Kategoria: Wywiady

Malak: Jestem fanem „Pana Samochodzika”

W ostatniej części wywiadu Malak zdradza przed czytelnikami kilka swoich tajemnic. Dowiecie się m.in. w jakiej branży pracuje, jakim jest ojcem, czym kieruje się w życiu i w jakich dyscyplinach sportowych próbował swoich sił.    

Lowigus: Przejdźmy do części prywatnej, jaki na co dzień jest Malak, a właściwie Jakub?

Malak: Jaki jestem na codzień… to chyba najlepiej oceniłyby osoby z mojego otoczenia. Nie stronię od ironii i czarnego humoru, jestem raczej bezpośredni. Staram się być dobrym mężem i ojcem dla mojej kochanej trójki pociech, ale po ocenę efektów zapraszam do nich.

Lowigus: Parafrazując wypowiedź redaktora Miszczaka, zadowolony nasz Malak, zadowolony? A dzieci, trener też? Żona w domu także? Może napiszą nam w komentarzu! Opieka nad trójka dzieci musi być jednak dość czasochłonna i wymagająca, jak sobie z tym radzicie i jak to wpływa na wasze codzienne życie? Z tego co obserwuje z zewnątrz macie to wszystko chyba dobrze zorganizowane, może zdradzisz Wasz sekret?

Malak: Sekretem jest moja żona, ponieważ to ona odpowiada za logistykę domową każdego dnia. Ja jestem od prostych prac typu zawieź, przywieź, z czym sobie radzę. Oprócz tego praca z domu pozwala na układanie tego dnia bardziej pod siebie. Najtrudniej w sumie ogarnąć ISQ, bo o ile jeszcze piętnaście lat temu mecze o 21 to było praktycznie za późno i postulowałem o 19:30, tak teraz najchętniej startowałbym przynajmniej o 23

Lowigus: Jednak i to się udaje, uczestniczysz przecież w każdym meczu a i na forum jesteś dość aktywny. Oprócz ISQ i spędzania czasu z rodziną masz też inne zajęcia. Pracujesz w branży IT. Czym dokładnie się zajmujesz i czy praca to twoja pasja?

Malak: Tak, to podobnie jak wyżej zasługa głównie mojej żony, której udaje się przekonać dzieci, że mecz taty w ISQ jest ważniejszy od wieczornej bajki. Zawodowo jestem testerem oprogramowania, piszę testy automatyczne. Dla osób niezaznajomionych wyjaśnię, że to aplikacje czy skrypty które testują inne aplikacje. Pasja… na pewno lubię to i praca sprawia mi przyjemność, ale to raczej nie jest pasja. Czekam na moment, żeby przejść na emeryturę, mam nadzieję, że nastąpi to jak najszybciej, powiedzmy tak w perspektywie 15 lat.

Lowigus: Czy właśnie ze względu na pracę przeprowadziłeś się do Krakowa? Plan „emerytalny” ambitny. Rozumiem, że czynisz już kroki by tak się stało. Czy możesz zdradzić w co inwestujesz?

Malak: Tak wyszło, to był moment końca studiów, gdzie już kilka lat pracowałem w zawodzie i pojawiła się oferta z Krakowa. Chwilę dojeżdżałem, ale stwierdziliśmy z żoną, że na Śląsku nic nas nie trzyma i możemy się przeprowadzić. Jak to u nas, szybka i sprawna decyzja. W temacie inwestycji to raczej standardowy zestaw, nie będę może tutaj opowiadał, ale nic zmyślnego. Jestem raczej hodlerem, zobaczymy dokąd mnie to zaprowadzi, ale głęboko wierzę, że za wspomniany przeze mnie czas będę mógł a nie musiał pracować.

Lowigus: Od tego czasu minęło już kilka lat, jak Ci się żyje w Krakowie? Czy czujesz, że to Twoje miejsce czy jednak chciałbyś mieszkać w innym miejscu?

Malak: Tak, zdecydowanie myśląc o Krakowie czuję, że jest to nasz dom. Wszystkie dzieci się tu urodziły, tutaj mają swoje miejsce, a dodatkowy ja z żoną czujemy się również świetnie, więc na pewno nie chciałbym zmieniać miejsca zamieszkania. Lubimy inne miasta w Polsce, ale tutaj jest nasz dom. Jest to też czysto pragmatyczne – jeżeli dzieci będą chciały iść na studia, to większa szansa, że wybiorą coś na miejscu mieszkając w Krakowie, niż na przykład w Częstochowie. A wtedy unikną też tego dylematu, czy wracać do rodzinnego miasta czy nie itd. Oczywiście nie zamierzamy im układać życia, natomiast jest to miła perspektywa, że w przyszłości cała rodzina jest w jednym mieście, a nie tak, jak my mamy obecnie – w Częstochowie.

Lowigus: A co myślisz o Częstochowie? Z tego co pamiętam nie do końca pochlebnie wypowiadałeś się na temat perspektyw swojego rodzinnego miasta. Czy to dość sporej wielkości miasto można określić jako wymierające? Jeśli tak to czym to według Ciebie jest spowodowane?

Malak: Trudno mi powiedzieć, skoro nie mieszkam tam od przeszło dziesięciu lat, ale znamienne jest to, że spośród quizowiczów o częstochowskim rodowodzie mieszkają tam nadal bodajże tylko Pirek i Cinek. O ile można powiedzieć, że ja wyjechałem do Krakowa, większe miasto, możliwości itd., o tyle spójrz – Slayu znalazł swoje miejsce w Opolu, Witek w Tychach… to są praktycznie dwa razy mniejsze miasta od Częstochowy. A nawet pomimo tego potrafią mieć większe perspektywy. Wydaje mi się, że taki moment przełomowy to była reorganizacja administracyjna w Polsce i fakt, że Częstochowa trafiła do województwa śląskiego, do którego kompletnie nie pasuje. Efektem tego jest chyba mniej inwestycji, mniej możliwości, bo wszystko dzieje się na Śląsku, a nie w Częstochowie. Jest jedno miejsce, które kocham w Częstochowie i jest to stadion Włókniarza, lubię jechać do rodziców i teściów, ale to wszystko. Całokształt miasta jest dla mnie raczej przytłaczający.

Lowigus: W Częstochowie spędziłeś jednak sporą część swojego życia, w którym zagościł sport. Oprócz kibicowania sam próbowałeś sił w niektórych dyscyplinach sportowych jak m.in. piłka ręczna czy boks. Czy były też inne dyscypliny? Jak wspominasz te czasy i czy nadal jesteś w jakiś sposób aktywny sportowo?

Malak: Piłka ręczna to na pewno takie najfajniejsze wspomnienie z tamtych czasów, przynajmniej pod względem sportowym. Niestety, nie było w Częstochowie klubu, więc to wszystko pozostało na poziomie szkolnym. Boks to był epizod, podobnie jak kilka występów na poziomie trampkarzy w piłce nożnej. Co do aktywności, to różnie z tym bywa, ale od prawie roku regularnie chodzę na basen, mam też etapy „biegania”, choć uczciwiej byłoby powiedzieć, że truchtania, bo biegają to Aszotek czy Witek. W 2020-2021 grałem też w BiznesLidze w piłce nożnej, ale niestety/stety awansowaliśmy do 1 ligi, a to już za wysoki poziom dla mnie, więc na ten moment się to rozmyło. Ale gdzieś na pewno ten sport cały czas się przewija.

Lowigus: Skoro wspomnieliśmy o piłce ręcznej to całkiem niedawno w Krakowie można było obejrzeć najlepszych szczypiornistów podczas MŚ. Czy skorzystałeś z okazji i byłeś na jakimś meczu?

Malak: Tak, udało mi się wybrać na mecz Polaków z Hiszpanią w fazie zasadniczej turnieju. Wynik był niekorzystny, jednak było widać zaangażowanie i walkę, więc udzieliło się też sporo emocji.

Lowigus: Odchodząc już od sportu czym jeszcze się interesujesz? Jak lubisz spędzać wolny czas i co pozwala Ci się odprężyć, odpocząć po ciężkim dniu?

Malak: ISQ. A tak na serio, to gdy dzieci pójdą spać, to lubimy z żoną siąść, porozmawiać, obejrzeć coś razem. Dawniej były jeszcze planszówki, ale teraz czekamy, aż dzieci dorosną, na razie gramy z nimi w Chińczyka. Czytam też książki, ale to raczej w ciągu dnia, gdy jest oczywiście taka możliwość. Ogólnie jestem fanem „Pana Samochodzika” i jestem obecnie w okolicach 30 tomu, czyli jeszcze 130 przede mną (i cały czas powstają kolejne).

Lowigus: Nie miałem pojęcia, że jeszcze jest wydawany. Długa droga przed Tobą… Z tego co kojarzę jesteś też fanem gier. Jakie są twoje ulubione tytuły?

Malak: Trudno powiedzieć, przez lata zagrywkami się praktycznie tylko w Football Managera. Natomiast z gier powiedzmy fabularnych to w ostatnich latach najbardziej wciągnęły mnie zdecydowanie Red Dead Redemption 2, Uncharted 4 i Assassin’s Creed Odyssey.

Lowigus: Chyba zapomniałeś o GTA.

Malak: GTA to super wspomnienie z dzieciństwa, do dzisiaj lubię pograć, ale V mnie aż tak nie wciągnęła.

Lowigus: Ważną rolę w życiu twojej rodziny odgrywa też sfera duchowa. Ostatnio dość rzadko spotyka się młode osoby, które przywiązują do tego wagę. W jaki sposób pomaga to Wam w małżeństwie i wychowywaniu trójki pociech?

Malak: Oj, temat rzeka, chyba nie da się tego opowiedzieć podczas tego wywiadu. Ale wiara w Boga po prostu stanowi fundament naszej rodziny. Dzięki niej jesteśmy w miejscu w którym jesteśmy i jesteśmy w stanie przezwyciężać problemy każdego dnia. I tu nie chodzi o to, że ich nie ma, ale po prostu umiemy na siebie patrzeć z większą miłością czy cierpliwością. Wiele mi brakuje jako człowiekowi, ale wiara daje mi siłę i motywację, żeby się zmieniać na lepsze.

Lowigus: Zapewne wyznacza też cel, do którego dążysz. A jak przedstawia się twój światopogląd na pozostałe sprawy? Czy jesteś stały w swoich przekonaniach czy zmieniały się one na przestrzeni lat?

Malak: Myślę, że każdy ma tak, że rewiduje swoje spojrzenia na wiele rzeczy. Dlatego w pewnych mniejszych kwestiach z pewnością zmieniałem perspektywę. Jednak podstawy są raczej niezmienne.

Lowigus: I jak brzmią te podstawy?

Malak: Zostawię to dla siebie.

Lowigus: No dobrze. Pojawił się chyba pierwszy temat tabu w naszej rozmowie. Zadam więc ostatnie pytanie. Czego byś sobie życzył na najbliższe lata, oprócz oczywiście wyczekiwanej emerytury ?

Malak: To nie tyle tabu, co dość głęboki temat, a nie chciałbym go spłycać. Z drugiej strony to nie jest miejsce na takie rozważania, dlatego wolę po prostu przemilczeć Życzyłbym sobie, żebym potrafił być dobrym mężem dla żony, dobrym ojcem dla dzieci. Natomiast z rzeczy mniej ważnych, to złoto dla Włókniarza w DMP, złoto dla White Sox w DM ISQ i może jakiś medal w IM ISQ

Lowigus: Tego Ci życzę. Dziękuję za tę obszerną rozmowę! Myślę, że udało się dość dobrze Cię przedstawić. Wywiady z Tobą na ten roku chyba zostały wyczerpane?

Malak: Również dziękuję. Myślę, że tak – to chyba już mój ostatni wywiad na portal.     

Malak: Nie wstydzę się tego, ale w drodze powrotnej bity kwadrans płakałem

Malak pod gradobiciem żużlowych pytań opowie o miłości do żużla i Włókniarza, zdradzi też kulisy rozmowy z Markiem Cieślakiem i powiązania jego rodziny z żużlowym środowiskiem.  Zapraszamy!

Lowigus: W trzeciej części naszej rozmowy chciałbym przejąć na tematy żużlowe. Od kiedy interesujesz się tym sportem i jak to się stało, czy pochodzisz z rodziny, w której od kilku pokoleń wszyscy kibicowali Włókniarzowi?

Malak: Myślę, że można tak określić moją rodzinę. Dziadek był na finale IMŚ 1973 w Chorzowie, opowiadał mi o nim. W latach 90. pracował w hotelu w Częstochowie, wówczas Pernik, obecnie to chyba Dolcan. Zatrzymywali się tam wtedy żużlowcy przyjeżdżający na mecz do Częstochowy, więc też opowiadał mi pomniejsze historie. Moim pierwszym wspomnieniem z imprezy żużlowej, choć miałem zaledwie cztery lata, jest finał IMP 1997 w Częstochowie, a konkretnie bieg dodatkowy i lecące po biegu różne przedmioty w kierunku Jacka Krzyżaniaka. Z kolejnego pamiętam z kolei mecz z Wrocławiem, atak Węgrzyka na Ułamka, wycofanie się z meczu lidera Włókniarza, przegraną oraz w konsekwencji brak awansu. W domu bardzo dużo mówiło się o apogeum konfliktu Drabika i Ułamka, więc też mam to w sobie. Natomiast mój pierwszy pełny sezon to 2001.

Lowigus: Twoja rodzina była w tym konflikcie bardziej team Ułamek czy team Drabik? W 2001 roku żadnego z tych zawodników nie było już w Częstochowie, kto był więc twoim dziecięcym idolem?

Malak: To jest o tyle problematyczne, że zarówno Drabik jak i Ułamek wychowywali się, jak i mieszkali na tej samej ulicy, co moja rodzina. Mój tata jest rok starszy od Drabika, chodzili razem do szkoły. Dlatego tu wchodziły jeszcze w grę jakieś osobiste sympatie i antypatie, ale podobnie jak większość Częstochowy to u mnie w domu wszyscy byli za Drabikiem. Ja sam w ostatnich latach starałem się dowiedzieć więcej o tym konflikcie, trochę bardziej obiektywnie. Na ile udało mi się porozmawiać z paroma osobami, to Drabik w 1998 miał już postawę mocno wyluzowaną i raczej obniżał loty. Ułamek z kolei jechał genialny sezon, ciężko pracował na sukces i niekoniecznie odpowiadało to temu pierwszemu. Upadek był konkretny, a lekarz Podhorecki kategorycznie zakazał Ułamkowi jechać w tym meczu. Jednak Drabik niejako narzucił narrację, że Ułamek sprzedał mecz, co w oczach ludzi było podparte opinią o Józefie Kaflu, wujku Ułamka, o którym też mówiło się, że lata wcześniej poddał mecz z Tarnowem. Dodatkowo kilka dni później Ułamek zrobił komplet w kolejnym meczu, co niejako potwierdzało teorię Drabika, a jego odejście po sezonie do Gdańska, który awansował niejako zamiast Częstochowy praktycznie zamykało dyskusję. Ja sam uważam, że to był po prostu konflikt charakterów, a wokół tego wyrosło sporo kibicowskich domniemywań. Jak było to wiedzą tylko sami zainteresowani. Jeśli zaś chodzi o idola, to nie miałem takiego. Oczywiście, jak wówczas każdemu w Częstochowie imponował mi Sullivan, ale to nie była fascynacja tego typu. Pierwszym zawodnikiem, któremu szczerze kibicowałem, trzymałem kciuki za jego sukcesy i mi na nich zależało był Emil Sajfutdinow kilka lat później.

