W ostatnim czasie wystartował na Portalu ISQ cykl “Moje subiektywne TOP 5”. W nim zawodnicy Internet Speedway Quiz mają za zadanie przedstawić swoich pięciu ulubionych żużlowców oraz uzasadnić w kilku zdaniach każdy z tych wyborów. Komu kibicowali, kibicują lub nadal będą kibicować uczestnicy ISQ? A może komu kibicowaliby gdyby urodzili się trochę wcześniej? Na czyich występach i wynikach najbardziej im zależy? Kogo uwielbiają oglądać na archiwalnych nagraniach? Z kim mają najlepsze żużlowe wspomnienia? Tego będziecie dowiadywać się w tym oraz kolejnych odcinkach. Zapraszamy do śledzenia.
W szóstej odsłonie cyklu zawodnik Rycerzy Zodiaku – PiotrekSL.
5. Timi Salonen – Gdy moja Stal kompletowała kadrę na rozgrywki U–24 przed ubiegłym sezonem to nie skupiłem na tych zawodnikach szczególnej uwagi, byli raczej anonimowi. Zanim ta liga ruszyła Timi, podobnie z resztą jak Pollestad odjechał niespodziewanie dobre zawody podczas sparingu ze Spartą we Wrocławiu – pokonał choćby Czugunowa czy Kowalskiego na ich torze, co dla mnie osobiście było miłym zaskoczeniem. Pierwsza kolejka ligi U-24 i od razu czysty komplet 15 pkt! Dawno nikomu nie zacząłem tak kibicować, jak temu ambitnemu Finowi. Pamiętam, że w oglądanych na youtube eliminacjach do IMŚJ w Daugavpils było ciężko do końca, ale jechał dobrze i dał radę. Z resztą pierwsza runda finałowa w Pradze pokazała, że na to zasługiwał i jest topowym juniorem w tym momencie. Takie historie naprawdę cieszą i dobrze robią samej dyscyplinie, gdy ludzie z tak nieoczywistych żużlowo krajów potrafią robić wielkie rzeczy. Śledziłem wyniki Timiego po wypożyczeniu do Rzeszowa przez cały sezon. Świetnie wprowadził się choćby do ligi duńskiej. Przetarł sobie szlaki na torze w Vojens, co potem zaprocentowało. W półfinale SoN pojechał zawody życia, a po zawodach w wywiadzie nie mógł uwierzyć, że z razem z Lahtim tego dokonali. Niestety upadek w późniejszym finale tych zawodów skończył dla młodego Fina ten niesamowity sezon, ale wierzę że kontuzja nie pozostawi po sobie żadnych śladów i będzie mocnym punktem Stali w tym roku.
4. Leigh Adams – Idol z dzieciństwa. Bawiąc się kupowanymi na stadionach figurkami zawsze wygrywał Adams, grając w kolejne gry od Techlandu zawsze jechałem Adamsem. Kibicowałem mu w Grand Prix. Pamiętam swoją radość po jego pierwszym wygranym GP w Goeteborgu i późniejszy zawód, gdy po raz kolejny nie udawało się dojechać do medalu. Mimo braku złota, przyszły na szczęście lepsze lata i dwukrotnie zasłużone podium IMŚ. W czasach dla nas pierwszoligowych ze względu na niego kibicowałem w Ekstralidze Unii. Fantastyczna historia dla tego miasta, że przez tyle lat reprezentował ich barwy i mogą poszczycić się posiadaniem prawdziwej legendy, która do dziś podsyła do klubu kolejne talenty.
3. Paweł Hlib – Wspólnie z Michałem Rajkowskim największa nadzieja gorzowskiego żużla w pierwszoligowych czasach. Zaczął jeszcze w sezonie spadkowym z Ekstraligi i już pokazywał się z dobrej strony. Piękne to były czasy. Stworzył niezapomniane dla mnie duety z Rajkesem i Jonassonem. Mimo, że miał swoje za uszami (taktyczny upadek w finale z Ostrowem) i przed kluczowym dla niego sezonem 2008 słychać było z mediów niezbyt pozytywne informacje, to jednak miałem nieuzasadnioną nadzieję, że wypali w Ekstralidze. W tamtym czasie szczytem marzeń dla nas było posiadanie wychowanka w Ekstralidze, który mógłby tam robić kilka punktów w meczu i chociaż jako zawodnik drugiej linii występować tam przez lata, bo wtedy jeszcze nie wiedzieliśmy, że aż tak wypali młody zdolny ze szkółki 🙂 Niestety mocno się wtedy zawiodłem, a widok bezradnego Pawła w meczu u siebie z Toruniem (0,0,0,0), jadącego pół okrążenia za wszystkimi był strasznie przygnębiający. Późniejsze chwilowe odbudowanie się w Gdańsku nie było tym poziomem, na który przy tej skali talentu liczyliśmy. Powrót do Gorzowa w 2013 miał pozytywne momenty, zdarzały się trójki, również na wyjeździe, ale niestety to były tylko przebłyski. Ostatnie nadzieje na lepsze żużlowo czasy dla Pawła miałem jeszcze po jego zrywie kilka lat później. Schudł, trafił do Krosna i zaczął chyba nawet od dwucyfrówki, a na turnieju par w Gdańsku robił prawdziwie show, pokonując tam Nickiego. Niestety przyszła chyba kontuzja, problemy sprzętowe i w związku z tym też finansowe i kariera Pawła zgasła na dobre. Ale w pamięci gorzowskich kibiców zostało na szczęście mnóstwo pozytywnych wspomnień z jego jazdy i pewnie wielu umieściłoby go w takiej swojej piątce.
