Malak pod gradobiciem żużlowych pytań opowie o miłości do żużla i Włókniarza, zdradzi też kulisy rozmowy z Markiem Cieślakiem i powiązania jego rodziny z żużlowym środowiskiem. Zapraszamy!
Lowigus: W trzeciej części naszej rozmowy chciałbym przejąć na tematy żużlowe. Od kiedy interesujesz się tym sportem i jak to się stało, czy pochodzisz z rodziny, w której od kilku pokoleń wszyscy kibicowali Włókniarzowi?
Malak: Myślę, że można tak określić moją rodzinę. Dziadek był na finale IMŚ 1973 w Chorzowie, opowiadał mi o nim. W latach 90. pracował w hotelu w Częstochowie, wówczas Pernik, obecnie to chyba Dolcan. Zatrzymywali się tam wtedy żużlowcy przyjeżdżający na mecz do Częstochowy, więc też opowiadał mi pomniejsze historie. Moim pierwszym wspomnieniem z imprezy żużlowej, choć miałem zaledwie cztery lata, jest finał IMP 1997 w Częstochowie, a konkretnie bieg dodatkowy i lecące po biegu różne przedmioty w kierunku Jacka Krzyżaniaka. Z kolejnego pamiętam z kolei mecz z Wrocławiem, atak Węgrzyka na Ułamka, wycofanie się z meczu lidera Włókniarza, przegraną oraz w konsekwencji brak awansu. W domu bardzo dużo mówiło się o apogeum konfliktu Drabika i Ułamka, więc też mam to w sobie. Natomiast mój pierwszy pełny sezon to 2001.
Lowigus: Twoja rodzina była w tym konflikcie bardziej team Ułamek czy team Drabik? W 2001 roku żadnego z tych zawodników nie było już w Częstochowie, kto był więc twoim dziecięcym idolem?
Malak: To jest o tyle problematyczne, że zarówno Drabik jak i Ułamek wychowywali się, jak i mieszkali na tej samej ulicy, co moja rodzina. Mój tata jest rok starszy od Drabika, chodzili razem do szkoły. Dlatego tu wchodziły jeszcze w grę jakieś osobiste sympatie i antypatie, ale podobnie jak większość Częstochowy to u mnie w domu wszyscy byli za Drabikiem. Ja sam w ostatnich latach starałem się dowiedzieć więcej o tym konflikcie, trochę bardziej obiektywnie. Na ile udało mi się porozmawiać z paroma osobami, to Drabik w 1998 miał już postawę mocno wyluzowaną i raczej obniżał loty. Ułamek z kolei jechał genialny sezon, ciężko pracował na sukces i niekoniecznie odpowiadało to temu pierwszemu. Upadek był konkretny, a lekarz Podhorecki kategorycznie zakazał Ułamkowi jechać w tym meczu. Jednak Drabik niejako narzucił narrację, że Ułamek sprzedał mecz, co w oczach ludzi było podparte opinią o Józefie Kaflu, wujku Ułamka, o którym też mówiło się, że lata wcześniej poddał mecz z Tarnowem. Dodatkowo kilka dni później Ułamek zrobił komplet w kolejnym meczu, co niejako potwierdzało teorię Drabika, a jego odejście po sezonie do Gdańska, który awansował niejako zamiast Częstochowy praktycznie zamykało dyskusję. Ja sam uważam, że to był po prostu konflikt charakterów, a wokół tego wyrosło sporo kibicowskich domniemywań. Jak było to wiedzą tylko sami zainteresowani. Jeśli zaś chodzi o idola, to nie miałem takiego. Oczywiście, jak wówczas każdemu w Częstochowie imponował mi Sullivan, ale to nie była fascynacja tego typu. Pierwszym zawodnikiem, któremu szczerze kibicowałem, trzymałem kciuki za jego sukcesy i mi na nich zależało był Emil Sajfutdinow kilka lat później.
Lowigus: Żużlem interesujesz się już ponad 20 lat. Jakim typem kibica jesteś? Czy do meczów podchodzisz bardzo emocjonalnie? Czy zawsze uczestniczyłeś we wszystkich możliwych meczach swojej drużyny czy miałeś jakieś „przestoje”? Jak na twój kontakt z żużlem wpłynęła wyprowadzka z Częstochowy?