Lowigus: Żużlem interesujesz się już ponad 20 lat. Jakim typem kibica jesteś? Czy do meczów podchodzisz bardzo emocjonalnie? Czy zawsze uczestniczyłeś we wszystkich możliwych meczach swojej drużyny czy miałeś jakieś „przestoje”? Jak na twój kontakt z żużlem wpłynęła wyprowadzka z Częstochowy?

Malak: Do 2013 roku opuszczałem naprawdę pojedyncze spotkania domowe Włókniarza, więc wyjazd na studia w 2012 nie był tutaj żadną przeszkodą. Sezon 2014 świadomie odpuściłem, nie zgadzając się z tym, co dzieje się w klubie, w 2015 ligi w Częstochowie nie było. Lata 2016-2021 to tak naprawdę jeden domowy mecz w sezonie, ale dopóki w lidze startowała Wanda, to uczęszczałem w miarę regularnie na jej mecze. Natomiast miniony sezon przyniósł jakąś reorganizację mojego funkcjonowania i udało mi się być na większości spotkań domowych w Częstochowie, podobnie zresztą planuję przyszły sezon. Natomiast zawsze byłem kibicem typowo piknikowym, wypełnianie program, w ostatnich latach doszła do tego kiełbasa w przerwie. Ogólnie zawsze pociągała mnie statystyczna strona żużla. Natomiast nie ukrywam, że z wiekiem coraz bardziej się odpalam na meczach – nie wyzywam zawodników, sędziego, ale zdarza mi się mocno przeżywać biegi. W minionym sezonie moim ulubionym był piąty, gdy para Lindgren-Jeppesen toczyła pasjonujące boje o jeden punkt. A tak zupełnie serio, to mam takie trzy mocne wspomnienia kibicowskie. Pierwsze, to gdy oglądałem finał z 2003 roku na powtórce (na żywo byłem na stadionie), strasznie poruszył mnie wywiad ze wspominanym wcześniej Ułamkiem po 14 biegu, wręcz czuć było jak zrzucił z siebie ten ciężar przeszłości. Drugie to półfinał z Toruniem z 2013 roku, nie muszę chyba nic dodawać. Trzecie to półfinał z Gorzowem z minionego sezonu. Przyjechałem na niego bezpośrednio z Krakowa i od razu po meczu wracałem. Nie wstydzę się tego, ale w drodze powrotnej bity kwadrans płakałem. Ostatnio oglądałem 14 odcinek serialu „To jest żużel”, gdzie pół odcinka dotyczyło właśnie tego meczu i znów miałem łzy w oczach. Zadra w sercu jest wielka, niestety. Cóż, stary chłop, powinien wziąć na luz, ale jakoś tak mimowolnie rusza mnie Włókniarz. Próbowałem świadomie zainteresować się innymi sportami, klubami, poznać je, ale nic nie jest w stanie zająć w sercu miejsca Lwów.

Lowigus: Zaskoczyłeś mnie tym wyznaniem, musiałeś przeżywać to bardziej niż większość zawodników. Jak oceniasz skład Włókniarza na nadchodzący sezon? Czy jesteś zadowolony z transferów jakie zafundowały Wam władze klubu?

Malak: Myślę, że na pewno dotychczasowe dziury zostały załatane. Michelsen powinien być remedium na niepewne 15 biegi, gdzie Madsenowi zdarzało się częściej niż dawniej przegrywać. Teraz powinien mieć tam mocnego partnera, co może zadziałać na plus. Miśkowiak na U24 względem Jeppesena – to chyba nie trzeba komentować. Nie jestem osobiście fanem transferu Drabika, powiem kontrowersyjnie, że wolałbym chyba nawet, żeby został Smektała, ale jesteśmy gdzie jesteśmy, więc pozostaje wierzyć, że Maksowi się będzie zawsze chciało. Niestety takie wzmocnienia zbiegają się z całkowicie nową formacją juniorską i tutaj na pewno porównując do głównych rywali – czyli Lublina i Wrocławia – jest słabiej. Cierniak i Kowalski to jednak na ten moment półka lub dwie wyżej, ale wierzę głęboko, że przynajmniej Karczewski odpali i będzie woził 4-5 punktów na mecz. Szkoda, że niefortunnie urodzony (wrzesień 2007) jest Ludwiczak, bo myślę, że to on byłby drugim juniorem. Pozostaje mu zrobić wejście smoka w finale, niczym kiedyś Kubera w Lesznie

Lowigus: Jesteś więc optymistycznie nastawiony, czy w twojej opinii to drużyna na „pewny” medal czy jednak coś może pójść nie tak? Michał Świącik celuje pewnie w złoto, ale na papierze Lublin i Wrocław wydają się być chyba mocniejsze, jak myślisz czy zdołacie ich pokonać?

Malak: Myślę, że nikt nie może być pewny medalu, ale osobiście będę zaskoczony, jeżeli Włókniarz jakiegoś nie zdobędzie w nadchodzącym sezonie. Co do koloru nie jestem pewien, bo tutaj jest tyle zmiennych w kontekście sezonu, a tak naprawdę decyduje forma we wrześniowych spotkaniach. Z Lublinem rywalizacja w ostatnich latach była mega ciekawa, a teraz dodając do tego zamiany zawodnicze pomiędzy klubami może być jeszcze ciekawiej. Na pewno Motor zyskał plus pod kątem częstochowskiego toru w postaci Lindgrena. Myślę, że dwumecz będzie kręcił się wokół remisu. Wrocław to w ogóle ciekawy przypadek. Na papierze masz piątkę seniorów – Łagutę, Janowskiego, Woffindena, Pawlickiego, Bewleya – gdzie każdego z nich stać na przekroczenie średniej 2,0 na bieg, a wtedy mówimy o potwornie silnej drużynie. Jednocześnie mówimy o Woffindenie po swoim najsłabszym sezonie w Ekstralidze bodajże od 2010 roku, Pawlickim po kolejnym przeciętnym, Bewleyu, który w kluczowych momentach wciąż nie potrafi wziąć na swoje barki odpowiedzialności za wynik. Sporo znaków zapytania, ale jeżeli całość odpali, dokładając do tego mocnego juniora w postaci Kowalskiego to raczej Sparta jest głównym faworytem do złota. Włókniarz niech trzyma się czołówki, robi swoje i rozpędza się w trakcie sezonu, a ja będę bardzo zadowolony

Lowigus: Wiemy już, że kochasz Włókniarz, jesteś jego oddanym kibicem. Jesteś też dość zadowolony z kadry jaką udało się zgromadzić na nadchodzący sezony. Czy jesteś więc fanem Michała Świącika i jego polityki? Jak oceniłbyś go względem działań prowadzonych przez poprzednich prezesów Włókniarza, których miałeś okazję obserwować?

Malak: Nie jestem fanem żadnego prezesa jako takiego. Ceniłem Mariana Maślankę za umiejętność budowania zawodników, przynajmniej tak to wyglądało z zewnątrz. Ale jak się skończyło to każdy wie. Potem KJG, upadek klubu. Myślę, że Michał Świącik jak każdy ma plusy i minusy. Z tych pierwszych uważam całkiem fajne szkolenie, choć oczywiście trzeba być uczciwym – połowa juniorów i to tych lepszych jest kaperowana w wieku 13-14 lat z całego kraju. Mimo wszystko postawa na rynku transferowym też na plus. Na minus parcie na szkło, choć ten sezon i tak był lekkim oddechem po poprzednich dwóch, cały czas ciągniecie miejskich dotacji – ale to problem ogólnie sportu żużlowego. Podsumuję to tak – cieszę się, że żużel w Częstochowie jest na dobrym poziomie, a od wszystkich prezesów, jakiegokolwiek klubu chciałbym, żeby po prostu uczciwie i terminowo płacili zawodnikom, bo to jest wyznacznikiem profesjonalizmu tego sportu. Jeżeli prezes Świącik to spełnia, to super, a w quizie jest pewnie kilka osób, które miały bardziej prywatną relację z prezesem i mogłyby Ci więcej poopowiadać.

Lowigus: Do minusów pewnie można dodać też sytuację z końcówki sezonu 2020, gdy straciliście swój stadion, a cała żużlowa Polska słyszała historie o żyle wodnej, awarii wodociągu i konflikcie prezesa z Markiem Cieślakiem. A skoro jesteśmy już przy „Polewaczkowym” zwanym później „Narodowym” w ostatnim czasie miałeś okazję zamienić kilka słów z legendą Włókniarza i polskiego żużla. Czy opowiesz nam o tym?

Malak: Ta sytuacja z torem to był jakiś absurd, wstyd i kompromitacja. Szczególnie, że ten sezon ogólnie nie szedł drużynie, ale wydawało się, że po tym remisie we Wrocławiu PO jest spokojnie do ogarnięcia. Nie powinno się to tak potoczyć, ale cóż zrobić. Odnośnie Marka Cieślaka, to faktycznie, miałem ostatnio taką okazję. W Boże Narodzenie wybrałem się do apteki całodobowej w Częstochowie (są tylko dwie w całym mieście i do tego koło siebie, ogólnie parodia), stanąłem w kolejce, spojrzałem, a przede mną stoi właśnie on. Zagadałem, okazał się być bardzo otwartym rozmówcą, a że kolejka była spora, to mieliśmy spokojne dziesięć minut na pogadankę. Rozmawialiśmy o torze w Łodzi, o drużynie łódzkiej, częstochowskiej, Marcinie Majewskim i kilku innych tematach. Jako ciekawostkę podam, że trener Cieślak widzi w Mateuszu Tonderze kandydata na objawienie ligi, co powinno ucieszyć szczególnie jedno- czy dwuosobowe grono fanatyków tego zawodnika ze sportsboard. Ogólnie mam bardzo pozytywne wrażenie po tym spotkaniu, bo jednak nie każdemu chce się gadać z pierwszym lepszym kibicem. Dlatego, choć szansa, że trener Cieślak przeczyta te słowa wynoszą jakiś promil promili, to mam nadzieję, że z jego uchem środkowym już wszystko ok i jest zdrowy.

Lowigus: Sporo tematów jak na te kilka minut. A gdybyś miał złożyć subiektywny dream team z zawodników, którzy kiedykolwiek startowali we Włókniarzu to kto by się w nim znalazł? Oczywiście proszę o krótkie wyjaśnienie dlaczego.

Malak: Powinienem pewnie podejść do sprawy uczciwie, wymienić legendarnych zawodników z dawnych lat, ale trudno mi się odnosić do tamtych czasów, gdyż zawsze łatwiej mówić o tym, co samemu się oglądało. Dlatego będę pisał tylko o zawodnikach, których widziałem sam na torze.

1. Leon Madsen – sześć sezonów za nim, dwa kolejne przed nim, a może i więcej. Czasem można wątpić w szczerość czy zaangażowanie, ale trudno go tu nie zestawić.

2. Artur Pietrzyk – dobra, to jest najdziwniejsza nominacja. Kwoczała, Cieślak, Rurarz czy Jarmuła i wielu innych zasługują na to dużo bardziej, ale tak, jak wspomniałem, patrzę na tych, których dane mi było obserwować na żywo. A mówimy jednak o jednym z dwóch zawodników, którzy zdobyli dwukrotnie złoto DMP z Włókniarzem. Jednak nie za to ta nominacja. W sezonie 2001, gdy Włókniarz stoczył ciężki bój o utrzymanie, to właśnie on na własnym torze był niesamowity i zmieniał oblicza spotkań. Na wyjazdach nie istniał, ale te mecze domowe zapadły mi w pamięć.

3. Sławomir Drabik – choć na żywo widziałem go już jako starszego pana dojeżdzającego swoją karierę, to jednak mówimy o legendzie. No i złoto MPPK 2006 w duecie z Ułamkiem to było coś pięknego. Jedyne zresztą jak dotąd, które Włókniarz ma w kolekcji.

4. Rune Holta – burzliwą historię rozstań i powrotów każdy zna, ale nie oszukujmy się – praktycznie każdy sukces, czy to medal, czy utrzymanie, był z jego udziałem i nie można go tu pominąć. To w Częstochowie jeździł swoje najlepsze sezony.

5. Ryan Sullivan – legenda pewnie bardziej toruńska niż częstochowska, choć jego sześć sezonów we Włókniarzu to był znakomity czas, a lata 2001-2002, gdy ze średnią w okolicach 2,7 bronił Ekstraligi dla Lwów to prawdziwa legenda.

6. Sebastian Ułamek – przechodząc do pozycji juniorskich, nie mogłem nie zacząć od niego. Do września 2022 najlepiej punktujący junior w historii Włókniarza, a obok Pietrzyka drugi zawodnik z dwoma tytułami DMP zdobytymi we Włókniarzu. Jako senior również zapisał dobrą kartę, dokładając się do zdobycia kilku medali DMP.

7. Jakub Miśkowiak – zawodnik, który przejął od powyższego tytuł najlepiej punktującego juniora w historii. Trzeba przy tym pamiętać, że we Włókniarzu zadebiutował jako 18-latek, dwa sezony jeżdżąc w Łodzi, więc tym bardziej to osiągnięcie imponuje. Niesamowicie skuteczny w lidze, do tego dwa złote medale MIMP (pierwsze w historii Włókniarza), pierwszy zawodnik zdobywający IMŚJ w częstochowskich barwach. Wierzę głęboko w jego dalszy rozwój i dobre wejście w seniorskie lata.

Jako bonus chciałbym dorzuć Mateusza Świdnickiego, za to, że dał mi to, co w Lesznie znacie myślę bardzo dobrze – radość ze świetnej jazdy wychowanka klubu. Dla mnie była to swoista nowość i wiele radości, a złoto MIMP, pierwsze zdobyte przez wychowanka Włókniarza było świetnym ukoronowaniem tego czasu. Mam wielką nadzieję, że w Krośnie rozwinie skrzydła niczym Kubera w Lublinie i za jakiś czas wróci do Częstochowy.

Lowigus: Dziękuję za rozmowę o częstochowskim żużlu. Życzę Tobie by skład z sezonu 2023 był co najmniej tak dobry jak ten, który podałeś powyżej, a poza tym wielu emocji na trybunach no i awansu do upragnionego finału.

Malak: Dzięki. Głęboko wierzę, że to będzie właśnie ten rok, kiedy klątwa półfinału zostanie przełamana

Już niedługo ostatnia część naszego wywiadu – Malak prywatnie!

Malak: Moje serce jest niebieskie i odejście do WS tego nie zmieniło

Druga część wywiadu porusza tematy związane głównie z DD oraz drogą Malaka od żółtodzioba do lidera zespołu i jednego z najlepszych zawodników ISQ. Nasz bohater opowie także jak trafił do WS i jak się tam czuje. 

