Dla Vaikaia sezon ’15 był debiutanckim w Internet Speedway Quiz. Dobre wyniki w 2. Lidze zaowocowały szybko angażem w roli „gościa” w Red Sox, a na kolejny rok rozgrywek „Czerwone Skarpetki” będą już bazowym klubem tego gracza.
Cinek: Półfinały 2. Ligi za nami. Drużyna SMS-u do ostatniego biegu rywalizowała o to, by awansować do finału i sprawić ogromną niespodziankę. Duży czujecie niedosyt w związku z porażką w dwumeczu z Black Sox?
Vaikai: Niedosyt zawsze jest, kiedy się przegrywa. W tym przypadku może jest odrobinę mniejszy, bo zrobiliśmy wszystko, co w naszej mocy, żeby oszukać przeznaczenie. W pierwszej półfinałowej odsłonie mocno nacisnęliśmy Black Sox i można było liczyć, że pękną, jednak niestety dla nas pokazali oni stalowe nerwy i odmienili na swoją korzyść losy rywalizacji. Nie bez problemów, co może sprawiać nam satysfakcję. Niespodzianki to sól sportu i nawet jeżeli po raz tysięczny kolejny Dawid pokonuje kolejnego Goliata, to jest to fajne, jednak cały urok takich wyników jest w tym, że nie pojawiają się one często. Szkoda, że tym razem się nie udało, ale głowy mamy podniesione. Wstydu nie było, a takich testów obciążeniowych jak tych od nas, drużyna Black Sox w tym sezonie nie zaznała.
Zaskakująco mocno rozpoczęliście pierwszy mecz z Czarnymi Skarpetkami, co pozwoliło wam objąć prowadzenie i nie oddać go do samego końca. W czym tkwiła wasza recepta na tak mocne otwarcie?
Kombinacja odpowiednich pytań oraz formy liderów drużyny. Cinek i Rafał bardzo dobrze się czuli w pytaniach o U24 Ekstraligę, która pozwoliła nam przywieźć cenne trójki. Ja ze swojej strony starałem się niczego nie zepsuć i dorzucać punkty ze spisu, żeby przywozić kolejne biegowe zwycięstwa. Niestety, mimo że ostatnio trochę o tej U24 Ekstralidze czytałem, to jednak w mojej pustej głowie niewiele zostało i polegałem tylko na spisie. Dodatkowo w dwóch moich biegach przegrywaliśmy 1:5 i miałem już trochę ciepło, że koniec końców ten mój spis niewiele da. Na szczęście końcówka już lepiej wyglądała z mojej strony, a równa forma liderów dała nam upragnione zwycięstwo.
Ta wygrana z Black Sox dała wam takiego kopniaka przed rewanżem? To, że w głowach siedział rewanż, to jest pewne, ale to was napędzało, czy jednak trochę ciążyło?
Ja ze swojej strony na pewno nie czułem obciążenia. Lekki stresik mam zawsze w ISQ, ale tylko na sekundy przed moim biegiem, zanim sędzia rzuci pytanie. Takie pozytywne napięcie. Wygrana w pierwszym półfinale pokazała, że nie jesteśmy zbieraniną chłystków, tylko fajną drużyną, która przy odpowiednich okolicznościach potrafi napsuć krwi i dziabnąć faworyta. W rewanżu nie było co kalkulować – pozostało nam pojechać jak najlepiej, kąsać Black Soxów i liczyć, że ten kapitał zebrany w pierwszym meczu albo powiększymy, albo w najgorszym przypadku pozwoli nam przezimować do finału. Ostatecznie niewiele zabrakło, więc nie można powiedzieć, że przewaliliśmy naszą wygraną na głupoty jak ci wszyscy zwycięzcy loterii, dla których „szóstka” to był wstęp do bankructwa.
Pozostaje chyba tylko żałować, że ten sezon się kończy, bo złapaliście wiatru w żagle.
To prawda, trochę szkoda, że ligowa przygoda się już kończy. Niby to było aż pięć miesięcy rozgrywek, ale na tyle fajnie to wszystko wyglądało, że zleciało to dla mnie tak szybko jak pięć tygodni albo i krócej. Wiatr w żaglach na pewno był, ale ciężko powiedzieć czy faktycznie poszlibyśmy za ciosem. Na pewno coraz fajniej to wyglądało i myślę, że przy dobrych wiatrach, treningach spisu i poszerzaniu wiedzy rozhulalibyśmy tę łajbę na poważnie.
Ty ze swoich wyników ligowych jesteś zadowolony?
W dziesięciostopniowej skali to by chyba była piątka z minusem. Tych trójek przywiozłem bardzo mało, ale tego się spodziewałem, bo nigdy nie byłem szaleńczo zainteresowany żużlem jako dyscypliną – bardziej jako regularny kibic mojej drużyny i ligi, w której w danym sezonie jechała. Reszta zawsze była obok mnie i jakoś tego mocniej nie śledziłem, przez co mam pewne luki w wiedzy. W sumie tak prawdę powiedziawszy, to bardziej pasuje określenie, że żużel w mojej głowie to jedna wielka luka, z okazjonalnymi wyspami wiedzy. Dodatkowo startowanie w ISQ uświadomiło mi, że jedna rzecz to tę wiedzę mieć, a druga umieć z niej skorzystać w trakcie biegu.