Malak: Do 2013 roku opuszczałem naprawdę pojedyncze spotkania domowe Włókniarza, więc wyjazd na studia w 2012 nie był tutaj żadną przeszkodą. Sezon 2014 świadomie odpuściłem, nie zgadzając się z tym, co dzieje się w klubie, w 2015 ligi w Częstochowie nie było. Lata 2016-2021 to tak naprawdę jeden domowy mecz w sezonie, ale dopóki w lidze startowała Wanda, to uczęszczałem w miarę regularnie na jej mecze. Natomiast miniony sezon przyniósł jakąś reorganizację mojego funkcjonowania i udało mi się być na większości spotkań domowych w Częstochowie, podobnie zresztą planuję przyszły sezon. Natomiast zawsze byłem kibicem typowo piknikowym, wypełnianie program, w ostatnich latach doszła do tego kiełbasa w przerwie. Ogólnie zawsze pociągała mnie statystyczna strona żużla. Natomiast nie ukrywam, że z wiekiem coraz bardziej się odpalam na meczach – nie wyzywam zawodników, sędziego, ale zdarza mi się mocno przeżywać biegi. W minionym sezonie moim ulubionym był piąty, gdy para Lindgren-Jeppesen toczyła pasjonujące boje o jeden punkt. A tak zupełnie serio, to mam takie trzy mocne wspomnienia kibicowskie. Pierwsze, to gdy oglądałem finał z 2003 roku na powtórce (na żywo byłem na stadionie), strasznie poruszył mnie wywiad ze wspominanym wcześniej Ułamkiem po 14 biegu, wręcz czuć było jak zrzucił z siebie ten ciężar przeszłości. Drugie to półfinał z Toruniem z 2013 roku, nie muszę chyba nic dodawać. Trzecie to półfinał z Gorzowem z minionego sezonu. Przyjechałem na niego bezpośrednio z Krakowa i od razu po meczu wracałem. Nie wstydzę się tego, ale w drodze powrotnej bity kwadrans płakałem. Ostatnio oglądałem 14 odcinek serialu „To jest żużel”, gdzie pół odcinka dotyczyło właśnie tego meczu i znów miałem łzy w oczach. Zadra w sercu jest wielka, niestety. Cóż, stary chłop, powinien wziąć na luz, ale jakoś tak mimowolnie rusza mnie Włókniarz. Próbowałem świadomie zainteresować się innymi sportami, klubami, poznać je, ale nic nie jest w stanie zająć w sercu miejsca Lwów.
Lowigus: Zaskoczyłeś mnie tym wyznaniem, musiałeś przeżywać to bardziej niż większość zawodników. Jak oceniasz skład Włókniarza na nadchodzący sezon? Czy jesteś zadowolony z transferów jakie zafundowały Wam władze klubu?
Malak: Myślę, że na pewno dotychczasowe dziury zostały załatane. Michelsen powinien być remedium na niepewne 15 biegi, gdzie Madsenowi zdarzało się częściej niż dawniej przegrywać. Teraz powinien mieć tam mocnego partnera, co może zadziałać na plus. Miśkowiak na U24 względem Jeppesena – to chyba nie trzeba komentować. Nie jestem osobiście fanem transferu Drabika, powiem kontrowersyjnie, że wolałbym chyba nawet, żeby został Smektała, ale jesteśmy gdzie jesteśmy, więc pozostaje wierzyć, że Maksowi się będzie zawsze chciało. Niestety takie wzmocnienia zbiegają się z całkowicie nową formacją juniorską i tutaj na pewno porównując do głównych rywali – czyli Lublina i Wrocławia – jest słabiej. Cierniak i Kowalski to jednak na ten moment półka lub dwie wyżej, ale wierzę głęboko, że przynajmniej Karczewski odpali i będzie woził 4-5 punktów na mecz. Szkoda, że niefortunnie urodzony (wrzesień 2007) jest Ludwiczak, bo myślę, że to on byłby drugim juniorem. Pozostaje mu zrobić wejście smoka w finale, niczym kiedyś Kubera w Lesznie
Lowigus: Jesteś więc optymistycznie nastawiony, czy w twojej opinii to drużyna na „pewny” medal czy jednak coś może pójść nie tak? Michał Świącik celuje pewnie w złoto, ale na papierze Lublin i Wrocław wydają się być chyba mocniejsze, jak myślisz czy zdołacie ich pokonać?