Lowigus: Duża część Twojej kariery jest związana z DD. Trafiłeś tam po jednym sezonie spędzonym w BAD. Opowiedz o kulisach tego transferu.

Malak: Byłem dogadany przed sezonem 7 z Bad Company, jak zresztą wspominałem, panował tam wokół mnie spory optymizm. Drużyna dodatkowo miała dobry okres transferowy, przyszedł między innymi Pao i Blancik, pojawił się też chyba brindel. Ogólnie było ośmiu sensownych zawodników do jazdy. Wtedy pojawił się Riki ze swoją wizją przebudowy Dobrych Duszków. Tam miałem mieć pewne miejsce, a to było dla mnie ważne. Pamiętam, że dogadywałem szczegóły na komputerze podczas lekcji angielskiego w szkole językowej. W każdym razie, w Bad Company był kwas w związku z moim odejściem, ale z perspektywy sezonu nie popsuło to ich planów, bo zdobyli pierwsze złoto w historii klubu.

Lowigus: Ty chyba też skorzystałeś, jeździłeś regularnie, chociaż pewnie liczyłeś na jeszcze więcej? Czy uważasz, że była to dobra decyzja i jak dużą rolę w twojej karierze odegrał Riki?

Malak: Riki był z mojej perspektywy takim dobrym duchem DD, jakkolwiek to brzmi. Dwa moje pierwsze sezony w DD to na pewno było sporo okazji do jazdy, ale myślę, że wszyscy odczuwaliśmy rozczarowanie. Chodzi oczywiście o wyniki. Zawodziła frekwencja, brakowało zawsze jednego ogniwa. To zmieniło się w sezonie 9, gdy byli z nami Speed i Grzesiecek, ale to już inny temat. Z mojej perspektywy można powiedzieć, że patrząc na suche fakty, to „straciłem” złoto DM w sezonie 7 i musiałem na nie czekać aż do sezonu 10. Ale medale w MPK oddały mi to z nawiązką. Wiesz, gdy zdobywasz brąz z Domerem i Magikiem, choć nikt na nas nie stawiał, to jest mega uczucie. Myślę, że fakt, że przez tyle lat byłem w DD świadczy najlepiej, że była to dobra decyzja. Choć będąc obiektywnym, to większą rolę w mojej karierze odegrał Magik niż Riki. Dużo więcej prywatnych rozmów, wspólnych tematów. Riki był ważniejszy na „wyższym” poziomie, czyli pewnie właśnie dla Magika czy hN’a.

Lowigus: Wspomniałeś Magika, później i on został twoim trenerem, pewnie całkiem innym niz był Riki. Mówisz też o rozmowach, które przeprowadzaliscie, jak ocenił byś ten czas? W tym okresie wylądowałeś też w drugiej lidze, w DD2 co dla zawodnika twojej klasy nie wydaje się być naturalna ścieżka kariery.

Malak: Oficjalny przekaz jaki próbuję utrwalić wśród innych zawodników DD jest taki, że Magik był tyranem i za pyskowanie zesłał mnie do DD2. Ale myślę, że każdy wie, że tak nie było, decyzja o przejściu do rezerw wynikała z naprawdę słabego sezonu 10 w moim wykonaniu. Oczywiście, zdobyliśmy złoto DM, ale ja po udanym początku jechałem coraz słabiej i byłem mocno zdemotywowany. Potrzebowałem pozytywnego impulsu, poza tym, wierzyłem, że szybko awansujemy do I Ligi i tam będę pełnił rolę lidera. Tak z perspektywy czasu to chyba nie radziłem sobie z faktem, że Grzesiecek i Speed byli genialnymi liderami, a ja zamiast iść do przodu, to się zwijałem i musiałem coś zmienić, a jednocześnie nie chciałem opuszczać Duszków. Magik był zawsze dobrym trenerem i w porządku gościem. Potem w DD2 już trafiłem pod Twoje skrzydła i prawdę mówiąc, to do dziś nie wiem, jakim sposobem nie awansowaliśmy

Lowigus: Też nie jestem w stanie tego pojąć, bo jechaliśmy dobry sezon. Czegoś brakowało jednak w spotkaniach na szczycie. Druga liga była też wtedy dużo mocniejsza i zespół, który awansował spokojnie radził sobie w 1 lidze. Jednak te rozgrywki pewnie nie pozostały w pamięci sporej liczby osób. Pamiętam, że w barwach DD2 wspólnie z Kaiohem również dorzuciłes medal do swojej bogatej kolekcji. Nie był to więc czas kompletnie stracony.

Malak: Tak, druga liga wtedy to była pełnoprawna liga, bez gości, z wieloma nowymi, mocnymi zawodnikami. Toxic Lizards, które najpierw zaskoczyło awansem, potem utrzymało się w I lidze, choć na papierze nie mieli na to szans. Angry Goats po awansie w sezonie 12 było typowane jako czarny koń w następnym roku. Natomiast co do nas, to faktycznie, w sezonie 11 zdobyliśmy brąz w MPK z Kaiohem, ocierając się o złoto. To był absolutnie świetny finał i coś pięknego, że drugoligowcy mają medal. Ale też ze swojej strony powiem, że sezon 11 był tym, czym miał być – odbudowaniem, zdobyciem pewności siebie. Błędem było to, że nie wróciłem na sezon 12 do DD. Drugi rok w rezerwach był już trochę męczący, wyniki też zaczęły iść w dół i nie rozwijałem się. Po sezonie zapadła decyzja, że ja i Ty wzmacniamy DD, które po „aferze Aszotkowej” i ogłoszonym odejściu Speeda do Angry Goats było szarpane wieloma problemami i negatywnymi emocjami. Mieliśmy być na to antidotum, ale ISQ upadło.

Lowigus: ISQ upadło, mieliśmy kilka lat przerwy. Po powrocie nastąpiły nowe porządki, jednak Malak ostatecznie znów znalazł się w DD. Pamiętam moment, w którym nie miałem w planach zgłaszania drużyny jednak odnalazłeś mnie gdzieś na FB i powiedziałeś, że musimy się zgłosić, że dam radę. I tak osoba po osobie, z początkowo na bodajże 4 osób, zebraliśmy konkretną drużynę. Duży wkład w to miał też Magik.

Malak: Nawet bym nie powiedział, że miałem jakiś wkład w powrót DD. Ogólnie ominął mnie ten pierwszy etap turniejów od razu po wybuchu pandemii, załapałem się na informację, że ma być Liga Miast, ale tam też wystartowałem dopiero w czwartej rundzie, jak w końcu ktoś mi przypomniał. Po LM postanowiłem napisać do Ciebie, ale bardziej na zasadzie czy mnie przygarniecie. Myślę, że nie tylko DD organizowało się w ten sposób, od osoby do osoby. Zobacz na Skarpetki, początkowo RS organizowali bodajże boski i Pirek, Witek był gdzieś w ogóle z boku, bardziej jako legenda i symbol. Potem powstała koncepcja powrotu WS, aż jesteśmy gdzie jesteśmy, z Witkiem znowu u steru i w Zarządzie i łącznie czterema skarpetkowymi zespołami. Tak myślę, że to była wielka improwizacja i nawet patrząc na to z dzisiejszej perspektywy powinno nam to dać sporo do myślenia i do docenienia, w którym punkcie jesteśmy. Wszystko działa – lepiej, gorzej – ale działa i to jest podstawa na której możemy trwać dalej. Wtedy mieliśmy już niby DD zebrane w całość, a i tak przebijała się myśl, że nie ma szans, liga nie wystartuje. Co do Magika z kolei, to nie oszukujmy się, zmienił zupełnie status drużyny. Byliśmy zbieraniną z potencjałem na dolną czwórkę, ale przyjście Kaspera zmieniło wszystko. Potem razem ogarnęliście powrót Speeda i zaczęliśmy się poważnie liczyć.

Lowigus: Tak jak mówisz wszystko było duża improwizacją jednak, gdy początkowo odmówili grzesiecek, Alex i Speed byłem dość pesymistycznie nastawiony. Oczywiście przyjście Kaspera, a później Speeda znacznie zwiększyło naszą siłę rażenia, jednak nie można zapominać, że tez Ty byłeś bardzo pewnym punktem. Po powrocie ISQ praktycznie z miejsca, dość nieoczekiwanie, stałeś się w mojej opinii zawodnikiem należącym do TOP5 Quizu.

Malak: Dla mnie też było to dość zaskakujące. Szczególnie, że początek był taki jak się spodziewałem, czyli na poziomie średniaka. 7-8 punktów, dobry spis, to wszystko. Ale potem, gdy pojawiły się 9, to chciałem coraz więcej, chciałem przebić „dychę”. Gdy już tego dokonałem, to pragnąłem być liderem z krwi i kości i można powiedzieć, że apogeum to była końcówka sezonu 13, czyli faza PO i wygrana w ZK. Sezon 14 był dość podobny, choć tutaj najlepsze wyniki przyszły w MPK, gdzie zdobyliśmy srebro z Kasperem, a w IM otarłem się o medal. Niestety, końcówka sezonu ligowego, częściowo z powodów wspomnianych wcześniej, zniechęcenia, nie była już tak świetna i trochę zabrakło moich punktów do złota DM. Ale całościowo na pewno te dwa sezony to był wyższy poziom niż ten, który prezentowałem przed upadkiem quizu. Co ciekawe, pod względem ligowym prezentowaliśmy się bardzo podobnie z Pabołem. Ten sezon jednak trochę weryfikuje moją klasę zawodniczą, nawet właśnie w odniesieniu do wspomnianego Paboła – Paweł poszedł jeszcze bardziej do przodu, a ja notuję spory regres, choć liczę, że odnajdę się i przestanę zawodzić kolegów z White Sox.

Lowigus: No właśnie, dwa bardzo dobre sezony w barwach DD i nagle wiadomość, której chyba mało kto się spodziewał. Legenda klubu, zawodnik z największą w historii liczbą punktów zdobytych dla Duszków odchodzi. Co o tym zdecydowało? Czy chciałeś pójść jeszcze do przodu, poszukać impulsu, stać się jednoznacznym liderem innej drużyny?

Malak: Wchodzimy w trudne tematy. Ogólnie nie odszedłem z DD, bo było mi źle, absolutnie nie. Sam fakt, że do dzisiaj trzymamy praktycznie codzienny kontakt z Tobą czy Magikiem jest tego potwierdzeniem. Natomiast z Pirkiem i Slayem miałem też kontakt, który stał się jeszcze bliższy podczas Ligi Miast w roku 2021. Choć żeby być uczciwym, to z ich strony oferta była jedna, po prostu z dopowiedzeniem, że jest bezterminowa. Nie poruszaliśmy tych tematów na nowo, nie było namawiania na White Sox. Po prostu w mojej głowie zaczęła kiełkować jakaś myśl, żeby spróbować czegoś nowego. To chyba też trochę taka realizacja moich myśli z czasów DD2 o jeździe u dotychczasowego outsidera. Przy czym trzeba przyznać, że Slayu i Pirek wykonali super okres transferowy, bo wiemy jak teraz trudno o wyciągnięcie zawodnika z innej drużyny, a co dopiero dwóch, bo dołączył też przecież Guru. Sytuacja była jednak o tyle inna niż przed dwunastoma laty, że teraz w DD de facto byłem liderem. Oczywiście, był też Kasper i to on grał pierwsze skrzypce, ale to dawało mi wręcz pewien komfort. Nie odstawałem aż tak mocno i nie mogę powiedzieć, że zależało mi na jakimś splendorze typu bycie pierwszym w drużynie. To nie tak. Myślę, że podobało i podoba mi się zaangażowanie Slaya, wiara w to White Sox pomimo wielu niepowodzeń i chciałem też mu w tym pomóc. Na razie wychodzi jak wychodzi, ostatnio śmialiśmy się, że mój transfer przypomina coraz bardziej przejście Smektały do Częstochowy, ale sezon trwa, więc walczymy dalej.

Lowigus: Tak, na razie wychodzi to tak, że z transferu najbardziej skorzystali rywale, zarówno DD jak i Ty jadą bowiem słabiej niż w poprzednich sezonach. Swoją decyzję oglosiłeś w zespole już w połowie sezonu. Mieliśmy więc swoisty last dance z Tobą w składzie. Ekipa mocno się zmobilizowała we wspólnym celu jakim miało być zdobycie drużynowego złota. Ostatecznie zabrakło bardzo niewiele. Wspomniałes, że cała afera z końcówki sezonu mocno wpłynęła na twoje nastawienie do meczów finałowych i wyniki. Czy mamy więc do czynienia z niedokończona historia i ujrzymy Cię jeszcze kiedyś z Duchem na plastronie? Być może forma Bartka Smektały po powrocie do Leszna wskaże Ci czy powinieneś dalej iść jego droga?

Malak: Patrząc na DD to cieszę się, że Speed i Magik jadą bardzo dobry sezon, nie wydaje mi się, żeby to moje odejście było aż tak wielkim osłabieniem z perspektywy tego sezonu. Natomiast wracając do poprzedniego sezonu, to faktycznie, przypominaliśmy trochę Stal Gorzów z 2022 roku, zjednoczyło nas to moje odejście, choć ja sam nie chciałem tego ogłaszać w trakcie sezonu, to jednak wspólnie ustaliliśmy, że tak będzie najlepiej. Ja oczywiście nie jestem na poziomie Zmarzlika, dlatego ta gorzowska analogia jest umowna, ale fakt faktem, że zespół zareagował wspaniale, od początku sezonu nie było czasu na treningi, tak w drugiej fazie przeprowadziliście nam z Magikiem istną szkołę przetrwania, na którą każdy chciał przychodzić. W temacie końcówki sezonu, to tak, afera zabiła trochę we mnie emocje i choć finały z FT były fantastyczne, nawet dla postronnego widza, to zdecydowanie nie miały odpowiedniej otoczki. Apogeum zeszłego sezonu przypadło na finał IM ISQ, a potem ciśnienie zeszło. Nie zmuszaj mnie proszę do deklaracji gdzie będę startował za dwa sezony, bo to tak odległa przyszłość, że po prostu nie wiem. Natomiast nie chciałbym iść ścieżką Bartka Smektały pod tym względem, że oznaczałoby, iż muszę zawalić doszczętnie ten i kolejny sezon, a wciąż wierzę, że jest on do uratowania i wielkie rzeczy przede mną i White Sox

Lowigus: Powoli będziemy kończyć tematy związane z ISQ, jednak chciałbym zadać jeszcze dwa pytania związane z DD i WS. Pierwsze z nich dotyczy tego czy coś Cię zaskoczyło po przejściu do nowego teamu i czy sposób organizacji, komunikacji, treningu, styl bycia tych drużyn jest podobny czy może sporo się różni?