Niestety często niektóre sezony, nawet te niedawne, zlewają mi się w jeden i takie pytania typowo encyklopedyczne, że żużlowiec X odniósł taki i taki sukces w roku Y, to niewiele mi pomaga, te lata strasznie mi się zacierają w głowie. Trochę szkoda, bo bardzo lubię wszelkiego rodzaju quizy. Z drugiej jednak strony, to spis mi całkiem nieźle wychodził – udało mi się przywieźć trochę więcej dwójek niż jedynek, aczkolwiek chciałbym, żeby te proporcje były jeszcze korzystniejsze na rzecz dwójek. Uczucia mam mieszane, ale kilka momentów satysfakcji miałem, szczególnie dwie trójki, które udało mi się przywieźć w pierwszej lidze jako gość w Red Sox.
Notabene moja średnia w pierwszej lidze jest lepsza niż w drugiej, co jest trochę paradoksalne. W każdym razie to wszystko pozwala mi myśleć, że może nie jestem taki najgorszy i przy trafionym pytaniu jestem w stanie pokazać coś więcej niż tylko niezły spis.
Jest mecz, który z jakiegoś powodu szczególnie mocno utkwił ci w pamięci?
Z meczów to na pewno styczniowy pojedynek z Silver Sox w barwach SMS, który wygraliśmy 65:25. Ten mecz był niemal nierealny, wszystko zagrało u nas idealnie i ciężko mi sobie wyobrazić drużynowo lepszy mecz. Praktycznie każde pytanie nam pasowało i pojechaliśmy bardzo równo jako drużyna. Najgorszy wynik to było 10+3 Scotta w sześciu startach, więc pokazaliśmy wtedy jazdę z innej planety. Inny mecz, który bym wskazał to pojedynek w barwach Red Sox przeciwko Champions Team – przywiozłem dwie trójki i zrobiłem najwięcej punktów w drużynie razem z Boskim (nie licząc bonusów).
Totalna anomalia i podejrzewam, że nieprędko coś takiego będę w stanie powtórzyć. Zresztą w całym tym meczu więcej punktów przywiózł jedynie Masterek. Podejrzewam, że to był totalnie jednorazowy wystrzał z mojej strony, ale bycie nawet ten jeden raz lepszym niż tacy wymiatacze jak Witek, Jessup, Styrcu czy Igor, to dla mnie spore osiągnięcie. A z pobocznych wspomnień tego sezonu to na jednym CT Cup wygrałem bieg, gdzie udało mi się wyprzedzić Kaspera w pytaniu o Konrada Kurtza. Niby tylko jeden bieg, o którym Kasper pewnie zapomniał 5 minut później, ale dało mi to trochę radości.
Staram się zawsze szukać pozytywów i choć na tle reszty zawodników w ISQ moja wiedza jest jedna z najmniejszych, to nadal ta zabawa potrafi dostarczyć wielu emocji i satysfakcji.
Nie sposób nie zapytać, co dalej. W środowisku mówi się, że opuścisz drużynę SMS-u i w przyszłym roku pojedziesz w nowej drużynie. Coś więcej na ten temat?
Pierwszy sezon w ISQ bardzo mi się spodobał. Cała koncepcja quizu jak i organizacja jest super. Co prawda pytania mogłyby być łatwiejsze, ale trudne też są dobrą nauką. Co do moich startów w przyszłym sezonie, to jeżeli Witek i Styrcu nie zmienią zdania, to będę kontynuował przygodę w barwach Red Sox, w których już miałem okazję startować jako gość. Nie wiem, czy będę wielkim wzmocnieniem, ale liczę, że się sprawdzę jako zaplecze drugiej linii i będę uzupełnieniem dla liderów.
Nowym klubem ma zostać zespół z 1. Ligi. Czujesz się na siłach, by zawiesić sobie wyżej poprzeczkę?
Tak jak mówiłem wyżej – w lidze wyżej paradoksalnie miałem lepszą średnią niż w drugiej lidze, ale nie ma się co oszukiwać – pytania w pierwszej lidze to jest czasem kosmos. Chociaż dzięki temu być może rośnie rola spisu. Przy łatwiejszym pytaniu dobrą odpowiedź mogą znać dwie osoby, więc takiemu spisywaczowi zostaje maksymalnie jedynka, natomiast gdy wszyscy spisują po tej jednej osobie, która zna odpowiedź, to jest szansa na dwójkę. Na pewno występy jako gość pokazały mi, jakie mam braki, nadal nie jestem pewien czy uda mi się je nadrobić, ale na pewno się postaram.
A jeśli regulamin dałby ci zielone światło na starty w roli gościa w 2. lidze, to widzisz się dalej w drużynie SMS-u?
Jeżeli SMS będzie istniał w następnym sezonie a wraz z nim druga liga, to na pewno chciałbym startować jako gość w SMSie. Drugi poziom rozgrywkowy jest dla mnie bardziej naturalnym terenem niż rywalizacja najlepszych, więc siłą rzeczy chciałbym mieć możliwości startu na łatwiejszych pytaniach – w końcu nadal mimo wszystko jestem quizowym żółtodziobem.