Moje subiektywne TOP5 (3) – Bili

W ostatnim czasie wystartował na Portalu ISQ cykl “Moje subiektywne TOP 5”. W nim zawodnicy Internet Speedway Quiz mają za zadanie przedstawić swoich pięciu ulubionych żużlowców oraz uzasadnić w kilku zdaniach każdy z tych wyborów. Mogą oni pochodzić z jakiejkolwiek epoki czarnego sportu, być mistrzem świata, ale też niezbyt rokującym juniorem. Komu kibicowali, kibicują lub nadal będą kibicować uczestnicy ISQ? A może komu kibicowaliby gdyby urodzili się trochę wcześniej? Na czyich występach i wynikach najbardziej im zależy? Kogo uwielbiają oglądać na archiwalnych nagraniach? Z kim mają najlepsze żużlowe wspomnienia? Tego będziecie dowiadywać się w tym oraz kolejnych odcinkach. Zapraszamy do śledzenia.

W poprzednich dwóch odcinkach swoje piątki przedstawiali Bosky oraz Vanpraag

W trzeciej odsłonie cyklu zawodnik White Sox – Bili.

W moim TOP 5 postanowiłem umieścić tylko zawodników, których miałem okazję podziwiać na żywo:

5. Mateusz Dul – właściwie mógłbym tu wstawić dowolnego juniora – wychowanka z obecnej kadry Kolejarza. Ale postawię na Mateusza. Czyli opolanina, który formalnie wychowankiem nie jest. Zaczynał na Wschodniej, ale jeszcze przed licencją trafił do Sparty. Bo wielkiego talentu nie miał, ale jest bardzo pracowity, zawzięty i profesjonalnie podchodzi do sportu. A przy tym to normalny i sympatyczny człowiek. Źle mu nie życzę, ale chętnie zobaczyłbym go znowu w Kolejarzu 🙂

4. Karol Lis – legenda Kolejarza z lat 90-tych. Lider w latach totalnego marazmu. Oddany drużynie, bywały mecze, gdy na jego motorach startowało pół drużyny. W 1997 roku wyszedł do prezentacji ze złamaną nogą i nawet wystartował w jednym wyścigu, choć tylko do wejścia w łuk. Wszystko po to by nie przegrać meczu walkowerem. I tylko szkoda, że tak skończył. Słyszałem, że miał zadatki na dobrego trenera młodzieży.

3. Sean Wilson – powiew kolorowego żużla w Opolu. W pierwszym sezonie zdążył wystąpić tylko w dwóch meczach, ale na tle drużyny wyglądał jak gość z innej planety. Nie był najwybitniejszy, w skali światowej wręcz przeciętny. Ale robił show. Nie odpuszczał, walczył do końca. Zawsze uśmiechnięty. Taki pozytywny wariat.

2. Tomasz Gollob – jedyny Polski zawodnik w czołówce światowej w latach 90. Na większości stadionów wygwizdywany. W Opolu nie było komu kibicować, więc na Grand Prix za Gollobem jeździły autobusy kibiców. Dzięki niemu trafiłem na stadiony w Wiener Neustadt, Pradze, Berlinie czy Chorzowie. Spektakularne akcje na torze. I ten wyścig z Jimmy Nilsenem, który widziałem z drugiego łuku, wypełnionego po brzegi, stadionu we Wrocławiu. Pod względem emocji ścisły top widzianych przeze mnie wyścigów.

1. Wojciech Załuski – jego największe sukcesy przypadły na czasy, których jeszcze nie pamiętam, w zasadzie to tylko jakieś pojedyncze migawki.  Jako mały dzieciak, ścigający się z kolegami na rowerach zawsze byłem Załuskim. Jak odszedł z Kolejarza to kilka razy w sezonie jeździliśmy z tatą na „Wojtulę” do Wrocławia. Po powrocie do Opola nie był już tak skuteczny. Konflikty z działaczami, wzajemne pretensje. Na koniec kondycja już nie taka, puchnął z okrążenia na okrążenie. Jest jednak jedyną prawdziwą gwiazdą Kolejarza, którą miałem okazję podziwiać.