Malak: Myślę, że głównych różnic dopatrywałbym się w stopniu zaangażowania od strony zawodowej w żużlu wśród członków drużyn. W DD większość z nas była głównie fanami i tak też te nasze rozmowy wyglądały, typowo od strony fanowskiej. W WS praktycznie każdy poza mną jest lub zaangażowany od środka i potrafi mieć inne spojrzenie. To mocno rzuca mi się w oczy, bo miałem okazję przeżyć sezon 2022 na rozmowach z oboma drużynami na tematy stricte żużlowe. Natomiast co do stylu bycia obu drużyn. White Sox jest chyba spokojniejsze, nie bez powodu praktycznie od zawsze są najmniej protestującą drużyną. To nie tak, że w DD lubowaliśmy się w aferkach, ale lubiliśmy atmosferę nakręcania się, pewnie częściowo też za moją przyczyną – szczególnie przy okazji derbów z BF. Nie powiem, co jest fajniejsze, każda drużyna ma swój styl, jest w jakiś konkretny sposób postrzegana na zewnątrz i ja w obu czuję się dobrze, a to najważniejsze

Lowigus: W takim razie ostatnie pytanie, rozmawiamy na kilkadziesiąt godzin przed spotkaniami DD z WS, jak się do nich nastawiasz? Czy są to dla Ciebie zawody trudniejsze niż reszta meczów ligowych? Zespoły znajdują się obecnie na pograniczu „czwórki”, nie trzeba więc mówić jak ważne są to spotkania. Jak myślisz jak one się zakończą i jak daleko drużyny WS i DD zajdą w tym sezonie?

Malak: Myślę, że mogą być o tyle łatwiejsze, że znam dość dobrze mocne i słabe strony Duszków, poszczególnych zawodników. Natomiast wiadomo, że to nie jest łatwe po tylu latach, nie ukrywam tego, że choć nie jestem „wychowankiem” DD, to moje serce jest niebieskie i odejście do WS tego nie zmieniło. Całkiem dobrze tę relację oddał hN podczas derbów DD-BF mówiąc, że nie rozumie jak to jest, że mnie już w DD nie ma, a cały czas go prześladuję podczas takiego spotkania. Dlatego po stokroć wolałbym, żebyśmy spotykali się w tych dwóch meczach będąc na pierwszym i drugim miejscu w tabeli i jechali o fotel lidera, bez większej presji. Ale jest jak jest, sezon układa się tak, że na ten moment rywalizujemy bezpośrednio o awans do PO. Dla nas to mecze kluczowe i zrobię wszystko, żeby oba zakończyły się naszym zwycięstwem. Choć po cichu wierzę, że nawet dwie porażki nie zabiorą Duszkom wigoru i uda się, że w PO znajdziemy się i my i oni, a potem to już autostrada do finału i kolejne dwa skarpetkowo-duszkowe pojedynki.

Lowigus: Dziękuję za tę obszerna część rozmowy o ISQ. Publikacja nastąpi pewnie już po naszych meczach, sprawdzimy czy się nie myliłeś.

Malak: Również dziękuję za możliwość uzewnętrznienia się, bo nie ukrywam, że o ISQ mówić czy pisać bardzo lubię. Co do przewidywań, to też w moich rękach spoczywa ich los.

Zapraszamy na następną część dotyczącą Włókniarza Częstochowa.

Malak: Brakuje mi Bad Company w ISQ

Dziś pierwsza część obszernego wywiadu z Malakiem, w którym opowie nam o swojej karierze w ISQ, relacjach z innymi graczami, przybliży kulisy transferu do WS, porówna też swoich dotychczasowych trenerów i drużyny. Porozmawiamy też o żużlu, Włókniarzu i życiu prywatnym.

Lowigus: Na początek standardowe pytanie, jak i kiedy trafiłeś do ISQ? Skąd wziął się pomysł by spróbować swoich sił w quizie? W jakiej lidze debiutowałeś?

Malak: Debiutowałem w 2005 roku w ISQŻ, znanym też jako liga szwedzka. Pomysł wyszedł z forum o grach żużlowych (Centrum MŻ), na którym byłem wówczas dość aktywny pod względem pisania opowiadań z karier z Menedżera Żużlowego czy nawet kiedyś wydałem swój update do MŻ na sezon 2006. Wracając do samego ISQ, to bodajże nieżyjący już Mariusz Strohschein wyszedł właśnie z inicjatywą utworzenia zespołu i choć sam nigdy nie startował, to my rozpoczęliśmy zmagania ligowe jako CentrumMŻ Team. Później nazwa drużyny uległa zmianie na Team Exide. Zaczynałem pod mało ambitnym nickiem KubaCKM, a w samej drużynie było bardzo dużo uzdolnionych osób, które zrobiły mniejszą lub większą karierę w ISQ – Pao (Paweu), Bartass, MaciekZKZ (Molken), Rafiz (Guru) – to tak na szybko z pamięci. Wiodło nam się całkiem nieźle jak na debiutantów, jednak drużynowo często czegoś brakowało. Z perspektywy całego ISQ, to ISQŻ było oczywiście tylko przetarciem przed ligą polską – jedyną, która przetrwała i którą znamy po dziś dzień. Pao i Molken dołączyli tam do legendarnego Speedway Friends, zdobywając od razu w sezonie 6 złoto DM. Pao był w ogóle fenomenem, bo jako debiutant dołożył do tego tytuł IM ISQ. Wracając do mnie, to ja odwlekałem moment dołączenia do tej ligi, bojąc się, że nie podołam, aż ostatecznie zdecydowałem się na ten krok wiosną. Zaczęło się od drobnych problemów, bo wtedy w ISQ funkcjonowała dość restrykcyjna polityka odnośnie nicków i mój był zbyt podobny do KubyW, przez co zostałem poproszony o zmianę. Jako, że zagrywałem się wtedy w Knights of the Old Republic, pierwszym pomysłem był Revan, ale w ISQ był wcześniej Raven, jeden z banitów i twórców ligi angielskiej, więc padło na Malaka. Zgłosili się do mnie remik z Hullitem i dołączyłem do Bad Company. Debiut pamiętam do dziś, bo jechaliśmy przeciwko Black Cossacks, byłem wystawiony pod numerem 15 i czekałem długo na swoją szansę. W końcu pojawiłem się w biegu 11 i zdobyłem 3 punkty. Potem bieg 13 i znowu zwycięstwo. Ostatecznie wygraliśmy 47:43, choć rywale mieli niesamowitego Leigh (18 w 6), a ja czekałem pełen ekscytacji na oceny pomeczowe na forum (tęsknie za żyjącymi forami drużynowymi, serio!). Potem był mecz z Wild Wolf, gdzie zdobyłem 12 punktów i zapanowała ekstaza. Choć reszta sezonu nie była już tak owocna, to średnia 1,466 na koniec była optymistyczna i dawała fajne perspektywy na przyszłość.

Lowigus: Twoja pamięć jest imponująca. Muszę też przyznać, że przytoczone przez Ciebie wyniki też robią wrażenie. Podobno są dwie drużyny, których fora klubowe żyją, czy ich trenerzy mogą już wysyłać oferty na przyszły sezon?

Malak: Dziękuję, choć z pewnością wynika to z tego, że ISQ było dla mnie zawsze ważne. Wiadomo, to tylko gra, ale stanowiła część mojego młodzieńczego życia, poznałem wiele fajnych osób, dostarczała i dostarcza emocji, dlatego pewnych rzeczy się nie zapomina. Odnosząc się do ofert, to patrząc na moją obecną formę, wątpliwe, aby ktoś rozważał mnie jako poważne wzmocnienie, natomiast mogę w tym miejscu publicznie powiedzieć to, co przekazywałem prywatnie kilku osobom – na sezon 16 na pewno zostaję w White Sox.

Lowigus: Wrócę jeszcze do twoich początków w ISQ. W roku 2005 miałeś 12 lat, jaki był wtedy odbiór twojej osoby? Większość zawodników było kilka lat starszych, a znając charaktery graczy ISQ pewnie musiałeś przejść swoistą „szkołę życia”?

Malak: Dobre pytanie. Myślę, że nikt nie patrzył na mnie, że mam tyle i tyle lat, ale wiek warunkuje pewne zachowania. Guru kiedyś podesłał mi log z 2006 roku z ISQŻ, gdzie jechaliśmy przeciwko Champions Team (zespół powiązany z CT z prawowitego ISQ). Gdy czytam siebie z tamtego meczu, to jestem autentycznie zażenowany. Dlatego myślę, że ktoś w wieku 16 czy 18 lat mógł odczuwać momentami przepaść mentalną. Ale tak, jak mówisz – internet, a ISQ w szczególności to zawsze było brutalne miejsce i szczerze, wiele razy zostałem pewnie zwyzywany, ale życie – trzeba mieć twardą skórę. Z tej perspektywy można powiedzieć, że ISQ dołożyło się do mojego rozwoju mentalnego

Lowigus: Sam zaczynałem w wieku 14 lat i z podobnym zażenowaniem, ale też ze śmiechem wspominam teraz moje utarczki słowne np. z Magikiem, więc doskonale wiem o czym mówisz. Wszystkie te lata w ISQ i zdarzenia, które miały miejsce sprawiły jednak, że jesteś obecnie quizowiczem twardo przedstawiającym swoje zdanie. W poprzednich sezonach kilka razy uczestniczyłeś w ostrych wymianach zdań na forum, zwanych potocznie dymami . W tym sezonie jesteś nieco wyspokojony, czym jest to spowodowane ? Czy to Malak wymiękł czy po prostu brakuje dymów?

Malak: Szczerze powiedziawszy, wszystko to, co działo się pod koniec zeszłego sezonu wyczerpało mnie chyba emocjonalnie. Nie chciałem tam zabierać jakiegoś konkretnego stanowiska, co przez część osób było krytykowane. Do dziś zadaję sobie pytanie, o którym wspomniał też Witek – czy dobrze postąpiliśmy z Badami? Mówię tu o nas, jako społeczności ISQ. Ja sam można powiedzieć miałem jakąś fundamentalną i permanentną „kosę” z Mezzim, co skutkowało brakiem kontaktów w sezonie 14, ale kurczę… Zarząd był pod wielką presją w tamtym momencie, do tego fakt, że to play-offy, my jako DD już czekaliśmy w finale na rywala, potrzebne były szybkie decyzje. Fakt jest taki, że straciliśmy mocną drużynę, wielu dobrych zawodników. Z perspektywy czasu nie oceniam tego pozytywnie i żałuję. Mam przykładowo jakiś kontakt z Maticem i bolą mnie słowa, że jego przygoda z ISQ się skończyła, po prostu – odpadł fajny zawodnik w niefajnej atmosferze. I teraz wracając do meritum. To nie jest tak, że ja szukam utarczek słownych. Ale na codzień jestem fanem bezpośrednich konfrontacji. Nic mnie bardziej nie irytuje niż rozwiązania korporacyjne typu anonimowy feedback. Masz coś do mnie, masz inne zdanie – pogadajmy w cztery oczy czy nawet grupowo, ale obgadajmy to od razu. Z tego wynikało moje zaangażowanie, moje opinie. Nadal zabieram głos w kwestiach przyszłości ISQ itd. Ale odpuściłem tematy związane z googlowaniem, oszustwami. Choć wydaje mi się, że nadal te zjawiska występują, to z trzech powodów nic nie piszę. Pierwszy i najważniejszy – moim zdaniem ISQ nie przetrwa kolejnej afery tej skali. Po drugi – żeby nikogo nie skrzywdzić, szczególnie, że sam byłem momentami posądzany o googlowanie i nie będę się w to bawił wobec innych. Po trzecie, jakkolwiek dziwnie to zabrzmi, brakuje mi Bad Company w ISQ i nie chciałbym tracić kolejnych osób czy drużyn.

Lowigus: Rozumiem, w większości zgadzam się z twoimi argumentami. Temat afery z końca sezonu musiałby nam zająć co najmniej kilka pytań, więc może wrócimy do niego innym razem. Zapytam jednak przewrotnie, czy oprócz Mezziego, którego już wspomniałeś, są lub były w ISQ osoby, które zdecydowanie pobudzały Cię do dyskusji i których zdanie było najczęściej zupełnie odmienne od twojego?

Malak: Nie jestem specjalnie pamiętliwy, jak wspominałem, lubię pogadać od razu i szybko zamknąć temat. Z tego powodu nie rozpamiętuję różnych sytuacji. W tematach kierunku rozwoju ISQ, to na pewno stałem przeciwko pomysłowi PiotrkaSL na ukrywanie odpowiedzi przez 15 czy 30 sekund. Co nie znaczy, że z Piotrkiem miałem jakikolwiek konflikt, ba, doceniam wiele jego przemyśleń. Na pewno ISQ podzielił mój pomysł wprowadzenia nowej tabeli biegowej. Nadal mi się podoba, ale z perspektywy czasu nie przyniósł chyba aż takiej różnicy jak myślałem, ale też jest większa różnorodność niż to było wcześniej. Z hN-em odbyliśmy wiele trash talków na czacie, przy czym patrząc po ostatnim meczu z BF, gdzie poniżył mnie wygrywając 3:0 bezpośrednie biegi to ostatnio jemu lepiej one wychodzą. Ale to nie konflikt, bardziej przekomarzanki. Jesteśmy grupą ludzi o odmiennych poglądach i na pewno różnice w spojrzeniu na ISQ będą, ale obyśmy nie wchodzili w tak mocne konflikty jak to dawniej bywało. Nie musimy się lubić, ale się szanujmy i ISQ powinno jakoś przetrwać

Lowigus: A Cinek ?

Malak: Podpada pod nie rozpamiętywanie różnych sytuacji

Lowigus: On jednak chyba pamięta sytuację z półfinału IM ISQ.

Malak: Dawno nie wspominał, a ja staram się nie wracać. Pogratulowałem mu jako pierwszy tytułu IM Spisu i ogólnie ‚no hard feelings’. A decyzję w półfinale IM ISQ podjąłbym teraz taką samą.

Lowigus: Wspomniałeś też o twoim pomyśle wprowadzenia nowej tabeli biegowej. Była to duża zmiana w rozgrywkach, które długo wierne były starej rozpisce. Masz za sobą dość krótki epizod w Zarządzie ISQ. Jak z perspektywy czasu oceniasz ten etap w twoim quizowym życiu? Obecnie w dyskusjach starasz się bronić poczynań Zarządu i motywować do działania quizowiczow.

Malak: Tak, epizod był dość krótki, ale uważam za efektywny. Jak kiedyś wspominałem, przeszedł mój pomysł o rocznej kadencji członka Zarządu i wyborach powszechnych. Szkoda, że z braku chętnych po zaledwie jednym sezonie idea upadła. Tabelę już omówiliśmy. Oprócz tego to nie był łatwy czas, było sporo dyskusji, nie zawsze przyjemnych, ale taka specyfika funkcjonowania w Zarządzie. Natomiast ten czas pozwolił mi nabrać innego spojrzenia na tę „organizację” i z tego pewnie wynika moja postawa na forum, o której wspomniałeś. Wiem po prostu, że wykonywane jest dużo niewidocznej pracy. Napisać post na forum, zapomnieć o nim po miesiącu jest łatwo, ale gdy przychodzi kwiecień, maj czy czerwiec to każdy czeka, aż Zarząd da znać kiedy i jak jedziemy. To wszystko nie jest takie proste. Z drugiej strony, boski w ekspresowym tempie ogarnął Ligę Dwójek i pokazał, że dobre pomysły się przyjmą. Aszotek organizuje też regularnie CT Cup i robi to dobrze. Oprócz tego są coroczne mistrzostwa Duszków czy Skarpetek. Końcówka roku to był taki fajny moment, który przywołał wspomnienia, gdzie jechało się ISQ codziennie, czasem nawet kilka razy dziennie. Okazało się, że nawet teraz da się to ogarnąć. Tylko musimy sobie zdawać sprawę ze słabości ISQ, z tego, że mogą być używane pytania, że nie zawsze wszystko jest tip top i gdy uda się to zaakceptować, to wychodzi na to, że wszystko da się ogarnąć.