Malak: Myślę, że nikt nie może być pewny medalu, ale osobiście będę zaskoczony, jeżeli Włókniarz jakiegoś nie zdobędzie w nadchodzącym sezonie. Co do koloru nie jestem pewien, bo tutaj jest tyle zmiennych w kontekście sezonu, a tak naprawdę decyduje forma we wrześniowych spotkaniach. Z Lublinem rywalizacja w ostatnich latach była mega ciekawa, a teraz dodając do tego zamiany zawodnicze pomiędzy klubami może być jeszcze ciekawiej. Na pewno Motor zyskał plus pod kątem częstochowskiego toru w postaci Lindgrena. Myślę, że dwumecz będzie kręcił się wokół remisu. Wrocław to w ogóle ciekawy przypadek. Na papierze masz piątkę seniorów – Łagutę, Janowskiego, Woffindena, Pawlickiego, Bewleya – gdzie każdego z nich stać na przekroczenie średniej 2,0 na bieg, a wtedy mówimy o potwornie silnej drużynie. Jednocześnie mówimy o Woffindenie po swoim najsłabszym sezonie w Ekstralidze bodajże od 2010 roku, Pawlickim po kolejnym przeciętnym, Bewleyu, który w kluczowych momentach wciąż nie potrafi wziąć na swoje barki odpowiedzialności za wynik. Sporo znaków zapytania, ale jeżeli całość odpali, dokładając do tego mocnego juniora w postaci Kowalskiego to raczej Sparta jest głównym faworytem do złota. Włókniarz niech trzyma się czołówki, robi swoje i rozpędza się w trakcie sezonu, a ja będę bardzo zadowolony
Lowigus: Wiemy już, że kochasz Włókniarz, jesteś jego oddanym kibicem. Jesteś też dość zadowolony z kadry jaką udało się zgromadzić na nadchodzący sezony. Czy jesteś więc fanem Michała Świącika i jego polityki? Jak oceniłbyś go względem działań prowadzonych przez poprzednich prezesów Włókniarza, których miałeś okazję obserwować?
Malak: Nie jestem fanem żadnego prezesa jako takiego. Ceniłem Mariana Maślankę za umiejętność budowania zawodników, przynajmniej tak to wyglądało z zewnątrz. Ale jak się skończyło to każdy wie. Potem KJG, upadek klubu. Myślę, że Michał Świącik jak każdy ma plusy i minusy. Z tych pierwszych uważam całkiem fajne szkolenie, choć oczywiście trzeba być uczciwym – połowa juniorów i to tych lepszych jest kaperowana w wieku 13-14 lat z całego kraju. Mimo wszystko postawa na rynku transferowym też na plus. Na minus parcie na szkło, choć ten sezon i tak był lekkim oddechem po poprzednich dwóch, cały czas ciągniecie miejskich dotacji – ale to problem ogólnie sportu żużlowego. Podsumuję to tak – cieszę się, że żużel w Częstochowie jest na dobrym poziomie, a od wszystkich prezesów, jakiegokolwiek klubu chciałbym, żeby po prostu uczciwie i terminowo płacili zawodnikom, bo to jest wyznacznikiem profesjonalizmu tego sportu. Jeżeli prezes Świącik to spełnia, to super, a w quizie jest pewnie kilka osób, które miały bardziej prywatną relację z prezesem i mogłyby Ci więcej poopowiadać.
Lowigus: Do minusów pewnie można dodać też sytuację z końcówki sezonu 2020, gdy straciliście swój stadion, a cała żużlowa Polska słyszała historie o żyle wodnej, awarii wodociągu i konflikcie prezesa z Markiem Cieślakiem. A skoro jesteśmy już przy „Polewaczkowym” zwanym później „Narodowym” w ostatnim czasie miałeś okazję zamienić kilka słów z legendą Włókniarza i polskiego żużla. Czy opowiesz nam o tym?
Malak: Ta sytuacja z torem to był jakiś absurd, wstyd i kompromitacja. Szczególnie, że ten sezon ogólnie nie szedł drużynie, ale wydawało się, że po tym remisie we Wrocławiu PO jest spokojnie do ogarnięcia. Nie powinno się to tak potoczyć, ale cóż zrobić. Odnośnie Marka Cieślaka, to faktycznie, miałem ostatnio taką okazję. W Boże Narodzenie wybrałem się do apteki całodobowej w Częstochowie (są tylko dwie w całym mieście i do tego koło siebie, ogólnie parodia), stanąłem w kolejce, spojrzałem, a przede mną stoi właśnie on. Zagadałem, okazał się być bardzo otwartym rozmówcą, a że kolejka była spora, to mieliśmy spokojne dziesięć minut na pogadankę. Rozmawialiśmy o torze w Łodzi, o drużynie łódzkiej, częstochowskiej, Marcinie Majewskim i kilku innych tematach. Jako ciekawostkę podam, że trener Cieślak widzi w Mateuszu Tonderze kandydata na objawienie ligi, co powinno ucieszyć szczególnie jedno- czy dwuosobowe grono fanatyków tego zawodnika ze sportsboard. Ogólnie mam bardzo pozytywne wrażenie po tym spotkaniu, bo jednak nie każdemu chce się gadać z pierwszym lepszym kibicem. Dlatego, choć szansa, że trener Cieślak przeczyta te słowa wynoszą jakiś promil promili, to mam nadzieję, że z jego uchem środkowym już wszystko ok i jest zdrowy.
