Brutalne zderzenie z I Ligą. „Różnica jest horrendalna”

RDrabiniok w tym sezonie ścigał się na obu ligowych frontach. Rybniczanin przyznaje, że mocno odczuł różnicę między pierwszą ligę, w której bronił barw Red Sox, a drugą, gdzie reprezentował SMS ISQ.

Cinek: Sezon ligowy dla Red Sox oraz SMS dobiegł już końca. Jak podsumowałbyś swoje występy w lidze w barwach obu drużyn?
RDrabiniok:  W obu przypadkach pozostał pewien niedosyt. W Red Sox wszyscy liczyli na fazę play-off, zaś w SMS-ie apetyt rósł w miarę jedzenia. Po pierwszym z półfinałów przez głowę przewinęła się myśl o wygraniu całych rozgrywek. Szybko jednak ten pomysł został nam wybity z głowy.

W 1. Lidze jesteś przedostatnim zawodnikiem wśród tych sklasyfikowanych, z kolei w 2. Lidze w TOP 10. Jak dużą różnicę odczuwasz pomiędzy pierwszą a drugą ligą?
Różnica pomiędzy 1. a 2. Ligą jest horrendalna. Mój przypadek jest tego dość idealnym przykładem. Na niższym szczeblu rozgrywkowym jestem w stanie punktować na dobrym poziomie, zaś w Red Sox każdy zdobyty przeze mnie punkt, zarówno przeze mnie jak i pozostałych był traktowany niczym z kategorii niespodzianek.

Większą satysfakcję sprawiają ci wyniki w pierwszej lidze, gdzie jednak mimo wszystko masz średnią niewiele ponad punkt, czy w drugiej, gdzie zdobywasz praktycznie dwa razy więcej?
Jeśli mam być szczery to zdecydowanie jazda w barwach SMS-u. Wyniki szły w parze z głową w dobrą stronę, co przekładało się na kolejny dobry występ. W 1. Lidze natomiast gdy podchodzisz do biegu ze świadomością, że i tak nie znasz odpowiedzi, to nie ma to zbytniego sensu. Gdyby nie ludzie z drużyny to z pewnością bym odpuścił starty na tym szczeblu już podczas sezonu.

Czego twoim zdaniem zabrakło Red Sox, by znaleźć się w play-offach?
Pewnie nikogo nie zaskoczę, ale punktów w tabeli (śmiech). Red Sox w kończącym się już sezonie miał jeden problem. Sinusoidalna forma całego zespołu. Liderzy nie potrafili się razem „wstrzelić” w dane spotkanie i tych punktów zabrakło w ostatecznym rozrachunku. Swoje też zrobiły literówki, lecz te w ISQ są czymś naturalnym. Niestety w naszym przypadku często były one w liczbie więcej niż ta, która dopuszczone jest regulaminowo.

SMS z kolei zaskoczył pozytywnie i był bliski sprawienia bardzo dużej niespodzianki, czyli awansu do finału Ligi. Czujecie niedosyt?
Zdecydowanie. Tak jak wcześniej mówiłem po meczu, w którym byliśmy gospodarzami i udało nam się zwyciężyć różnicą aż 11 punktów, najwyraźniej poczuliśmy się zbyt pewnie. Dostaliśmy lekcję pokory od BS – chociaż jeśli mam być szczery to samego mk i tyle. Pozostaje nam jednak wyciągnąć z tego lekcję na przyszłość, by pozostać skupionym do ostatniego biegu.

Przyzwyczaiłeś kolegów do tego, że punktujesz solidnie, często na poziomie w okolicach piętnastu punktów. Co się stało w rewanżu z Black Sox, że nagle punktów było tylko pięć?
Nie chciałbym, by to było jakiekolwiek wytłumaczenie, ale mój występ w rewanżu do samego końca stał pod ogromnym znakiem zapytania. Niestety luty po raz kolejny nie okazał się być dla mnie zbyt łaskawy pod względem zdrowia. Okres grypowy dopadł tym razem i mnie, a na domiar złego pojawiły się dość duże problemy z gardłem. Z takiego combo nie mogło wyniknąć nic dobrego.

Masz taki niedosyt, że tych twoich punktów brakło?
Wiadomo, że tak. Przez niemal cały sezon to właśnie ja z Cinkiem wzięliśmy na swoje barki odpowiedzialność za wynik całej drużyny. Tym razem na moje miejsce wskoczył Vaikai, lecz z trzema indywidualnymi zwycięstwami nie mogliśmy myśleć o niczym pozytywnym. Należy jednak pamiętać, że na końcowy wynik nie składa się dyspozycja jednego, czy dwóch zawodników, a czterech.

Sezon powoli zbliża się ku końcowi. Jak wstępnie podsumowałbyś go w takim ogólnym swoim wykonaniu, nie takim stricte ligowym?
Dla mnie ostatni sezon był poligonem doświadczalnym. Regularna styczność z najlepszymi zawodnikami oraz liczne występy w SMS-ie i turniejach. Na pewno czasu nie zmarnowałem i mam nadzieję, że to w przyszłości zaprocentuje.

Któryś mecz ligowy lub turniej z jakiegoś powodu zapadł ci szczególnie w pamięci z tego sezonu?
Tu wybór mógł być tylko jeden. Zdecydowanie jest to mecz pomiędzy Red Sox a Champions Team z 10. kolejki i słynna afera Jessupa. Content w trakcie pojedynku, jak i po jego zakończeniu okazał się być dość gówniany, lecz to właśnie takie mecze najmocniej zapadają w pamięci.

A czy jest jakaś impreza, z której czujesz ogromny niedosyt, bo czułeś, że stać cię na więcej?
Zawody, które polegają na spisie. W przeciwieństwie do innych jest to turniej, gdzie każdy ma równe szanse, a nie liczy się wiedza. Zawsze czułem się w tym dość dobry, lecz moje umiejętności szybko zostały zweryfikowane. Pozostają mi jeszcze kolejne rundy GP Spisu, gdzie mam nadzieję, że pokaże się z lepszej strony niż podczas inauguracyjnych zawodów.

Na koniec nie sposób nie zapytać, co dalej. Jakie plany startowe na kolejny sezon? Rozmawiałeś już ze sztabem Red Soxów na temat swojej przyszłości?
Nie przywykłem do zmian, więc jeśli nie stanie się nic nieoczekiwanego, a sztab będzie dalej chętny to pozostanę w Red Sox. Czekamy jeszcze na końcową wersję regulaminu na przyszły sezon, by ponownie poszukać jazdy w niższej lidze. Gdyby się udało pozostać w SMS-ie, to byłbym jednak zadowolony.