Lista jego zainteresowań jest bardzo długa. Daniel w wywiadzie udzielonym Portalowi ISQ opowiedział o swoim życiu, pogodnym nastawieniu, celach w ISQ, a także tym, co robi poza quizem. Ostrzegamy: to będzie długa lektura.
Witek (Portal ISQ): Daniel, przeklinasz?
Daniel (trener i zawodnik Buoni Fantasmas): No właśnie nie! Żartujemy sobie z tego czasem na czacie, że nie miewam kar w ISQ za takie „wykroczenie”, ale na co dzień również staram się unikać wiadomego słownictwa i uważam, że udaje mi się to z bardzo dobrym skutkiem.
Pytam, bo jesteś uznawany za niezwykle pogodnego człowieka, który niezależnie od okoliczności pozostaje spokojny. Czy w ogóle można kiedyś spotkać wkurzonego Daniela?
Szczerze mówiąc to rzeczywiście niezbyt często i mam tu na myśli realne życie, a nie tylko nasz internetowy quiz. Oczywiście, czasem wkurzy się każdy, również ja, ale faktycznie zwykle jestem optymistą i próbuję doszukiwać się raczej pozytywów. To jasne, że nie zawsze tak się da, ale staram się mimo wszystko panować nad sobą i nie okazywać przesadnych negatywnych emocji.
Jaka jest zatem recepta na to, by tak optymistycznie podchodzić do życia?
Nie wiem. Ja już tak mam, może pomaga mi to, że jest dużo drobnych spraw, które dają mi w życiu radość, często wiążących się z moimi rozmaitymi zainteresowaniami. Być może szereg pozytywnych drobiazgów skumulowanych razem pozwala po prostu w większym stopniu cieszyć się życiem? ISQ też jest czymś takim, bo daje dużo radości, a nie jest w żadnym razie jedyne.
Jak minęło Ci te 8 lat bez Internet Speedway Quiz?
W przeciwieństwie do wielu quizowiczów moje związki z żużlem pozostały bliskie. Jeszcze przed upadkiem quizu nawiązałem współpracę z Tygodnikiem Żużlowym. Potrwała ona 10 lat, a obecnie pracuję na etacie w toruńskich „Nowościach”. Jestem więc stale blisko żużla i to również od drugiej strony. Znam toruńskie środowisko żużlowe, ale nadal lubię pójść na turniej juniorów także jako kibic i wciąż jednakowo cieszę się każdymi żużlowymi zawodami, obojętnie od ich rangi i obsady. W międzyczasie zrobiłem również uprawnienia na przewodnika po Toruniu, więc mam drugi dodatkowy zawód, który również lubię. Rodziny jeszcze nie mam, ale wiążę przyszłość z Toruniem, w którym czuję się doskonale.
Jeszcze, czyli rozumiem, że tu też stosujesz optymistyczne podejście. Wracając jednak do pracy, to przewodnikiem jesteś już od lat. Co zrobić, byś oprowadził nas po toruńskiej starówce i innych pięknych miejscach w mieście?
Nic nie stoi na przeszkodzie, wystarczy po prostu przyjechać do Torunia. Jeżeli tylko ktoś z quizowiczów chciałby poznać miasto zwiedzając je ze mną, to wystarczy, że da mi o tym znać. Oprowadzam zarówno 40-osobowe grupy szkolne, jak i kameralne grupki liczące 1-3 osoby. W małym gronie zwiedza się lepiej, bo można skupić się także na detalach. W Toruniu jest co oglądać, bo miasto ma autentyczny charakter i nie było zburzone w trakcie II wojny światowej. Tym bardziej więc zapraszam do zwiedzania
Był żużel, była turystyka, to teraz kolej na historię. Napisałeś książkę o toruńskim żużlu. Opowiedz o niej.
Pomysł pojawił się trzy lata temu. Idea była taka, by napisać książkę całkowicie inną niż wszystkie dotychczasowe książki o żużlu, w pełni oddając głos możliwie wielu bohaterom. Początkowo wahałem się, czy w ogóle pisać, bo wydawało mi się, że nie uda mi się już zebrać wspomnień o żużlu tuż po wojnie. Okazało się jednak, że jest inaczej i ten okres też jest bogato reprezentowany. Łącznie odbyłem ponad 100 rozmów. Lista rozmówców rozwijała się na bieżąco, nierzadko ktoś na koniec rozmowy radził, do kogo jeszcze warto się zwrócić z osób, które nie jeździły, ale w jakiś sposób były związane z klubem około 50-60 lat temu. Końcowy efekt jest taki, że mamy książkę pełną przygód, anegdot i nierzadko wesołych opowieści, a zarazem nie pomijającą ważnych wydarzeń i sukcesów Apatora. Nie mnie oceniać, czy książka jest rzeczywiście dobra, ale uważam, że śmiało mogę powiedzieć, że zaczynając nie przypuszczałem, że będzie w niej tyle fajnych historii.