2. Tomasz Gollob – Wybór oczywisty. Dla każdego dzieciaka z mojego pokolenia, interesującego się sportem największą ikoną był Małysz, ale ci z żużlowych okolic mieli dwie takie ikony – postacie pomnikowe, jak to określił w słynnym komentarzu Tomasz Dryła. Oglądanie samotnie ratującego nasz honor w GP Golloba było czymś więcej niż tylko obecnie oglądanym GP. Wydarzenia rodzinne, telewizory wystawiane na dwór i ogólne szaleństwo. Czasami dokonywał cudów, a niekiedy standardowo odjeżdżał od kredy i zamiast przyjechać drugi, to widniała przy jego nazwisku słynna walizka z tamtych lat z eliminatorami. Nigdy jednak nie był postacią obojętną i zasłużenie jest największą legendą polskiego żużla. To o czym wspominam to jednak Gollob z lat 90-tych i przełomu wieków. Zupełnie inny wymiar przybrało kibicowanie Gollobowi po przyjściu do Stali. Kibice z Bydgoszczy czuli wtedy pewnie to samo co dziś czujemy my. Mogę przyznać, że to był niesamowity przywilej, oglądać przez 5 lat Tomka w jego najlepszym wydaniu, na żywo niemal co mecz. Gorzowski tor nie widział ani wcześniej ani później takich widowisk i takich akcji jakie nam prezentował. Niektóre momenty są nie do zapomnienia. Mogę wspomnieć mecz z Wrocławiem w 2010 roku. Wynik schodził wtedy na drugi plan, bo wysoko prowadziliśmy. Po każdym biegu Gollob zostawał na torze i wpatrywał się w tablicę świetlną, a wspólnie z nim robił to cały stadion. “Podróżował” wtedy niemal wyprostowanym motocyklem przy samej bandzie i w końcu dopiął swego – cztery okrążenia przy Śląskiej pokonał jako pierwszy poniżej 60 sekund. Prawdziwy pokaz żużla dał jednak na derbach w Zielonej Górze. To również działo się w TYM wielkim roku. Druga po RZ Stal trafiła na piąty Falubaz, a do pierwszego meczu ćwierćfinałowego przystępowała bez kontuzjowanych Pedersena i Pawła Zmarzlika. Oczywistym było, na kim spoczywał wtedy cały ciężar. Gollob przyjechał na ten mecz ogromnie obolały i zmęczony. Dzień wcześniej lekko przegiął walcząc o upragnione złoto IMŚ i wpakował w bandę Emila Sajfutdinowa. 17 punktów w 7 startach może nie pokazuje aż tak jak genialny był to występ, ale widziałem z wysokości pierwszego łuku przy W69 co robił po przegranych startach, gdy na prostą wyjeżdżał już pierwszy, wciskając się jak nie po dużej, to niemal po trawie. Patrząc na cały dwumecz, na nic się to zdało, ale dla mnie to był pokaz żużlowego geniuszu.
1. Bartosz Zmarzlik – Kolejny oczywisty wybór, to niemal mój rówieśnik. Jego karierę zacząłem śledzić mniej więcej gdy miał 10 lat, a ja 11. Pamiętam z tamtych czasów jego charakterystyczny biało-zielony kewlar i jak cały zadowolony wyjeżdżał do prezentacji podczas jakichś zawodów w Wawrowie, gdzie nie mógł jeszcze wystąpić, bo był za młody. Przyszedł jednak w końcu czas na niego – podczas meczu naszego ówczesnego MARS RTV AGD ze Stalą Rzeszów w pokazowym biegu na całym, prawdziwym gorzowskim torze wystąpiło czworo adeptów – Adrian Cyfer, Mateusz Gołąb i bracia Zmarzlikowie. Kto miał wiedzieć, ten wiedział, że faworyt mógł być tylko jeden, choć trochę niepozorny. Ci mniej zorientowani byli pewnie jednak w lekkim szoku, gdy 10-letni Bartek pokonał z łatwością rywali, w tym o 5 lat starszego brata. Kolejne lata to już oczekiwanie na jego debiut, najpierw zawodach młodzieżowych, a potem w lidze. Po youtubie do dziś krążą słynne filmiki – z jego dziecięcych popisów na quadzie i z treningu Stali na torze w Bydgoszczy w 2008 roku, gdzie 13-letni Zmarzlik bez problemu jedzie na pełnym gazie. Początki po zdaniu licencji były co prawda dobre, był komplet w debiutanckim roku w meczu o brąz z Toruniem, ale jednak te pierwsze lata (2011-2013) nie zapowiadały dla mnie, że będzie w stanie wybić się ponad to co nieraz już prezentowali mocni w lidze polscy juniorzy. Awans do Grand Prix i rywalizowanie tam na wysokim poziomie było raczej w sferze marzeń, ale jednak stało się. Zarzucano mu co prawda, że do Challange w Rybniku nie awansował sam, tylko dostał dziką kartę, ale gdy rok później odbierał brąz IMŚ nikt już o tym nie pamiętał. Co wydarzyło się dalej to już każdy wie. Wierzę, że dalej będzie pisał piękną historię polskiego sportu i zawalczy o kolejne tytuły. Oczywiście dostarczył nam w ostatnim roku nie tylko pozytywnych emocji. Godziny spędzane na odświeżaniu forum.stal-gorzow.pl i nadzieję, że pokaże się w końcu jakiś wpis typu “jednak zostaje, info 100%” zapamiętam na długo. Rozumiem jednak przyczyny odejścia i nie zmienia to zupełnie faktu, że to właśnie jemu nadal będę kibicował najmocniej na żużlowych torach.