Lowigus: Jak oceniasz obecny skład Zarządu, czy wiedziałbyś tam kogos jeszcze? Kontynuując rozmowę o działaniach Zarządu, gdybyś teraz w nim był jakie reformy byś przeprowadził?

Malak: Osobiście dążyłbym chyba do redukcji Zarządu. Wynika to chyba z mojego bycia tradycjonalistą i dla mnie Zarząd to praktycznie zawsze były trzy osoby. Natomiast czasy się zmieniają i to chłopaki muszą wiedzieć jaki skład jest dla nich optymalny. Co do reform, to tak jak na forum – nie zabieram się za to, nie mam obecnie pomysłów ani weny, dlatego zostawiam to bardziej kompetentnym osobom.

W kolejnej części Malak opowie o latach spędzonych w DD, rozstrzygnie czy to Magik zesłał go do DD2 oraz zdradzi co zdecydowało o jego odejściu do WS.

„Dla mnie to tylko zabawa, chociaż dreszczyk adrenaliny jest” – rozmowa z Mumakiem, zawodnikiem Silver Sox

Witam serdecznie, naszym rozmówcą jest Mumak, zawodnik Silver Sox. Jak to się stało, że trafiłeś w tym sezonie do ISQ? 

Wiem serdecznie. Z tematem uderzył do mnie trener Silver Sox, dawny znajomy i wierny kibic z Gorzowa – Osvald . Użył swoich argumentów i stwierdziłem, że gorzej niż w poprzedniej przygodzie z ISQ być nie może. Więc oto jestem.

Jesteś dla wielu graczy dość anonimową postacią i traktowany jako debiutant, jednak nie jest to twój debiutancki sezon w lidze ISQ, debiutowałeś w sezonie 8 w zespole Bez Skazy, kiedy to w sześciu spotkaniach zdobyłeś 7 punktów w 11 biegach. Od tego czasu minęło kilkanaście lat, czy pamiętasz jeszcze jak wtedy trafiłeś do ISQ?

Tego najstarsi górale już nie pamiętają ale to chyba wina Boskyego lub Paweua ale nie jestem w stanie tego określić.

Startowałeś w jeszcze jednym sezonie,  w zespole Black Panthers sezon później od debiutu. Jednak tam zaliczyłeś jedynie dwa spotkania w których zdobyłeś 1 punkt w 6 biegach. Czy taka mała ilość spotkań i punktów w nich zdobywana miała wpływ na Twój rozbrat z ISQ? 

Wtedy bardziej zajęty byłem dziennikarstwem plus do tego nauka w technikum akurat mi się zaczynała i nie miałem czasu na wszystko, a że byłem słaby jak Mateusz Bartkowiak to nawet nikt nie nagabywał. 

Wielu uczestników ISQ miało związki z dziennikarstwem w tamtych czasach, opowiedz innym quizowiczom jakiego typu dziennikarstwem się zajmowałeś i czy miało to związek z żużlem?

Był to nieistniejący już portal sport1.pl, pisałem tam wszystko o Gorzowie. Najpierw tylko żużel, a z czasem jeszcze piłka ręczna. Ostatecznie jednak poznałem swoją przyszłą żonę i nie miałem już czasu na zabawę w dziennikarstwo. 

Wejście w ten sezon też nie było dość okazałe z twojej strony, pierwsze trzy spotkania i w każdym po trzy biegi bez punktów. Dopiero w czwartym spotkaniu zapunktowałeś, mimo pierwszych dwóch zer to w trzecim starcie udało się wygrać wyścig a, później jeszcze zdobyć jeden punkt. Jak się z tym czujesz? Pewnie nie było łatwo mieć jedenaście zerówek z rzędu. 

Aż 11?  Hit, dobrze że nie liczę tego bo pewnie ta 3 by nigdy nie nastała. Oswajam się z klawiaturą bo od 10 lat nie pisałem na niej, no i dużo robi akademia ISQ. Nie można zapomnieć też o wyrozumiałośći trenera. Dużo skupiamy się na treningach i efekty idą. 

Wraz z Osvaldem zgłosiliście się jako Dos Gordos czyli tłumacząc z hiszpańskiego Dwa Grubasy do Ligi Dwójek zainicjowanej przez Boskyego. Macie za sobą już dwa spotkania, jakie są Twoje wrażenia? 

Mam do niego duży szacunek stara mi się pomagać na torze, udało nam się nawet 5-1 zrobić. Liga dwójek to dobry trening bo dzięki temu mogę stać się jeszcze pożyteczniejszy dla drużyny. 

Przed Silver Sox jeszcze 6 kolejek do końca rundy zasadniczej II ligi. Obecnie zajmujecie 4 miejsce premiowane awansem do fazy play-off jednak 5 zespół czyli SMS ISQ ma tyle samo punktów i jest waszym kolejnym rywalem. Jakie cele macie w drużynie, walczycie o play-off czy skupiacie się na dobrej zabawie? 

Dla mnie to tylko zabawa, chociaż dreszczyk adrenaliny jest, głównie dla tego że w obecnym czasie dla mnie to dodatkowa rozrywka. W drużynie wszyscy są zmobilizowani i po ostatniej porażce jesteśmy zbudowani żeby zdobyć kolejne punkty.

Pojechałeś w tym sezonie w 13 wyścigach ligowych, jakie są Twoje cele indywidualne na ten sezon bo wiadomo też, że odpadłeś już w ćwierćfinale Indywidualnych Mistrzostw zdobywając 2 punkty. Skupiasz się na Lidze Dwójek czy też oczekujesz  większej ilości biegów w spotkaniach ligowych Silver Sox. 

Obecnie liga dwójek, nie mogę zawieść trenera. Ten ćwierćfinał to klapa jednym słowem. Jednak jak zacznę punktować w lidze poprawi to znacznie moje samopoczucie bo nie ukrywam, że wiem że zawodzę.

Ostatnio na forum ISQ rozgorzała dyskusja na temat startujących w zespołach drugoligowych gości z I ligi, czy startując w zespole opartym na takich gościach uważasz, że to jest coś co blokuje rozwój mniej doświadczonym zawodnikom?

Zdecydowanie blokuje. W pierwszych chwilach w ISQ porażki mogą bardzo zniechęcić nowych. Gdzieś te wschodzące gwiazdy muszą zacząć karierę.

Czyli uważasz, że drużyny II ligowe powinny zaprzestać nadużywania przepisu o gościach? Silver Sox chyba zaczyna szukać alternatywnych rozwiązań bo ostatnio do drużyny dołączył kolejny gorzowianin – WKS, czy jest Ci to znana postać?

II liga powinna być wylęgarnia talentów, taka Ekstraliga U24. Szczerze mówiąc nie znam kolegi z drużyny jeszcze. Ale uważam, że podążamy w dobrą stronę. Potrzeba nam świeżej krwi.

A jak oceniasz poziom i jakość pytań w tym sezonie w rozgrywkach 2 ligi z własnej perspektywy?  Czy zachęcają one do ISQ nowych graczy?

Ostatnio mieliśmy na meczu turniej wiedzy o Anglii i to irytowało wszystkich. Ogólnie jeśli nie ćwiczysz to jesteś w czarnej „D”.  Osobiście przestałem śledzić ligi niżej gdyż rodzina i praca zajmuje czasu,przez co są braki, pamięć nie ta ale im więcej biegów tym mniej błądzę i są szanse na punkty.

Na koniec jeszcze powiedz czym byś zachęcił nowych graczy do tego aby dołączyli do ISQ i czy w ogóle byś polecał innym taką formę spędzania wolnego czasu.

Quiz to dobra forma sprawdzenia siebie, to nie tylko wiedzą ale reflex i szybkie czytanie. Daje adrenalinę i emocje przed komputerem. Pomimo iż To tylko zabawa daje nam mnóstwo adrenaliny bez ruszania się z domu. Jednocześnie jednak można się wiele ciekawego dowiedzieć. 

Dziękuję za chęć odpowiedzenia na kilka pytań i życzę tobie samych trójek i jak najdłuższej przygody z ISQ.

Cała przyjemność po mojej stronie. Mam nadzieję, że po sezonie spotykamy się ponownie, tym razem będzie można się czymś pochwalić. 

Polecam na przyszłość, Krzysztof „mumak” Murlak

Rozmowę przeprowadził Osvald.

Sezon spisany na straty pomimo zdobycia SK

Bili to żywa legenda White Sox – jako wychowanek spędził już 7 z rzędu sezon w swojej drużynie, w większości będąc zdecydowanym liderem WS. W sezonie 14 zanotował jednak spektakularny regres umiejętności, choć udało się na koniec trochę go wyratować – zwyciężył w Srebrnym Kasku, był 6 w finale IM ISQ oraz poprowadził WS do utrzymania w lidze notując średnią 2,25 w barażowym dwumeczu. Zapraszamy na wywiad (przeprowadzony jeszcze przed spotkaniami barażowymi).

SlayuJak ocenisz tegoroczne zawody o Srebrny Kask i swój zwycięski występ?

Bili – To chyba pierwsze zawody w tym sezonie, które udały mi się od początku do końca. Komplet był o włos. W ostatnim starcie od początku chodził mi po głowie Louis, ale zawahałem się i przegrałem o przysłowiowy błysk szprychy.

Ten sezon z pewnością nie był spełnieniem marzeń i pokazem Twoich możliwości – co sprawiło, że akurat Srebrny Kask padł Twoim łupem?

Pewnie słabsi rywale (śmiech). W Złotym Kasku poszło już standardowo. Sezon spisany na straty, tak to muszę określić. Przed następnym trzeba będzie trochę poczytać.

Na jakim miejscu na liście sukcesów w Twojej karierze plasuje się ten tryumf?

To trudne pytanie, bo sukcesy sprzed reaktywacji quizu już ledwo pamiętam. Na pewno wyżej cenię sobie medale w parach. To jednak tylko Srebrny Kask, a nie Złoty.

To był ciężki sezon dla White Sox, przed nami jeszcze baraże o utrzymanie w lidze, jednak w rundzie zasadniczej drużyna zaczęła wygrywać mecze i Twoja średnia wzrosła. Jak myślisz, co jest powodem wzrostu formy Twojej i drużyny na koniec sezonu?

Jeśli chodzi o mnie to przyznam, że po zeszłorocznym sezonie czułem mocne zniechęcenie do quizu. Do sezonu podszedłem z marszu i to było widać. Poziom poszedł w górę i nie ma już łatwych punktów. W pewnym momencie zacząłem trochę więcej czytać o żużlu, m.in. swoje stare pytania. Ułożyłem też kilkadziesiąt nowych i wyniki poszły trochę do góry. Dalej szału nie ma, ale przynajmniej wstydu mniej (śmiech). Co do drużyny to nie jestem pewny czy prezentowaliśmy się dużo lepiej niż na początku. Cały sezon był taki nijaki. Tylko Slayu trzymał równą i dobrą formę. Na pewno w końcówce fajnie jechał też Frano. Reszta, łącznie ze mną, miała swoje problemy w trakcie sezonu, jeden słaby mecz, drugi średni, trzeci dobry i tak w kółko. Za każdym razem ktoś inny liderował, ktoś inny zawodził.

Autor: Slayu

„Myślę, że gdyby nie to, że kiedyś niestety poważnie narozrabiałem w ISQ, to by nawet nie było tematu.” – rozmowa z Aszotkiem, zawodnikiem Champions Team

Sezon 13-ty możemy już uznać za zakończony. Dzięki grupce zapaleńców, udało się reaktywować ISQ, które 10 lat temu zaczęło spadać w przepaść. Mój rozmówca niestety dołożył swoje trzy grosze do upadku. Lecz nie o tym będzie ta rozmowa. Porozmawiamy o teraźniejszości i przyszłości.

Czy istnieje poza ISQ życie?

Trochę dziwne pytanie, nie wiem, czy do końca je rozumiem. Jasne, że istnieje, ISQ jest swego rodzaju hobby, dodatkiem do życia, z którego każdy mógłby zrezygnować, gdyby musiał. Ale jeżeli nie musimy z tego rezygnować, to jest to świetny sposób na spędzenie czasu.

Tu trzeba się zgodzić. W takim przypadku jak zareagowałeś, że dzięki amnestii będziesz miał szansę znowu poczuć tę atmosferę meczów/zawodów?

Też nie wiem, jak na to odpowiedzieć. Citas z Kleczesiem zainicjowali powrót Champions Team do ISQ. Ja po prostu spytałem, czy w ogóle będę mógł startować, dowiedziałem się, że ma być amnestia i przyjąłem to do wiadomości. Na początku zakładałem, że może uda się pojechać 2-3 mecze w sezonie. Zauważ, że w przedsezonowych sparingach, czy też w lidze miast, nie startowałem. W momencie, kiedy ISQ ruszało, w ogóle nie zajmowało mi głowy. Dopiero potem się wkręciłem.

Wkręciłeś się dość poważnie, można by rzec. W końcu stałeś się etatowym reprezentantem CT oraz często przejmowałeś obowiązki trenera. Czy to przypomniało trochę stare czasy?

Powiedziałbym, że to raczej kwestia charakteru, a nie przypomnienia starych czasów. Jak już się za coś zabieram, to lubię robić to na poważnie i angażuję się w to. Więc tam, gdzie mogłem, to działałem. Jednocześnie nie chciałem wchodzić w buty Levisa, więc drużynę prowadziłem wtedy, kiedy sam mnie o to poprosił. Wyjątkiem był mecz z Fajrant Team, który traktowałem prestiżowo i wtedy faktycznie z własnej inicjatywy chciałem pełnić funkcję trenera.

W sumie mimowolnie przewidziałeś że rywalizacja z FT będzie prestiżowa. Dużo osób przewidywało że Wasz mecz z Fajrantami będzie meczem „podwyższonego ryzyka”, ale ostatecznie przypominało to bardziej mecz przyjaźni.

W tym aspekcie muszę powtórzyć to, co mówiłem już w rozmowie z Witkiem. Myślę, że zarówno my, jak i oni, jesteśmy po prostu bardzo zgranymi ekipami. Jak byliśmy młodsi, czasami z tego wychodziły kwasy. Minęło 10 lat i okazuje się, że do wielu rzeczy podchodzimy inaczej. Tak jak dwie osiedlowe grupy z sąsiednich bloków. Z perspektywy czasu naprawdę trzeba docenić to, że Fajranci są tacy zjednoczeni. Pamiętajmy, że jako pierwsi po tylu latach zebrali skład, który praktycznie nie odbiegał od tego sprzed upadku.

