiający jego sylwetkę na motocyklu, stojący na zielonogórskim deptaku. Ponad 30-letnia kariera łącząca de facto różne epoki polskiego żużla i przywiązanie do barw klubowych, stanowią o nieocenionej wartości tego żużlowca. Wielki walczak na torze, ale zawsze zachowujący się zgodnie z duchem fair-play. Miałem to szczęście, że mogłem wielokrotnie oglądać jego wspaniałe pojedynki z Romanem Jankowskim, Piotrem Świstem, czy późniejsze chociażby z Joe Screenem (można obejrzeć na youtube). Bez wątpienia Andrzej Huszcza to no. 1 w moim zestawieniu.