I pewnie dzięki tym rozmowom jesteś poza zasięgiem rywali w ISQ. Nie ma wątpliwości, że w ten sposób dowiedziałeś się wiele ciekawostek. Wszak po wielu pytaniach pisałeś na czacie, że rozmawiałeś z tym i z tym zawodnikiem.
To prawda. Spośród żyjących zawodników Apatora rozmawiałem z wszystkimi z lat 50-70. Z kolejnych dekad musiałem już dokonać pewnego wyboru i ograniczyć się do tych najważniejszych, ale nie pominąłem niemal żadnego z czołówki. Nie spotkałem się tylko z Wiesławem Jagusiem, choć namawiałem go na rozmowę – Jaguś nie udziela jednak wywiadów. Pozostali są za to w komplecie, więc gdy pojawia się pytanie o Toruń, to rzeczywiście są to pytania o ludzi, których znam osobiście. Pracując nad książką rozmawiałem jednak także z osobami spoza Torunia, jak Marek Cieślak, Andrzej Wyglenda, Andrzej Pogorzelski, Jerzy Szczakiel, Jerzy Trzeszkowski, Paweł Waloszek. Ich opowieści na pewno są pomocne w ISQ. Pisząc o Toruniu musiałem mieć poza tym na uwadze to, że Toruń nie był przecież zamknięty na kraj i świat, ale uczestniczył w ogólnopolskich rozgrywkach. Trzeba było więc poszerzać swoje horyzonty i zarazem wiedzę o całym polskim żużlu tamtych lat. W ISQ daje to jak widać niezły efekt.
Już nie mogę się doczekać aż ta książka przyjdzie do mnie. Nigdy nie spodziewałem się, że kupię coś z klubowego sklepu Apatora. Jednak nie każdy wie, ale to nie pierwsza Twoja książka. Jesteś też autorem biografii Jana Ząbika i książki o… biegach narciarskich.
Tak właśnie było. Pomysł na książkę ze wspomnieniami Jana Ząbika wyszedł od redaktora Wiesława Dobruszka, który szukał osoby do napisania toruńskiego tomu w serii „Asy żużlowych torów”. Akurat wtedy rozpocząłem współpracę z „Tygodnikiem Żużlowym” i szybko zaowocowała ona pierwszą książką. Druga książka wiąże się natomiast z moim zainteresowaniem sportami zimowymi. Zimą nie ma żużla, ale w Eurosporcie cały czas było narciarstwo i już w połowie lat 90. połknąłem bakcyla. Koledzy w szkole nie mieli wtedy pojęcia kim jest Małysz, a ja już oglądałem każde zawody. Praca nad książką o biegach była trochę podobna do pracy nad nową książką o żużlu, bo już wtedy skupiłem się na wspomnieniach i anegdotach. Mogę się pochwalić, że książka była promowana w trakcie Pucharu Świata w Szklarskiej Porębie, a następnie dostała tytuł „Książki miesiąca” w „Magazynie Literackim Książki”, za co odbierałem dyplom na dorocznej gali tego czasopisma w Bibliotece Narodowej w Warszawie, między Danielem Olbrychskim i Marylą Rodowicz, którzy też zostali wyróżnieni za swoje książki
Skąd to zainteresowanie sportami zimowymi? Przecież jesteś z Torunia, a nie Podhala.
To prawda, ale tak jak wspomniałem wyżej były one rodzajem zastępstwa dla żużla. Terminowo wszystko pasuje idealnie – w połowie marca kończy się narciarstwo, a zaczynają się pierwsze sparingi. Z kolei w październiku kończy się żużel, a pod koniec tego miesiąca rusza PŚ w narciarstwie alpejskim. Zarazem jednak te dyscypliny bardzo szybko przestały być tylko i wyłącznie zastępstwem, a stały się równie wielką pasją. Uwielbiam je oglądać, a dodatkowo jest to też moje hobby kolekcjonerskie – od lat wymieniam się z innymi zbieraczami z różnych krajów płytami DVD z nagraniami z zawodów sprzed lat. Posiadam nawet zapisy transmisji z lat 60., nie mówiąc o kolejnych dekadach. Wielu polskich narciarzy sprzed lat, w tym Wojciech Fortuna, właśnie ode mnie posiada nagrania ze swoich startów.