To prawda. W Waszym przypadku również można mówić o takiej grupie, ze specyficznym poczuciem humoru i atmosferą. Rozumiem że powrót PeeRa i Speediego do składu tylko umocnił Wasze więzi?

PeeR od zawsze był w Champions Team i na pewno też byłby od początku, tylko po prostu urwał nam się z nim kontakt i dopiero po pewnym czasie do niego dotarliśmy. Ale myślę, że nawet nie rozważałby innej drużyny. Speedi wcześniej nie jeździł w Champions Team, podobnie jak Veronek, ale bardzo szybko „wchłonęli” naszą atmosferę i stali się pełnoprawnymi członkami ekipy. Nie mam na myśli samych meczów, bardziej chodzi mi o nasze „życie” na grupie w Messengerze, bo mecze to tylko dodatek. O tym, że atmosfera jest świetna, świadczy choćby to, że nikt nie planuje zmieniać klubu na nowy sezon. Ci, którzy woleliby jeździć w drugiej lidze, będą w niej jeździć w barwach Champions Team II.

I tu chwała Wam za to, że chcecie pomóc tym, co jeździli mniej, lub nie czują się w pełni na siłach na I Ligę. Tylko dlaczego CT II, a nie Champions Squad?

Jeśli klub miałby się nazywać inaczej niż CT II, to prędzej byłoby to Champions Club niż Champions Squad. Champions Squad faktycznie powstało jako pierwsze, ale potem trochę żyło już własnym życiem, coś jak Dobre Duszki i Buoni Fantasmas. Champions Club miało świetne logo i było takim trochę „jajcarskim” klubem. Kto wie, może gdybyśmy odzyskali to logo, to drugi zespół wystartowałby jednak jako Champions Club? Tu muszę jednak przyznać, że za drugi zespół wziąłem się osobiście i po prostu uznałem, że Champions Team II będzie najlepszym rozwiązaniem. Także po to, żeby nowi zawodnicy nie mieli wątpliwości, że to druga drużyna Champions Team i przez to mieli poczucie, że po dobrych występach w „dwójce”, mogą awansować do pierwszego zespołu. Żeby nawet z samej nazwy biła taka jedność obu tych drużyn.

Zostałeś również trenerem CT II. Ale w minionym sezonie nie tylko zastępowałeś Levisa, ale też zasiadałeś na wieżyczce sędziowskiej. Czy krytyka, która potem czasami się pokazywała, jakoś wpływała na Ciebie? Pytam się jako osoba, która nie zbierała zbyt pochlebnych opinii jako sędzia.

W zasadzie i tak, i nie. Taka krytyka w trakcie spotkania aż tak bardzo nie. Podczas jednego ze spotkań faktycznie popełniłem błędy, jednak gdyby się zastanowić po czasie, to nie były one jakieś poważne. Właściwie to w pierwszym biegu zarzucano mi błąd w pytaniu, ale moje źródło znalazło nawet potwierdzenie w innym źródle, które ktoś podał w czasie spotkania. Dlatego uznałem, że w pytaniu nie ma błędu. Potem zdarzyły mi się dwie literówki w nazwiskach w odpowiedzi. W pierwszym przypadku była to kwestia błędnego źródła, w drugim przypadku po prostu źle wpisałem nazwisko do odpowiedzi, ale zaliczałem właściwie. Więc jak widać, parę błędów było, ale nie sądzę, by one wypaczyły wynik meczu. W trakcie spotkania czasami górę biorą emocje i sędzia musi być na to przygotowany. Natomiast dotknęło mnie to, co było już po spotkaniu, a więc wpisy niektórych osób na forum. Myślę, że gdyby nie to, że kiedyś niestety poważnie narozrabiałem w ISQ, to by nawet nie było tematu.

„Poważnie narozrabiałem” – ciekawy eufemizm. Ale o przeszłości powiedziano już wystarczająco i nie wiem czy jest sens do niej wracać. Lepiej spojrzeć w przyszłość. Gdzie widzisz się w przyszłym sezonie? Wprowadzenie rezerw do I Ligi jeżeli pojedziemy na dwie klasy rozgrywkowe? TOP 10 klasyfikacji?

Po prostu napisałem w skrócie, każdy wie, co się wydarzyło i faktycznie nie ma sensu już do tego wracać. Wracanie do tego za każdym razem mogłoby wskazywać, że jest to jakiś „fejm”, powód do chluby, a jest wręcz przeciwnie. Muszę się po prostu skupić na tym, co jest tu i teraz. Przez wiele lat istnienia quizu zrobiłem też mnóstwo dobrych rzeczy – sędziowałem i technikowałem dziesiątki spotkań, ułożyłem tysiące pytań. Chciałbym więc to robić dalej. Do tego, jeśli tylko mogę, to wspieram ISQ finansowo, bo to teraz też jest ważne. A z takich planów trenerskich i zawodniczych, to nic nie zakładam. Druga drużyna ma być przede wszystkim po to, by każdy zawodnik Champions Team, bo tak traktuję również zawodników „dwójki”, był zadowolony. Wyniki nie są ważne, choć oczywiście jeśli pojawi się szansa awansu, to o to powalczymy. Indywidualnie mógłbym cokolwiek zakładać, gdybym miał więcej czasu, by usiąść i przypomnieć sobie to, co przez te dziesięć lat uleciało. Staram się to robić, ale od listopada doszedłem dopiero do roku 1962.

W takim wypadku wypada mi życzyć powodzenia i dojechania do 1980 roku. Dziękuję za rozmowę

Dzięki, jeśli mogę rozszerzyć to życzenie, to życzyłbym sobie dojechania do roku 2020, bo z 2021 już jestem na bieżąco.

Autor: Rudolf

Był zaskoczony liczbą dawnych gwiazd. Wrócił do ISQ i nie chce patrzeć na swoje wyniki – rozmowa z Peerem, zawodnikiem Champions Team

Mezzi (Portal ISQ): Zacznijmy tak rozgrzewkowo. Co robiłeś przez ostatnie osiem lat?

Peer (Zawodnik Champions Team): Właściwie podobnie jak u większości z nas – czas rozbratu z quizem przypadł na okres wchodzenia w dorosłe życie. Po drodze przeniosłem się bardziej na północ i skończyłem studia. Obecnie już od właśnie około ośmiu lat pracuję w IT (programowanie i projektowanie aplikacji/systemów). Wbrew pozorom jest to zajęcie, w którym cały czas ma się kontakt z ludźmi i poznaje nowe osoby, a także można zwiedzić trochę świata. Z zawodowego punktu widzenia zauważyłem w ISQ nową wersję czata, która według mnie działa bardzo fajnie i stabilnie. Także gratulacje dla ekipy rozwijającej ten projekt. A kto wie, może w przyszłości również i mi przyjdzie coś tam dorobić.

Skąd pomysł by wrócić do ISQ? Nie było Cię widać podczas Ligi Miast. Wchodzisz do gry po kilku ligowych kolejkach.

Szczerze mówiąc to nie byłem nawet do końca świadomy tego, że odbywa się reaktywacja, bo w ostatnim czasie nie miałem zbytnio czasu, żeby śledzić nowości ze świata ISQ. No ale w pewnym momencie odezwał się do mnie kolega z CT – Levis, no i tak jakoś poszło. Z lekkim opóźnieniem, ale udało się ponownie „zadebiutować”.

Zdążyłeś się już zorientować co dzieje się w ISQ? Na pewno wygląda to inaczej niż kilka lat temu. Zarówno z czatem jak i portalem.

Po kilku treningach i meczach odnoszę wrażenie, że zapał i emocje graczy znowu stoją na bardzo wysokim poziomie, co jest fajnym zjawiskiem. Czuć podobną atmosferę, jak w moich pierwszych sezonach. Ożywione dyskusje, komentarze, generalnie dzieje się. No i na portalu również powstaje bardzo dużo treści. Także ogólnie jestem pod wrażeniem – widać głód gry w narodzie. Zadziwiło mnie też jak dużo „starych twarzy” pojawiło się ponownie na starcie.

Co sobie pomyślałeś jak Levis wyszedł z propozycją powrotu do ISQ?

Stwierdziłem, że czemu nie, mogę spróbować. Miałem wtedy trochę wolnego, więc wpadłem na trening. Szczerze mówiąc to myślałem, że raczej będę cieniować, no ale na razie nie jest najgorzej.

No właśnie. Debiut po przerwie wspaniały. Na wejściu zrobiłeś 12 punktów w sześciu biegach. Opowiedz nam coś o tym występie.

Na początku w ferworze walki zapomniałem, że w ISQ jest limit na liczbę odpowiedzi i lekko się zagalopowałem ze strzałami ? Potem było już lepiej. Ogólnie wydaje mi się, że ciutkę zmienił się u mnie podział mocnych i słabych stron. Tzn. gorzej idzie mi spisywanie i walka „w chaosie” strzelania, ale za to trochę częściej znam poprawną odpowiedź na pytanie. Co w sumie nawet cieszy, w ostatnich latach „mniej więcej” śledziłem rozgrywki żużlowe i coś tam w głowie zostało. Ciągle jeszcze szukamy drużynowego zwycięstwa, ale moim zdaniem potencjał w zespole mamy bardzo duży. Myślę, że w drugiej części sezonu pokaże się sportowa złość i możemy jeszcze wygrać kilka meczów.

Szczerze? Nie wygląda to dobrze w CT, siedem porażek na siedem możliwych. Twój powrót może zmienić trochę oblicze CT, ale chyba nie chcecie zająć ostatniego miejsca w tabeli.

Zobaczymy jak pójdzie. Przede wszystkim liczy się dobra zabawa. Raczej nie napinamy się, żeby wygrywać za wszelką cenę. A przecież przy dzisiejszym rozwoju technologii pokus do kombinowania jest pewnie dużo. Ale kto wie, może choć częściowo uda nam się powtórzyć wyczyn gorzowskiej stali z prawdziwego żużla. Wiem, że koledzy którym do tej pory słabiej szło będą na pewno pracować nad formą. Parafrazując klasyka, dopóki palce uderzają w klawisze i mamy matematyczne szanse, to wszystko jest możliwe.

To skąd twoim zdaniem taki problem z wygrywaniem? Przeciwnicy są zbyt mocni, czy uważasz, że wam czegoś brakuje?

Szczerze mówiąc to nie znam odpowiedzi na to pytanie. Zwłaszcza, że dopiero dwa mecze za mną. Generalnie jak wszędzie jest tu też pewny element szczęścia i losowości – np. kiedy akurat jesteś w trakcie pisania jakiejś odpowiedzi i trafisz, że sędzia podpowiada coś innego. Zdobywając 40-41 punktów w meczu brakuje tak naprawdę 1-2 lepszych biegów i wynik mógłby się przewrócić w drugą stronę – tak jak mieliśmy w ostatnim meczu z DD. Można gdybać, że jeśli byśmy mieli więcej farta to moglibyśmy mieć np. 6 pkt i widoki na medale. No ale takie jest życie – mamy 0 i musimy spróbować powalczyć w dalszych meczach.

Zawsze miałeś dobry wpływ na tę drużynę, mówię o wynikach. Pamiętasz jeszcze swoje sukcesy w ISQ? Co pierwsze nasuwa Ci się na myśl.

Tak naprawdę to zbyt dużo już nie pamiętam sprzed lat, ale z tego co zdążyłem sobie przypomnieć to najistotniejsze chyba były dwa drużynowe medale z CT. W forumowym wątku związanym z historią widziałem, że miałem też całkiem nie najgorsze statystyki indywidualne w lidze. Kojarzę też, że kiedyś istniały nawet inne ligi ISQ np. tzw. liga angielska i też miałem tam okazję startować w różnych klubach. Wyleciało mu już jednak z pamięci jakie tam wyniki osiągałem – może gdzieś w odmętach Internetu można znaleźć jakieś archiwa.

A jaki cel stawia sobie Peer po powrocie do ISQ?

Przede wszystkim dobra zabawa i poszerzanie wiedzy o naszym ulubionym sporcie. No i może też trochę ćwiczenie umiejętności szybkiego czytania i kojarzenia faktów, co przydaje się w różnych dziedzinach życia. Na wyniki już tak bardzo nie patrzę jak kiedyś. To trochę jak z pieniędzmi – jak masz „zajawkę”, to często prędzej czy później przychodzą same.

Co sądzisz o waszych rywalach? A może coś się na tle tej rywalizacji wyróżnia?

Uczciwie powiem, że zbyt dużo na ten temat nie wiem, bo nie miałem zbytnio czasu zagłębiać się w wyniki innych meczów. Zauważyłem natomiast, że niektórzy zawodnicy naprawdę imponują formą u progu „nowej ery ISQ”. Zwłaszcza czołówka statystyk ligowych. Mogę tylko pogratulować wiedzy.

Powiedziałeś, że pracujesz w branży IT. Gdybyś ktoś się zwrócił do Ciebie z pomocą, byłbyś w stanie udzielić jakiejś rady, by pomóc z czatem albo portalem?

Pewnie, jeśli czas pozwoli i będę umiał pomóc w danym temacie, to mogę rzucić okiem.

Masz jakiś pomysł odnośnie ISQ, czegoś Ci brakuje, albo nie daje spokoju?

Na ten moment nic konkretnego jeszcze mi się nie nasuwa. Może z czasem, przy ponownym wgryzieniu się w rywalizację pojawi się coś ciekawego.

Dziękuję za rozmowę. Powodzenia w ISQ i masz może jakieś słowo na koniec?

Dzięki, pozdrowienia dla teamu CT i czytelników portalu

Dziennikarz, autor książek, biegacz, miłośnik sportów zimowych, szachista, ornitolog, przewodnik turystyczny i mistrz ISQ. Oto Daniel jakiego nie znacie

Lista jego zainteresowań jest bardzo długa. Daniel w wywiadzie udzielonym Portalowi ISQ opowiedział o swoim życiu, pogodnym nastawieniu, celach w ISQ, a także tym, co robi poza quizem. Ostrzegamy: to będzie długa lektura.

Witek (Portal ISQ): Daniel, przeklinasz?

Daniel (trener i zawodnik Buoni Fantasmas): No właśnie nie! Żartujemy sobie z tego czasem na czacie, że nie miewam kar w ISQ za takie „wykroczenie”, ale na co dzień również staram się unikać wiadomego słownictwa i uważam, że udaje mi się to z bardzo dobrym skutkiem.

Pytam, bo jesteś uznawany za niezwykle pogodnego człowieka, który niezależnie od okoliczności pozostaje spokojny. Czy w ogóle można kiedyś spotkać wkurzonego Daniela?

Szczerze mówiąc to rzeczywiście niezbyt często i mam tu na myśli realne życie, a nie tylko nasz internetowy quiz. Oczywiście, czasem wkurzy się każdy, również ja, ale faktycznie zwykle jestem optymistą i próbuję doszukiwać się raczej pozytywów. To jasne, że nie zawsze tak się da, ale staram się mimo wszystko panować nad sobą i nie okazywać przesadnych negatywnych emocji.