Lowigus: Sporo tematów jak na te kilka minut. A gdybyś miał złożyć subiektywny dream team z zawodników, którzy kiedykolwiek startowali we Włókniarzu to kto by się w nim znalazł? Oczywiście proszę o krótkie wyjaśnienie dlaczego.
Malak: Powinienem pewnie podejść do sprawy uczciwie, wymienić legendarnych zawodników z dawnych lat, ale trudno mi się odnosić do tamtych czasów, gdyż zawsze łatwiej mówić o tym, co samemu się oglądało. Dlatego będę pisał tylko o zawodnikach, których widziałem sam na torze.
1. Leon Madsen – sześć sezonów za nim, dwa kolejne przed nim, a może i więcej. Czasem można wątpić w szczerość czy zaangażowanie, ale trudno go tu nie zestawić.
2. Artur Pietrzyk – dobra, to jest najdziwniejsza nominacja. Kwoczała, Cieślak, Rurarz czy Jarmuła i wielu innych zasługują na to dużo bardziej, ale tak, jak wspomniałem, patrzę na tych, których dane mi było obserwować na żywo. A mówimy jednak o jednym z dwóch zawodników, którzy zdobyli dwukrotnie złoto DMP z Włókniarzem. Jednak nie za to ta nominacja. W sezonie 2001, gdy Włókniarz stoczył ciężki bój o utrzymanie, to właśnie on na własnym torze był niesamowity i zmieniał oblicza spotkań. Na wyjazdach nie istniał, ale te mecze domowe zapadły mi w pamięć.
3. Sławomir Drabik – choć na żywo widziałem go już jako starszego pana dojeżdzającego swoją karierę, to jednak mówimy o legendzie. No i złoto MPPK 2006 w duecie z Ułamkiem to było coś pięknego. Jedyne zresztą jak dotąd, które Włókniarz ma w kolekcji.
4. Rune Holta – burzliwą historię rozstań i powrotów każdy zna, ale nie oszukujmy się – praktycznie każdy sukces, czy to medal, czy utrzymanie, był z jego udziałem i nie można go tu pominąć. To w Częstochowie jeździł swoje najlepsze sezony.
5. Ryan Sullivan – legenda pewnie bardziej toruńska niż częstochowska, choć jego sześć sezonów we Włókniarzu to był znakomity czas, a lata 2001-2002, gdy ze średnią w okolicach 2,7 bronił Ekstraligi dla Lwów to prawdziwa legenda.
6. Sebastian Ułamek – przechodząc do pozycji juniorskich, nie mogłem nie zacząć od niego. Do września 2022 najlepiej punktujący junior w historii Włókniarza, a obok Pietrzyka drugi zawodnik z dwoma tytułami DMP zdobytymi we Włókniarzu. Jako senior również zapisał dobrą kartę, dokładając się do zdobycia kilku medali DMP.
7. Jakub Miśkowiak – zawodnik, który przejął od powyższego tytuł najlepiej punktującego juniora w historii. Trzeba przy tym pamiętać, że we Włókniarzu zadebiutował jako 18-latek, dwa sezony jeżdżąc w Łodzi, więc tym bardziej to osiągnięcie imponuje. Niesamowicie skuteczny w lidze, do tego dwa złote medale MIMP (pierwsze w historii Włókniarza), pierwszy zawodnik zdobywający IMŚJ w częstochowskich barwach. Wierzę głęboko w jego dalszy rozwój i dobre wejście w seniorskie lata.
Jako bonus chciałbym dorzuć Mateusza Świdnickiego, za to, że dał mi to, co w Lesznie znacie myślę bardzo dobrze – radość ze świetnej jazdy wychowanka klubu. Dla mnie była to swoista nowość i wiele radości, a złoto MIMP, pierwsze zdobyte przez wychowanka Włókniarza było świetnym ukoronowaniem tego czasu. Mam wielką nadzieję, że w Krośnie rozwinie skrzydła niczym Kubera w Lublinie i za jakiś czas wróci do Częstochowy.
Lowigus: Dziękuję za rozmowę o częstochowskim żużlu. Życzę Tobie by skład z sezonu 2023 był co najmniej tak dobry jak ten, który podałeś powyżej, a poza tym wielu emocji na trybunach no i awansu do upragnionego finału.
Malak: Dzięki. Głęboko wierzę, że to będzie właśnie ten rok, kiedy klątwa półfinału zostanie przełamana
Już niedługo ostatnia część naszego wywiadu – Malak prywatnie!