Masz także nagrania imprez żużlowych. I przypuszczam, że niemałą wideotekę. hN dostał już swoje upragnione Odsal? Gdzie to wszystko Ci się mieści?
Z żużla wbrew pozorom mam niewiele – raptem z 10 płyt DVD z upchanymi plikami .avi, każdy po około 300 MB. hN Odsal nie dostał, ale wszystkie takie turnieje są już i tak od dawna na Youtube i przestały być rarytasami. Natomiast prawdą jest, że płyty z narciarstwa zajmują kilka półek. Przymierzam się do przegrania tego wszystkiego na pojemny dysk zewnętrzny. Z żużla planuję kiedyś w możliwie dużym stopniu skompletować kolekcję meczów Apatora. Wielu nagrań nie ma w sieci, ale są kolekcjonerzy, którzy je posiadają.
Z tego co wiem, to zacząłeś biegać, ale zimą biegasz też na nartach. Masz już jakieś osiągnięcia w tej kategorii? Co jest trudniejsze?
Jedno i drugie czysto hobbystycznie i zupełnie amatorsko, bez osiągnięć, nie licząc narciarskiego wicemistrzostwa Polski dziennikarzy z 2013 roku, gdzie jednak wiele osób miało biegówki pierwszy raz na nogach – było to przy okazji Pucharu Świata w skokach w Wiśle. Biegówki są oczywiście trudniejsze, bo zwykłe bieganie jest jakby naturalne, a tu na początku może brakować koordynacji ruchowej. Narty angażują też więcej mięśni i czuje się większy wysiłek.
I do tego dochodzą jeszcze szachy. Tam partii raczej nie nagrywasz, ale regularnie bierzesz udział w turniejach. Jak Ty na to wszystko znajdujesz czas? I skąd zamiłowanie do szachów?
Piętro wyżej mieszkał nade mną Krzysztof Woźniak, działacz sekcji szachowej Apatora – taka sekcja istniała w klubie równolegle do żużlowej. Wiedziałem, że gra, ale długo mnie to interesowało. Gdy już jednak spróbowałem, pod koniec szkoły podstawowej, wciągnęło mnie bez reszty. Turnieje na moim poziomie – w porównaniu z profesjonalnymi graczami nadal amatorskim, choć mam na półce kilka pucharów – najczęściej są jednodniowe i odbywają się w weekendy, więc nie są aż tak czasochłonne. Biorę jednak udział także w lidze wojewódzkiej jako zawodnik AZS- UMK, a latem zdarza mi się zagrać w dłuższym tygodniowym turnieju. Kiedyś dużo grałem z Liraszem – początkowo był ode mnie lepszy, więc miałem motywację, żeby się szkolić. Wiem, że Łukasz ostatnio wygrał turniej (gratulacje!), więc warto będzie powrócić do naszych partii.
Chyba prościej mi będzie zapytać czym się nie interesujesz?
Żartuję czasem, że z dyscyplin sportu nigdy mnie nie pociągała zbytnio piłka nożna, choć jest taka popularna. Oglądam co ważniejsze mecze, ale nie wzbudzają we mnie większych emocji. Z zainteresowań mogę za to jeszcze dodać np. historię sztuki, ornitologię, czy muzykę.
O właśnie! Pamiętam, że kiedyś w gazecie była informacja o Tobie, że liczyłeś ptaki. Skąd zainteresowanie właśnie ornitologią?
Też z dzieciństwa, jak u mnie niemal wszystko. Przypadkowo znalazłem w domu książkę „Ptaki Polski” profesora Jana Sokołowskiego. Nie miałem jeszcze 10 lat, a czytałem ją na tyle często, że opanowałem nawet większość nazw łacińskich. Myślałem wtedy, że pójdę na biologię, ale skończyło się na hobby. Mam jednak profesjonalną lunetę i byłem już m.in. w wielu parkach narodowych, w tym nad Biebrzą. W okolicy Torunia też da się znaleźć cenne przyrodniczo tereny, nawet jeśli nie tak wielkiej skali, jak parki narodowe.