Jaka jest zatem recepta na to, by tak optymistycznie podchodzić do życia?

Nie wiem. Ja już tak mam, może pomaga mi to, że jest dużo drobnych spraw, które dają mi w życiu radość, często wiążących się z moimi rozmaitymi zainteresowaniami. Być może szereg pozytywnych drobiazgów skumulowanych razem pozwala po prostu w większym stopniu cieszyć się życiem? ISQ też jest czymś takim, bo daje dużo radości, a nie jest w żadnym razie jedyne.

Jak minęło Ci te 8 lat bez Internet Speedway Quiz?

W przeciwieństwie do wielu quizowiczów moje związki z żużlem pozostały bliskie. Jeszcze przed upadkiem quizu nawiązałem współpracę z Tygodnikiem Żużlowym. Potrwała ona 10 lat, a obecnie pracuję na etacie w toruńskich „Nowościach”. Jestem więc stale blisko żużla i to również od drugiej strony. Znam toruńskie środowisko żużlowe, ale nadal lubię pójść na turniej juniorów także jako kibic i wciąż jednakowo cieszę się każdymi żużlowymi zawodami, obojętnie od ich rangi i obsady. W międzyczasie zrobiłem również uprawnienia na przewodnika po Toruniu, więc mam drugi dodatkowy zawód, który również lubię. Rodziny jeszcze nie mam, ale wiążę przyszłość z Toruniem, w którym czuję się doskonale.

Jeszcze, czyli rozumiem, że tu też stosujesz optymistyczne podejście. Wracając jednak do pracy, to przewodnikiem jesteś już od lat. Co zrobić, byś oprowadził nas po toruńskiej starówce i innych pięknych miejscach w mieście?

Nic nie stoi na przeszkodzie, wystarczy po prostu przyjechać do Torunia. Jeżeli tylko ktoś z quizowiczów chciałby poznać miasto zwiedzając je ze mną, to wystarczy, że da mi o tym znać. Oprowadzam zarówno 40-osobowe grupy szkolne, jak i kameralne grupki liczące 1-3 osoby. W małym gronie zwiedza się lepiej, bo można skupić się także na detalach. W Toruniu jest co oglądać, bo miasto ma autentyczny charakter i nie było zburzone w trakcie II wojny światowej. Tym bardziej więc zapraszam do zwiedzania ?

Był żużel, była turystyka, to teraz kolej na historię. Napisałeś książkę o toruńskim żużlu. Opowiedz o niej.

Pomysł pojawił się trzy lata temu. Idea była taka, by napisać książkę całkowicie inną niż wszystkie dotychczasowe książki o żużlu, w pełni oddając głos możliwie wielu bohaterom. Początkowo wahałem się, czy w ogóle pisać, bo wydawało mi się, że nie uda mi się już zebrać wspomnień o żużlu tuż po wojnie. Okazało się jednak, że jest inaczej i ten okres też jest bogato reprezentowany. Łącznie odbyłem ponad 100 rozmów. Lista rozmówców rozwijała się na bieżąco, nierzadko ktoś na koniec rozmowy radził, do kogo jeszcze warto się zwrócić z osób, które nie jeździły, ale w jakiś sposób były związane z klubem około 50-60 lat temu. Końcowy efekt jest taki, że mamy książkę pełną przygód, anegdot i nierzadko wesołych opowieści, a zarazem nie pomijającą ważnych wydarzeń i sukcesów Apatora. Nie mnie oceniać, czy książka jest rzeczywiście dobra, ale uważam, że śmiało mogę powiedzieć, że zaczynając nie przypuszczałem, że będzie w niej tyle fajnych historii.

I pewnie dzięki tym rozmowom jesteś poza zasięgiem rywali w ISQ. Nie ma wątpliwości, że w ten sposób dowiedziałeś się wiele ciekawostek. Wszak po wielu pytaniach pisałeś na czacie, że rozmawiałeś z tym i z tym zawodnikiem.

To prawda. Spośród żyjących zawodników Apatora rozmawiałem z wszystkimi z lat 50-70. Z kolejnych dekad musiałem już dokonać pewnego wyboru i ograniczyć się do tych najważniejszych, ale nie pominąłem niemal żadnego z czołówki. Nie spotkałem się tylko z Wiesławem Jagusiem, choć namawiałem go na rozmowę – Jaguś nie udziela jednak wywiadów. Pozostali są za to w komplecie, więc gdy pojawia się pytanie o Toruń, to rzeczywiście są to pytania o ludzi, których znam osobiście. Pracując nad książką rozmawiałem jednak także z osobami spoza Torunia, jak Marek Cieślak, Andrzej Wyglenda, Andrzej Pogorzelski, Jerzy Szczakiel, Jerzy Trzeszkowski, Paweł Waloszek. Ich opowieści na pewno są pomocne w ISQ. Pisząc o Toruniu musiałem mieć poza tym na uwadze to, że Toruń nie był przecież zamknięty na kraj i świat, ale uczestniczył w ogólnopolskich rozgrywkach. Trzeba było więc poszerzać swoje horyzonty i zarazem wiedzę o całym polskim żużlu tamtych lat. W ISQ daje to jak widać niezły efekt.

Już nie mogę się doczekać aż ta książka przyjdzie do mnie. Nigdy nie spodziewałem się, że kupię coś z klubowego sklepu Apatora. Jednak nie każdy wie, ale to nie pierwsza Twoja książka. Jesteś też autorem biografii Jana Ząbika i książki o… biegach narciarskich.

Tak właśnie było. Pomysł na książkę ze wspomnieniami Jana Ząbika wyszedł od redaktora Wiesława Dobruszka, który szukał osoby do napisania toruńskiego tomu w serii „Asy żużlowych torów”. Akurat wtedy rozpocząłem współpracę z „Tygodnikiem Żużlowym” i szybko zaowocowała ona pierwszą książką. Druga książka wiąże się natomiast z moim zainteresowaniem sportami zimowymi. Zimą nie ma żużla, ale w Eurosporcie cały czas było narciarstwo i już w połowie lat 90. połknąłem bakcyla. Koledzy w szkole nie mieli wtedy pojęcia kim jest Małysz, a ja już oglądałem każde zawody. Praca nad książką o biegach była trochę podobna do pracy nad nową książką o żużlu, bo już wtedy skupiłem się na wspomnieniach i anegdotach. Mogę się pochwalić, że książka była promowana w trakcie Pucharu Świata w Szklarskiej Porębie, a następnie dostała tytuł „Książki miesiąca” w „Magazynie Literackim Książki”, za co odbierałem dyplom na dorocznej gali tego czasopisma w Bibliotece Narodowej w Warszawie, między Danielem Olbrychskim i Marylą Rodowicz, którzy też zostali wyróżnieni za swoje książki ?

Skąd to zainteresowanie sportami zimowymi? Przecież jesteś z Torunia, a nie Podhala.

To prawda, ale tak jak wspomniałem wyżej były one rodzajem zastępstwa dla żużla. Terminowo wszystko pasuje idealnie – w połowie marca kończy się narciarstwo, a zaczynają się pierwsze sparingi. Z kolei w październiku kończy się żużel, a pod koniec tego miesiąca rusza PŚ w narciarstwie alpejskim. Zarazem jednak te dyscypliny bardzo szybko przestały być tylko i wyłącznie zastępstwem, a stały się równie wielką pasją. Uwielbiam je oglądać, a dodatkowo jest to też moje hobby kolekcjonerskie – od lat wymieniam się z innymi zbieraczami z różnych krajów płytami DVD z nagraniami z zawodów sprzed lat. Posiadam nawet zapisy transmisji z lat 60., nie mówiąc o kolejnych dekadach. Wielu polskich narciarzy sprzed lat, w tym Wojciech Fortuna, właśnie ode mnie posiada nagrania ze swoich startów.

Masz także nagrania imprez żużlowych. I przypuszczam, że niemałą wideotekę. hN dostał już swoje upragnione Odsal? Gdzie to wszystko Ci się mieści?

Z żużla wbrew pozorom mam niewiele – raptem z 10 płyt DVD z upchanymi plikami .avi, każdy po około 300 MB. hN Odsal nie dostał, ale wszystkie takie turnieje są już i tak od dawna na Youtube i przestały być rarytasami. Natomiast prawdą jest, że płyty z narciarstwa zajmują kilka półek. Przymierzam się do przegrania tego wszystkiego na pojemny dysk zewnętrzny. Z żużla planuję kiedyś w możliwie dużym stopniu skompletować kolekcję meczów Apatora. Wielu nagrań nie ma w sieci, ale są kolekcjonerzy, którzy je posiadają.

Z tego co wiem, to zacząłeś biegać, ale zimą biegasz też na nartach. Masz już jakieś osiągnięcia w tej kategorii? Co jest trudniejsze?

Jedno i drugie czysto hobbystycznie i zupełnie amatorsko, bez osiągnięć, nie licząc narciarskiego wicemistrzostwa Polski dziennikarzy z 2013 roku, gdzie jednak wiele osób miało biegówki pierwszy raz na nogach – było to przy okazji Pucharu Świata w skokach w Wiśle. Biegówki są oczywiście trudniejsze, bo zwykłe bieganie jest jakby naturalne, a tu na początku może brakować koordynacji ruchowej. Narty angażują też więcej mięśni i czuje się większy wysiłek.

I do tego dochodzą jeszcze szachy. Tam partii raczej nie nagrywasz, ale regularnie bierzesz udział w turniejach. Jak Ty na to wszystko znajdujesz czas? I skąd zamiłowanie do szachów?

Piętro wyżej mieszkał nade mną Krzysztof Woźniak, działacz sekcji szachowej Apatora – taka sekcja istniała w klubie równolegle do żużlowej. Wiedziałem, że gra, ale długo mnie to interesowało. Gdy już jednak spróbowałem, pod koniec szkoły podstawowej, wciągnęło mnie bez reszty. Turnieje na moim poziomie – w porównaniu z profesjonalnymi graczami nadal amatorskim, choć mam na półce kilka pucharów – najczęściej są jednodniowe i odbywają się w weekendy, więc nie są aż tak czasochłonne. Biorę jednak udział także w lidze wojewódzkiej jako zawodnik AZS- UMK, a latem zdarza mi się zagrać w dłuższym tygodniowym turnieju. Kiedyś dużo grałem z Liraszem – początkowo był ode mnie lepszy, więc miałem motywację, żeby się szkolić. Wiem, że Łukasz ostatnio wygrał turniej (gratulacje!), więc warto będzie powrócić do naszych partii.

Chyba prościej mi będzie zapytać czym się nie interesujesz?

Żartuję czasem, że z dyscyplin sportu nigdy mnie nie pociągała zbytnio piłka nożna, choć jest taka popularna. Oglądam co ważniejsze mecze, ale nie wzbudzają we mnie większych emocji. Z zainteresowań mogę za to jeszcze dodać np. historię sztuki, ornitologię, czy muzykę.

O właśnie! Pamiętam, że kiedyś w gazecie była informacja o Tobie, że liczyłeś ptaki. Skąd zainteresowanie właśnie ornitologią?

Też z dzieciństwa, jak u mnie niemal wszystko. Przypadkowo znalazłem w domu książkę „Ptaki Polski” profesora Jana Sokołowskiego. Nie miałem jeszcze 10 lat, a czytałem ją na tyle często, że opanowałem nawet większość nazw łacińskich. Myślałem wtedy, że pójdę na biologię, ale skończyło się na hobby. Mam jednak profesjonalną lunetę i byłem już m.in. w wielu parkach narodowych, w tym nad Biebrzą. W okolicy Torunia też da się znaleźć cenne przyrodniczo tereny, nawet jeśli nie tak wielkiej skali, jak parki narodowe.

Zaskakujesz mnie coraz bardziej. Powiem Ci, że idealnie nadawałbyś się do Milionerów czy Jeden z dziesięciu. Myślałeś o tym?

Szczerze mówiąc myślałem kiedyś o Milionerach. Nigdy się jednak nie zdecydowałem, może słusznie, może nie. Na pewno są dziedziny wiedzy, w których czułbym się słabo, podobnie jak np. tematy bardziej life-stylowe. Ale nigdy nie mów nigdy ?

Przejdźmy zatem do ISQ. Zostałeś trenerem Buoni Fantasmas. Jak do tego doszło?

Przypadkowo. Jechaliśmy Ligę Miast i wiadomo było, że wróci liga. W rozmowie z hN pojawił się więc pomysł na reaktywację BF. Byłem trenerem Kujaw i Pomorza, więc na tej samej zasadzie zostałem trenerem BF. Później było mi głupio, bo trenerem powinien być Suharek. W praktyce BF ma aż trzech trenerów – prócz mnie właśnie Suharka i Rudolfa. Nawet w trakcie meczów konsultuję z nimi różne decyzje i nie jestem na pewno takim trenerem w pełnym znaczeniu tego słowa.

Jak się dogadujecie we trójkę? Często podczas meczów bierzesz przerwę. Czy to spowodowane jest tymi konsultacjami?

Dokładnie tak. Rozmawiamy przez Messenger, ale tekstowo, bez dzwonienia ? Lubię się poradzić bardziej doświadczonego trenera, jakim jest Suharek. Ostatecznie zmiany i tak zgłaszam ja, ale czuję się pewniej, gdy wiem, że Suhy i Rudolf mają podobne zdanie. Bywa jednak i tak, że postąpię inaczej, po swojemu. Branie czasu jest też niekiedy po to, by coś doradzić jadącym kolegom – np. kto ma z kogo spisywać.

Czy BF spisuje się na miarę oczekiwań sztabu szkoleniowego?

Liczyłem na trochę więcej, ale jak już niedawno mówiłem drużynie brakuje stabilności. Mimo wszystko widzę jednak progres, a biorąc pod uwagę fakt, że u wielu osób są jeszcze rezerwy, w kolejnych miesiącach możemy być bardzo groźni.

Gdyby nie odszedł Kasper, to pewnie szlibyście na mistrza. Pewne jest to, że mecze z Waszym udziałem gwarantują emocje.

To prawda, z Kasperem bylibyśmy pewnie faworytami. Jego brak sprawił jednak, że zakontraktowaliśmy Wazzupa i Grigoriana, którzy pokazują duży potencjał. Emocji w naszych meczach faktycznie nie brakuje. Często przegrywamy lub wygrywamy niewielką różnicą punktów. W siedmiu kolejkach tak naprawdę nie wyszedł nam tylko mecz z BAD.

Prowadzisz zacięty pojedynek z Paweuem o pierwsze miejsce w statystykach. Czy ta rywalizacja jeszcze bardziej napędza Cię do poszerzania wiedzy?

Nie myślę o konieczności uczenia się tylko pod kątem statystyk. Z drugiej jednak strony nie ukrywam, że bardzo zależy mi na wygraniu tej klasyfikacji. Przez całą pierwszą rundę ani razu nie byłem ostatni, a tylko trzy razy zająłem trzecie miejsce. Moim celem na koniec sezonu jest średnia 2,5 punktu na bieg bez bonusów. Nie będzie łatwo, ale mimo wszystko uważam, że jest to wykonalne.