Zaskakujesz mnie coraz bardziej. Powiem Ci, że idealnie nadawałbyś się do Milionerów czy Jeden z dziesięciu. Myślałeś o tym?
Szczerze mówiąc myślałem kiedyś o Milionerach. Nigdy się jednak nie zdecydowałem, może słusznie, może nie. Na pewno są dziedziny wiedzy, w których czułbym się słabo, podobnie jak np. tematy bardziej life-stylowe. Ale nigdy nie mów nigdy
Przejdźmy zatem do ISQ. Zostałeś trenerem Buoni Fantasmas. Jak do tego doszło?
Przypadkowo. Jechaliśmy Ligę Miast i wiadomo było, że wróci liga. W rozmowie z hN pojawił się więc pomysł na reaktywację BF. Byłem trenerem Kujaw i Pomorza, więc na tej samej zasadzie zostałem trenerem BF. Później było mi głupio, bo trenerem powinien być Suharek. W praktyce BF ma aż trzech trenerów – prócz mnie właśnie Suharka i Rudolfa. Nawet w trakcie meczów konsultuję z nimi różne decyzje i nie jestem na pewno takim trenerem w pełnym znaczeniu tego słowa.
Jak się dogadujecie we trójkę? Często podczas meczów bierzesz przerwę. Czy to spowodowane jest tymi konsultacjami?
Dokładnie tak. Rozmawiamy przez Messenger, ale tekstowo, bez dzwonienia Lubię się poradzić bardziej doświadczonego trenera, jakim jest Suharek. Ostatecznie zmiany i tak zgłaszam ja, ale czuję się pewniej, gdy wiem, że Suhy i Rudolf mają podobne zdanie. Bywa jednak i tak, że postąpię inaczej, po swojemu. Branie czasu jest też niekiedy po to, by coś doradzić jadącym kolegom – np. kto ma z kogo spisywać.
Czy BF spisuje się na miarę oczekiwań sztabu szkoleniowego?
Liczyłem na trochę więcej, ale jak już niedawno mówiłem drużynie brakuje stabilności. Mimo wszystko widzę jednak progres, a biorąc pod uwagę fakt, że u wielu osób są jeszcze rezerwy, w kolejnych miesiącach możemy być bardzo groźni.
Gdyby nie odszedł Kasper, to pewnie szlibyście na mistrza. Pewne jest to, że mecze z Waszym udziałem gwarantują emocje.
To prawda, z Kasperem bylibyśmy pewnie faworytami. Jego brak sprawił jednak, że zakontraktowaliśmy Wazzupa i Grigoriana, którzy pokazują duży potencjał. Emocji w naszych meczach faktycznie nie brakuje. Często przegrywamy lub wygrywamy niewielką różnicą punktów. W siedmiu kolejkach tak naprawdę nie wyszedł nam tylko mecz z BAD.
Prowadzisz zacięty pojedynek z Paweuem o pierwsze miejsce w statystykach. Czy ta rywalizacja jeszcze bardziej napędza Cię do poszerzania wiedzy?
Nie myślę o konieczności uczenia się tylko pod kątem statystyk. Z drugiej jednak strony nie ukrywam, że bardzo zależy mi na wygraniu tej klasyfikacji. Przez całą pierwszą rundę ani razu nie byłem ostatni, a tylko trzy razy zająłem trzecie miejsce. Moim celem na koniec sezonu jest średnia 2,5 punktu na bieg bez bonusów. Nie będzie łatwo, ale mimo wszystko uważam, że jest to wykonalne.
A jakie cele stawiasz przed drużyną i sobą w zawodach indywidualnych?
Indywidualnie celem jest medal IM ISQ. Nie będę ukrywał, że liczę na złoto, ale zarazem wiem, że w jednodniowych zawodach może wydarzyć się dużo i nie ma pewności, że nawet przy prowadzeniu w rankingu średnich będę faworytem. Medal jest jednak celem minimum – czwarte lub piąte miejsce nie byłoby zadowalające. Drużyna ma natomiast za zadanie wejść do play-off i dalszą walkę o medal. Miejsce poza czwórką byłoby dużym rozczarowaniem, natomiast awans do półfinałów sprawi, że czeka nas otwarta walka o najwyższe laury.
To teraz na koniec: czy ten facet dalej pływa na Katarzynce?
Kiedyś pływał kapitan Prusakiewicz, teraz pływa ktoś inny. Łódka też już inna, obecnie jest Katarzynka II, ale pływa, pływa!