A jakie cele stawiasz przed drużyną i sobą w zawodach indywidualnych?

Indywidualnie celem jest medal IM ISQ. Nie będę ukrywał, że liczę na złoto, ale zarazem wiem, że w jednodniowych zawodach może wydarzyć się dużo i nie ma pewności, że nawet przy prowadzeniu w rankingu średnich będę faworytem. Medal jest jednak celem minimum – czwarte lub piąte miejsce nie byłoby zadowalające. Drużyna ma natomiast za zadanie wejść do play-off i dalszą walkę o medal. Miejsce poza czwórką byłoby dużym rozczarowaniem, natomiast awans do półfinałów sprawi, że czeka nas otwarta walka o najwyższe laury.

To teraz na koniec: czy ten facet dalej pływa na Katarzynce?

Kiedyś pływał kapitan Prusakiewicz, teraz pływa ktoś inny. Łódka też już inna, obecnie jest Katarzynka II, ale pływa, pływa!

Bałem się, że wszyscy dadzą mi do zrozumienia, że mnie w tej zabawie nie chcą – rozmowa z Aszotkiem, zawodnikiem Champions Team

Witek (Portal ISQ) Internet Speedway Quiz wrócił po ośmiu latach. Co w tym czasie zmieniło się w Twoim życiu?

Aszotek (zawodnik Champions Team): Bardzo wiele, mógłbym powiedzieć, że wszystko. Myślę, że jak u większości z nas. Pracuję, mam żonę, dwójkę dzieci. Zupełnie inne priorytety.

Pamiętam, że wtedy byłeś studentem prawa. Poszedłeś w tym kierunku dalej? Choć pewnie jeżeli tak, to za dużo nie możesz o tym mówić.


Nie mogę mówić o sprawach moich Klientów, ale o sobie jak najbardziej. Tak, poszedłem dalej, spełniłem swoje dziecięce marzenie powstałe na skutek oglądania amerykańskich filmów i zostałem adwokatem.

Osiem lat to szmat czasu, choć dla Ciebie przerwa od ISQ trwała nieco dłużej, bo dziewięć lat. Wierzyłeś w to, że ISQ jeszcze kiedyś wróci?


Powiem tak – początkowo w ogóle o tym nie myślałem. Ja na kilka lat odciąłem się od wszystkiego, w ogóle nie miałem kontaktu z kimkolwiek z ISQ. Dlaczego, to pewnie jeszcze do tego przejdziemy w kolejnych pytaniach. Widząc próby reaktywacji, traktowałem to bardziej na tej zasadzie, że to świetna zabawa, super jakby wróciła, ale nie planowałem mojego powrotu. Nie dlatego, że nie chciałem – po prostu było mi strasznie wstyd za to, co się kiedyś stało. Jakoś tak jednak wyszło, że gdy pojawił się temat reaktywacji, zaproszono mnie do grupy CT powstałej na whatsappie, pojawiła się wizja powrotu drużyny. Pomyślałem, że pojadę 2-3 mecze w sezonie, zobaczę, jaka będzie reakcja innych na moją osobę. Ta reakcja zaskoczyła mnie bardzo pozytywnie. Bałem się, że każdy będzie mi wypominał to, co się stało, że wszyscy dadzą mi do zrozumienia, że mnie w tej zabawie nie chcą. Wtedy oczywiście nie bawiłbym się w to na siłę. Było jednak zupełnie inaczej. Bardzo mnie to cieszy i dziękuję za to, że wszyscy wykazali się takim zrozumieniem. Natomiast ja cały czas mam wyrzuty sumienia. Myślę, że to widać, chociażby po tym, że gdy wyrzucono z quizu Jakubo i Gallopa, sam zaoferowałem, że napiszę 100 pytań oraz wpłacę 300 złotych dla rozwoju quizu. Tak akurat wyszło, że przez upadek quizu, miałem tylko rok przymusowej absencji w startach.

Powiem szczerze, że tamta afera wpłynęła na to, że przestało mi tak bardzo zależeć na ISQ. Miałem tego dość, bo po kim jak po kim, ale po Tobie tego bym się nie spodziewał. Czy miałeś wrażenie wtedy, że zawiodłeś wiele osób?


Nie tylko wtedy, ale cały czas mam takie wrażenie. Z perspektywy czasu z pewnością zawiodłem też siebie. Tak naprawdę jestem jedyną osobą, która może wytłumaczyć, dlaczego tak się stało, ale po tych prawie 10 latach jestem jedynie w stanie przytoczyć powody, natomiast kompletnie ich nie rozumiem. Dla takiego zachowania nie ma żadnego zrozumienia i żadnych wytłumaczeń. Na marginesie dodam, że nawet wybór nicka do quizu po reaktywacji nie był u mnie przypadkowy. To, co złe, stało się gdy startowałem jako „Radek”. Chcę się od tego odciąć w tym sensie, że sam bardzo się tego wstydzę. Nie mogę natomiast uciekać od tego, co się stało i czymkolwiek tego tłumaczyć. To była tylko i wyłącznie moja wina.

Zatem jakie były powody?


Na początku powodem była tylko i wyłącznie chęć częstszych startów. Mam wrażenie, że wtedy quiz stał się dla mnie pewnym uzależnieniem, to odbijało się nawet na moim związku, bo zamiast spędzać czas z dziewczyną, obecnie żoną, startowałem w meczach. Chciałem więcej, częściej. Totalna głupota, dziecinada. Jak już się zacznie oszukiwać, to potem trudno przestać. Zwłaszcza, że były osoby, które o tym wiedziały i którym to pasowało. To tworzy fałszywe poczucie, że nie robi się nic złego. Ale żeby było jasne – jeszcze raz podkreślę, że to była tylko i wyłącznie moja wina. I żeby było jasne – zdecydowana większość Champions Team nawet nie wiedziała o tym, że mam inną tożsamość czy tożsamości. Nie chcę, by przeze mnie ktoś miał złe zdanie o całym zespole, bo tam byli i są świetni ludzie, którzy wiele wnieśli dla tej zabawy.

Powiedziałeś, że „na kilka lat odciąłeś się od wszystkiego, w ogóle nie miałem kontaktu z kimkolwiek z ISQ”. Dlaczego?


Powiem więcej – ja się w ogóle odciąłem od żużla. Przez te dziewięć lat byłem na żużlu tylko dwa razy – w 2015 roku, ale to trochę z przypadku, no i teraz w 2020 roku, już intencjonalnie. Było mi po prostu wstyd przed wszystkimi. Też przed sobą, więc potrzebowałem takiego katharsis.

Teraz rozumiem jesteś już oczyszczony i gotowy do rywalizacji w ISQ? Nie da się ukryć, że poza nielicznymi szpilkami wbijanymi m.in. przeze mnie, to raczej nikt nie rozpamiętuje tego co było. ISQ znów sprawia nam wszystkim sporą radość. Tobie też?


Oczyszczony to złe słowo, bo czasu się nie cofnie. Ale myślę, że umiem do tego podejść z dystansem. Właśnie dlatego, że czasu już nie cofnę, więc tego, co było nie zmienię. Fajne jest to, kiedy czyta się takie posty, jak np. Malaka, że był do Champions Team przed sezonem nastawiony negatywnie, ale zobaczył, że naprawdę jesteśmy w porządku. Dla mnie to w pełni zrozumiałe, że ktoś może być do mnie uprzedzony. Sam bym był. Jeśli ktoś mi wbija szpilkę, to nie mam z tym teraz problemu. Nawet z takimi tematami. Kiedyś to w ogóle miałem „kija w dupie” i pewnie dlatego nie rozumiałem poczucia humoru niektórych, np. Fajrantów.

A tu się okazuje, że po aferze Gallopa i Jakubo znaleźliście z Fajrantami nić porozumienia. A może nawet nie nić, a cały kłębek.


Nie sądzę, by chodziło tylko o tę aferę. W ogóle, ostatnio na naszym klubowym messengerze, Citas napisał coś fajnego, z czym się w pełni zgadzam. Że my i Fajranci to takie dwie zgrane ekipy dzieciaków z sąsiednich bloków. Rywalizujące. Ale teraz te ekipy dorosły, już nie są dzieciakami.

Patrząc na Wasze wyniki, mam wrażenie, że to czy przegracie, czy nie, to Wam lata. Ważniejsze jest to, by się spotkać na czacie i wspólnie pobawić się w ISQ.


Nawet nie tylko na czacie. Na czacie spotykamy się raz w tygodniu, czasami uda się coś pojechać poza tym, ale wiadomo – każdy ma swoje życie, nie zawsze jest czas. Natomiast cały czas hula nasz klubowy messenger, na którym piszemy nie tylko o quizie. I to jest fajne. W ogóle, dla mnie największą wartością powrotu ISQ jest to, że odnowiłem kontakty ze świetnymi ludźmi. Z którymi, przez moją głupotę, te kontakty straciłem. A co do wyników? Cóż, jeśli powiem, że nie chcemy wygrywać, to minę się z prawdą, bo każdy chce. Ale tak jak mówisz, nie to jest dla nas najważniejsze. Więc jeśli wygramy, to super. Jeśli nie, to przecież nic się nie stało. Pewnie z czasem te zwycięstwa przyjdą, bo składu wcale złego nie mamy. W zasadzie, to tylko ja mam wyniki zdecydowanie poniżej oczekiwań. Tyle, że oczekiwań innych. Ja się raczej spodziewałem, że po 9 latach niemal zerowego interesowania się speedwayem, łatwo nie będzie.

Mam to samo. Oczekiwania są wielkie, a wiedza mizerna. Jakie masz zatem cele na ten sezon?


Mimo wszystko Tobie ten powrót wychodzi dużo lepiej. Przecież ja w lidze wygrałem póki co jedynie dwa biegi i to oba w pierwszej kolejce! To jest tragedia. Teraz moim celem jest pokazanie, że jeszcze nie jestem takim kompletnym „dziadem”. W wolnych chwilach, których za dużo nie ma, układam pytania i odświeżam swoją wiedzę żużlową. Chciałbym kiedyś wrócić na poziom, jaki reprezentowałem. Nie mówię nawet, że na taki, jaki jeszcze przed oficjalnym istnieniem ISQ, ale na takiego solidnego ligowca na te 10 punktów w meczu. Na szczęście teraz już się nie boję, że znowu wpadnę w jakieś uzależnienie od ISQ. Mam za dużo fajnych rzeczy wokół siebie, a moją najnowszą pasją stało się bieganie.

O tak! Nie ma nic przyjemniejszego niż założyć buty, ruszyć przed siebie i pokonywać kolejne kilometry. Szkoda, że nie ma jakiś audiobooków z historią żużla. Z pewnością by to nam pomogło.


Zdecydowanie. Nie wyobrażam sobie jednak biegania bez Spotify. I to ze specjalną playlistą, która pobudza do dania z siebie jeszcze więcej. Ale na taki spokojny, chilloutowy bieg, jak najbardziej audiobook z historią żużla by się nadał.

O bieganiu moglibyśmy gadać i gadać. Też tak miałeś kiedyś, że nie lubiłeś biegać, a jedyną aktywnością pod tym względem był bieg na autobus? A teraz czekasz niecierpliwie na kolejny bieg?


Ha! Jakbyś zgadł! W szkole zawsze byłem jednym z najsłabszych w bieganiu. Miałem nawet zwolnienie z dystansów dłuższych niż 300 metrów, bo niby się za bardzo męczyłem. To oczywiście były wymówki. Jasne, nie mam predyspozycji sprintera, ale najpiękniejsze jest właśnie pokonywanie własnych słabości. To nie było tak, że w ogóle nie uprawiałem sportu, bo czasem coś tam pograłem w kosza, czy w nogę, nawet nie na takim tragicznym poziomie. Ale w życiu nie pomyślałbym, że to właśnie bieganie stanie się moją pasją. Przez pandemię było trochę więcej wolnego czasu, pierwszy raz pobiegłem sobie ok. 8,5 kilometra pod koniec kwietnia. Zgadałem się z kumplem, zaczęliśmy biegać razem. Nawet nie zawsze faktycznie razem, ale pod kątem rywalizacji. Potem miałem miesięczną przerwę spowodowaną zabiegiem korekty przegrody nosowej, gdzie w ogóle nie mogłem podejmować wysiłku fizycznego. To było straszne! A we wrześniu przebiegłem swój pierwszy półmaraton. Ja, który w szkole miał zwolnienie z dystansów powyżej 300 metrów. Z tego pokonywania własnych słabości naprawdę jestem dumny, po bieganiu wręcz unoszę się nad ziemią. W trakcie, pewnie sam wiesz, jak jest. Non stop masz ochotę przestać. Ale o to właśnie chodzi, by nie przestawać, by osiągnąć swój cel.

Dokładnie. Ostatnio zostałeś II trenerem Champions Team, a nawet prowadziłeś zespół w jednym z meczów. Brakowało Ci tego?


Jak już wspomniałem, na początku nie chciałem się angażować. Bałem się tego, nie wiedziałem, jak to by zostało odebrane. Nie chciałem wprowadzać zamieszania. Wiadomo, jak jest. Ponadto nie spodziewałem się, że znowu się tak zaangażuję. Na szczęście nie tak, jak kiedyś, kiedy poświęcałem na ISQ kilka godzin dziennie, bo teraz są rzeczy, które mi to zrównoważą. Ale uwielbiam prowadzić zespół. Bardzo mi tego brakuje. Zgłosiłem się na drugiego trenera, bo Klecześ, którego ciągle za to opieprzamy, ma ciągłe problemy z docieraniem na czat. Poprowadziłem zespół z Fajrantami, bo to taki prestiżowy mecz. Przed sezonem debatowaliśmy, kto ma być trenerem zespołu i nie było chętnego. Nominowaliśmy Levisa.

To teraz celem sztabu szkoleniowego na pewno jest pierwsze zwycięstwo. CT sprowadziło PeeRa. Rozważane są kolejne transfery?


Celem jest przede wszystkim dobra zabawa, a przy okazji fajnie byłoby wreszcie wygrać. Dalszych transferów już nie rozważamy. Chcieliśmy sprowadzić Cysa, ale wybrał Fajrant Team. Za to doszedł PeeR, świetna sprawa, bo to też mega ważna postać dla CT. Mamy fajny skład, ludzi, którzy się dobrze dogadują, są chętni do jazdy. Na meczu z WS było nas w pewnym momencie dwunastu. Totalnie bez sensu byłoby teraz na siłę sprowadzać kogoś, kto stworzyłby jeszcze większą konkurencję, to byłoby nie fair. Próbujemy natomiast dotrzeć do legend CT, niestety Raphi nie odpisał na zadane mu na facebooku pytanie, czy należy prewencyjnie spałować Ślązaków (takie nawiązanie do dawnych czasów i drugiego ulubionego powiedzenia Raphiego). Nawet nie wiemy do końca, czy właściwej osobie zadaliśmy to pytanie.